Od kapusty i pszenicy do „Szansy na Sukces” – jak rolnik odkrył swoją muzyczną drogę
Z 27-letnim Sławkiem i jego żoną Dominiką siadam na piętrze domu w Pęperzynie, w którym się wychował. Za pracą przeniósł się do Bydgoszczy, ale regularnie wraca, żeby pomagać rodzicom w 21-hektarowym gospodarstwie.
– Dawnej hodowaliśmy bydło mleczne, teraz mamy wyłącznie byki opasowe. Niecałe czterdzieści sztuk. Uprawiamy zboża i ziemniaki na własny użytek. Dziadkowie dawniej mieli szesnaście krów, które doili ręcznie – było co robić – wspomina Sławek.
Od jednych klawiszy do drugich
Przyglądał się pracy dziadków i rodziców, ale o zawodzie rolnika nigdy nie marzył.
– Rodzice nigdy nie naciskali – mówi.
Może dlatego, że rodzice, oprócz tego, że pracują w gospodarstwie, są też nauczycielami. Mama pracuje w Domu Dziecka w Więcborku.
– Ta praca to duży wysiłek. Poza tym trzeba być cały czas na miejscu, jeśli ma się hodowlę, to na pewno. Żadnych wakacji. Ja chciałem inaczej. Jeśli już musiałbym zostać na gospodarstwie, zająłbym się wyłącznie uprawą – deklaruje Sławek.
W szkole uwielbiał matematykę i często „grał na kompie”. Ale uderzał też w inne klawisze – kiedy miał siedem lat, tata zapisał go na lekcje gry na pianinie. W domu stanęło pianino cyfrowe.
– Mam uraz do pianin analogowych (klasycznych), bo w domach kultury się je zawsze słyszało i zwykle były rozstrojone, poza tym na dobre analogowe trzeba by dużo wydać. A cyfrowe ma dźwięk stabilny i było tańsze. Miałem takie z ważoną klawiaturą, czyli taką, która dobrze imituje drewnianą, z większym oporem w klawiszach. Uczyłem się osiem lat, jeździłem do Więcborka do pana Karola Szmidta, organisty. Tata trochę musiał mnie pędzić do tych klawiszy, bo łatwo wybierałem te komputerowe. Dziś żałuję, że nie ćwiczyłem intensywniej – mówi Sławek.
Zagrać całą mszę
Lekcje wystarczyły jednak, żeby zostać organistą w pęperzyńskim kościele. Sławek grał tam całą mszę. A w domu słuchał między innymi rapu. Z czasem polski rap wydawał mu się coraz bardziej toksyczny w treściach. Dziś z raperów słucha wyłącznie Tau. Blisko mu do niego, bo uważa go za świetnego warsztatowo, ale Tau śpiewa też bliskie mu treści inspirowane wiarą. Sławek, jeszcze w gimnazjum, podjął naukę śpiewu. Jeździł na lekcje do Wojciecha Dyngosza, byłego śpiewaka opery w Bydgoszczy i wykładowcy na tamtejszej Akademii Muzycznej. Nauczyciel uważał, że Sławek mógłby pomyśleć o karierze operowej.
