StoryEditorRodzina

61-latek oswoił komputer, aby poznać historię rodziny ze wsi pod Lwowem

30.06.2019., 15:06h
Nie jest historykiem, a jednak niewiarygodnie dużo wie o historii – Europy, dawnej polskiej wsi Siemianówka i swojej rodziny. W domu w Dąbrowie pod Oleśnicą przegląda stosy zdjęć, pisze do nieznajomych ludzi i kompletuje materiały do kolejnej książki. Henryk Tuła rozpoznał niedawno swoje kolejne powołanie – został genealogiem amatorem.

Dla przodków oswoił komputer

Przepraszam, a pani to jak daleko zna swoją rodzinę? – pyta Henryk Tuła, kiedy siadamy do ciasta, które upiekła chwilę wcześniej jego żona.

Świetne to ciasto, napisaliśmy o nim na naszych łamach kilka tygodni temu. Żoną Henryka jest bowiem Alicja, która w domu prowadzi jednoosobową firmę produkującą torty i ciasta.

Po obu stronach mojego drzewa dotarliśmy do nazwisk, przy których tkwią daty z drugiej połowy osiemnastego wieku. To dziś możliwe, bo wiele danych ma swoje wersje cyfrowe – odpowiadam.

Ooo, to już całkiem daleko. A czy pani wie, że ja jeszcze nie tak dawno znałem tylko swojego dziadka, tego z Tułów? Większość ludzi dziś wie coś o swoich pradziadkach. Ja teraz, jak szukałem swoich korzeni, widzę, że rodzeństwo dziadków to już zupełnie tajemnicza sprawa jest dla większości. A ja swoim dzieciom chciałem przekazać wiedzę o przodkach, ale nic nie wiedziałem – zaczyna opowieść Henryk.

Jej korzenie tkwią głęboko w mitycznej krainie – Siemianówce. To wieś na dzisiejszej Ukrainie. Wiele rodzin z niej przesiedlono na niewielki obszar wokół Wrocławia – podobnie jak opisywane kiedyś na naszych łamach Sąsiadowice, które niemal w całości przeniesiono do wsi Bielkowo.

Bo ciotka paliła zdjęcia

Rodzice urodzili się jeszcze w Siemianówce. Tam się też poznali. Tata ze swoją matką, czyli moją babcią, wyjechał do Doboszowic pod Kłodzkiem w 1945 roku. Mama z rodziną wyjechała rok później i osiadła w Dąbrówce, tu, gdzie siedzimy. Mama wyszła za mąż w 1947 roku i przeprowadziła się do taty, do Doboszowic. Tam urodziła pięcioro dzieci, ja byłem najmłodszy – wspomina.

Pamięta, że w domu zawsze opowiadało się rodzinne historie, ale dzieci, wiadomo, nie gustują w takich tematach.

W sumie nasiąkałem tymi opowieściami. A ci ludzie ze Wschodu ciągle się spotykali. I rozmawiali o Siemianówce. Ale powiem, jak to się stało, że zacząłem szukać – opowiada.


Henryk Tuła, dziś 61-latek, odkrył w sobie nową pasję kilkanaście lat temu, ale za jej realizację zabrał się dopiero przed dwoma laty. Dziś do starych zdjęć i dokumentów siada nawet nocą
  • Henryk Tuła, dziś 61-latek, odkrył w sobie nową pasję kilkanaście lat temu, ale za jej realizację zabrał się dopiero przed dwoma laty. Dziś do starych zdjęć i dokumentów siada nawet nocą
Pchnął go do tego nie jeden, a kilka impulsów. Ale ten pierwszy był najsilniejszy i decydujący.

Pojechaliśmy z żoną jakieś 15 lat temu do starszej ciotki do Doboszowic. Chciała nam pokazać stare zdjęcia. Wyciągnęła kuferek, otworzyła i nagle zaczęła je na naszych oczach wrzucać do pieca. Przerwałem jej i poczułem, że to sygnał, żeby zacząć ocalać przeszłość. Zainteresowałem się rodziną. Ale żeby poznać historię rodziny, musiałem poznać historię Siemianówki. Dlatego zrobiłem coś takiego – mówi Henryk, wstaje i sięga po coś za szafę.
Wytaszcza zza niej dwie potężne tektury. Z daleka nie widzę, że są zapisane. Henryk przysuwa je bliżej, a tam – drobnym maczkiem – nazwiska, cyferki i łączące je kreski.

To są wszyscy Tułowie żyjący w Polsce, którzy pochodzą od jednego człowieka, który zamieszkał w Siemianówce w 1650 roku. Pierwszy był Grzegorz Tuła. Tu chrzestni. Dużo? Wtedy było tak, że brano czterech. Ale to, co pani widzi, to jest dopiero część. To Tułowie z wyjątkiem tych najmłodszych – opowiada Henryk.

Nazwisk są dziesiątki, może nawet setki. Henryk potrafi powiedzieć kilka słów o każdej z tych osób. Większość z nich już nie przemówi. Teraz ich głosem jest Henryk.

Po zdjęcie na koniec Polski

Te kartony pełne imion i nazwisk ludzi to efekt ciężkiej pracy przez ostatnie dwa lata. Henryk. korzystał przede wszystkim z internetowej strony „Księgi wieczyste archidiecezji lwowskiej”. Znalazł tam najpierw pradziadka. A potem zaczął zbierać materiały o Tułach i Siemianówce.

Jak? Na przykład pojechałem aż do Rewala, dowiedziałem się, że tam mieszka jeden z Tułów. Pojechałem też do Siemianówki. Wchodziłem, pytałem, prosiłem o zdjęcia. Skanowałem je. Ale bardzo pomógł mi pewien adwokat, człowiek, który mieszka we Wrocławiu. Działał razem z siostrą. Pochodzili z Siemianówki, byli w niej zakochani i zbierali o niej wszystko – mówi Henryk, pokazując jedno z pierwszych zdobytych zdjęć.


Jedno ze zdjęć z lat 30. ub. wieku, które Henryk wykorzystał w swojej książce. Widnieją na nim członkowie i członkinie koła świętego Franciszka działającego przy kościele w Siemianówce
  • Jedno ze zdjęć z lat 30. ub. wieku, które Henryk wykorzystał w swojej książce. Widnieją na nim członkowie i członkinie koła świętego Franciszka działającego przy kościele w Siemianówce
Zrobiono je w 1946 roku w Doboszowicach. Są na nim mieszkańcy Siemianówki tuż po przedstawieniu „Wesela krakowskiego”.

Jeszcze Niemcy nie zdążyli się wyprowadzić. A przesiedleńcy, którzy w Siemianówce grali w wiejskim teatrze, już działali – mówi Henryk, nie kryjąc dumy.

Wskrzesza umarłych

Na zdjęciach mieszkańcy w różnych codziennych sytuacjach. Pozujący rodzinnie przed domami albo w grupach, w których udzielali się społecznie, kulturalnie czy religijnie. „Strzelcy” – z towarzystwa na wzór „Sokoła” – bronili Lwowa w czasie pierwszej wojny. Kobiety z psami w ogrodach i przy rowerach na polnej drodze. Między zdjęciami – kopie dokumentów. Choćby zaproszenie na ślub córki właściciela siemianóweckiego majątku. Albo fragment wiersza Wincentego Pola, polskiego poety i geografa, w którym pisze najprawdopodobniej o Siemianówce.

A tu Helena Samborska z Siemianówki. Proszę sobie wyobrazić, że dosłownie dwa dni temu rozpoznał ją na zdjęciu jej syn – cieszy się jak dziecko z każdej informacji Henryk.

Sporo zdjęć zrobił daleki wuj Henryka, Stanisław Tuła, który był przed wojną zamożnym krawcem we Lwowie. Miał aparat i fotografował ludzi. Ale siemianówczanie nie należeli do najbiedniejszych, więc często sami się fotografowali.

To była bogata wioska, w sąsiedztwie Lwowa. Dostarczała miastu żywność – wyjaśnia Henryk.

Z pierwszych zbiorów złożył książkę formatu A4. Dzieło zaczyna się od wprowadzenia do historii wsi i okolicy. Henryk dziś wie, że to była wieś królewska, a założyli ją w XVII wieku Potoccy. Na kolejnych stronach portrety indywidualne albo zbiorowe, a każdy – opisany. Osoby na zdjęciach czasem otrzymują numery. Henrykowi łatwiej wtedy porządkować wiedzę i odkrywać tożsamość bohaterów fotografii. A siemianówczanie na nowo żyją na kartach księgi, która pochłonęła Henryka bez reszty.

Historia wzywa nocami

Wciągnęło mnie to nieprawdopodobnie. Całymi nocami nad tym siedzę. Co noc godzinę przynajmniej poświęcam na to zbieranie materiałów. I jeszcze coś pani powiem. Ja nie potrafiłem włączyć komputera. I żeby robić te książki, nauczyłem się pracować na komputerze. Pracowałem zawsze fizycznie, wydawało mi się, że komputer nie będzie mi nigdy potrzebny – wzruszająco opowiada o swojej pasji człowiek  – specjalista od ostrzenia i regeneracji narzędzi stolarskich, który znajduje nagle w sile wieku spełnienie w rozpisywaniu swojej genealogii i nocnym obcowaniu z historią.


Henryk Tuła z dwoma genealogicznymi kartonami. Na nich zebrał w pigułce historię rodu Tułów z Siemianówki
  • Henryk Tuła z dwoma genealogicznymi kartonami. Na nich zebrał w pigułce historię rodu Tułów z Siemianówki
Wiele informacji dosłownie zdążył ściągnąć z Internetu, bo weszły przepisy RODO. Teraz wiele wcześniej dostępnych danych jest utajnionych.

Jego książka pełna jest migawek z życia jak w raju. Ale ma też ciemniejsze i bolesne karty, jak choćby wspomnienie o pacyfikacji wioski przez oddziały SS Galizien ostatniego dnia okupacji. Większość szczegółów pochodzi ze wspomnień. Henryk pisze też o tym, że rodziny z Siemianówki, w tym jego, uratowały aż 34 Żydów w czasie wojny. Ale nie mają swoich drzewek „Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata”. Szukając korzeni swojej rodziny, przy okazji przekopał się też przez historię rodziny żony. Znalazł tam niewiarygodną opowieść. Pradziadek Alicji wspominał kiedyś służbę w wojsku niemieckim w czasie pierwszej wojny. Podczas ćwiczeń w przeprawie przez rzekę w ostatniej chwili uratował życie jakiemuś młodemu szeregowemu. Na imię mu było Adolf. Ale to historia na zupełnie inną opowieść.

Karolina Kasperek

Jeśli masz jakiś związek z rodziną Tułów albo dysponujesz informacjami na temat ich historii, skontaktuj się z Henrykiem na Facebooku albo poprzez naszą redakcję.

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
11. grudzień 2024 19:03