Klub Przygoda - co tam się robi?
Do Makowa zajeżdżam tuż przed zmierzchem, bo Klub Przygody w zagrodzie Katarzyny rusza około 16.00. Na polankę na końcu wsi, tuż pod lasem, zjeżdżają dzieci i młodzież z wioski. Spotykają się tak dwa razy w miesiącu. Uczą się, jak przetrwać w lesie, jak z pieńka wyczarować choinkę i jak rozpalić ogień bez zapałek. Zastaję ich rozpalających ognisko. W planach mają jeszcze przygotowanie świątecznej wersji gry memory i prezentacje, które są już tradycją klubowych spotkań w Makowie.
– Tylko mi tej skrzynki nie spalić! – pohukuje, śmiejąc się, Katarzyna.
– Czy wy znowu chcecie zrobić ten błąd, o którym wcześniej mówiłam? Czyli chcecie podpalić wilgotne lub mokre siano albo słomę? – pytała Kasia.
– Jak podpalamy? Krzesiwem. To jest stalowy pręt. Pocieramy krzesakiem. Jest z innego metalu niż krzesiwo – mówił Miłosz, a Kasia przypomina, że krzesiwo trzeba opierać o wacik.
Dlaczego wacik? Bo łatwopalny. Rzeczywiście wystarczyło kilka iskier, żeby gałązki w ognisku zaczęły trzaskać. Kasia dalej przepytywała dzieciaki.
– Zobaczcie, wkładam mokrą gałąź. I co to jest to białe? Dym? Dobrze, a z czym? Z parą wodną. I to zaraz zgaśnie. A gdzie jest najsuchszy chrust? No? Dolne gałęzie sosny! No to ja poproszę o te gałęzie! – znów pieszczotliwie strofuje rozbawioną ferajnę Katarzyna, którą dzieci nazywają ciocią Kasią.
Natalia mówi, że uczy ich rozpoznawać grzyby. Chłopaki wyjaśniają, że odróżniają sromotnika od kani, a borowika od goryczaka. Borowik ma żółtawy spód, a goryczak bardziej różowawy, jak wyjaśniał Franciszek, który przyjeżdża do Klubu z Krężc.
Ciocia Kasia ma różne fajne pomysły. Ostatnio byli na wycieczce do Łodzi. Pojechali za zarobione przez siebie na zeszłorocznych jarmarkach i wydarzeniach kulturowych pieniądze.
– Sprzedawaliśmy wyroby z drewna, które robiliśmy wcześniej na warsztatach. Renifery i choinki. Choinka jest prosta, wystarczy tu dziabnąć – i już! – mówili Miłosz i Karol, a Ada przypomniała, że mieli jeszcze warsztaty z robienia bransoletek i malowania flamastrami na drewnie i wypalania w nim.
Klub Przygoda - bawi i uczy
Przenosimy się do stodoły, którą Katarzyna zaaranżowała na miejsce spotkań i warsztatów. W kredensach stoją popakowane w paczuszki herbaty ziołowe, na ścianach suszą się pęki roślin. Lekki artystyczny nieład, bo i działań w tej stodole mnóstwo. Za chwilę kolejny punkt programu, czyli prezentacje. Katarzyna wymyśliła, że będzie uczyć najmłodszych umiejętności kilkuminutowej zwartej wypowiedzi. To ważne, by umieć się znaleźć kiedyś nie tylko w szkole, ale i na rynku pracy. Tematem prezentacji są często pasje.
– Chciałabym przedstawić Julę. Brawa dla niej! Jula dzisiaj nam opowie o czymś, o czym nie mam zielonego pojęcia, ale widziałam gdzieś w jakimś filmie, jak dorośli ludzie dosiadają głowę konia na kiju i dziwnie skaczą. I to w ogóle jest dyscyplina sportowa, a poza tym można na tym zarobić pieniądze. Jula, mam nadzieję, że wytłumaczysz nam tę zabawę – bawiła się w konferansjerkę Kasia.
Jula zasiadła na kanapie za stołem, na którym leżały trzy wypchane pluszowe końskie głowy zatknięte na kijach. Julce na początku pomagała mama, a dziecięca publika otwierała szeroko usta, słuchając opowieści o hobby horse. Że powstało w 2010 roku, że od niedawna jest modne w Polsce i że polega na bieganiu z końską głową na drewnianym kiju między nogami. Jula ma całą kolekcję hobby horse’ów i niektóre z nich wykonała sama. Najlepiej pluszowy koński łeb wypełnić lekkim wypełniaczem przypominającym watę. A jak ćwiczy?
– Trzeba sobie wyobrazić, że to prawdziwy koń, i po prostu go trenować – mówiła Jula i zademonstrowała, jak dosiadać rumaka, a potem zainspirowała do próbowania swoich kolegów i koleżanki, którzy prześcigali się w proponowaniu imion dla najnowszego konia. Nesquik, Śnieżka i Kasztanka przegrały z Pianką.
Na hobby horse’ach wybiegliśmy na tonące już dawno w ciemnościach podwórko. Przy tlącym się ognisku swoją pasją dzielił się tego wieczoru też Miłosz. Stworzył z klocków Lego postać. Opracuje do niej schemat, który udostępni w Internecie. Wtedy każdy na świecie będzie mógł według instrukcji stworzyć identyczną.
– To jest tytan kaczka, którego budowałem dobrych kilka tygodni, wzorowany na klasycznej gumowej kaczce do kąpieli. Tytan jest królem swojej planety – Kaczkolandii. To model bojowy – snuł opowieść Miłosz, który swój wiek określił jako jedenaście lat i trzy czwarte. W szkole z polskiego ma dobre stopnie.
Kaczkolandię zamieszkują kaczki, których spokojny żywot przerwał kiedyś nalot gęsi. Doszło do wojny, ale jej losy odmienił tytan. W opowieści pojawiły się też astrogęsi, które wydawały się przyjemne, a okazały się wrogo nastawione, a nawet kapibary. Wojna podobno wciąż trwa, a jej obecna faza to niekończąca się potyczka tytana kaczki z tytanem kapibarą. Konflikt na obcych planetach do złudzenia przypomina ziemskie konflikty, a zwłaszcza jeden, którym żyjemy od ponad dwóch lat.
Katarzyna dodała, że Miłosz stworzył też „Floppę” – komiks o kwadratowym kocie. Klub wydał aż pięć numerów komiksu. Tymczasem Miłosz demonstrował giętkość tytana kaczki, który potrafi wiele, z niegrzecznymi gestami włącznie, a także posiada coś w rodzaju sumienia.
Jak Klub Przygody przygotowuje sie do jarmarku bożonarodzeniowego?
Dziewczyny, jak powiedziała Kasia, dla przeciwwagi, wprowadzają więcej subtelności, czyli robią bransoletki. Przy ognisku pokazują mi, czego będą uczyć na najbliższym jarmarku bożonarodzeniowym.
– Każdy będzie mógł zrobić sam bransoletkę. Na jednych można coś napisać flamastrem. Będzie można też zrobić koralikową na żyłce albo sznurku. A te obróżki to bransoletki typu pandora. Można do nich doczepić dowolną zawieszkę. Mamy cały przekrój tematycznych, związanych ze świętami Bożego Narodzenia – opowiadały dwunastoletnie Natalia, Ada i Ania, dołączając do mojej bransoletki, którą dostałam w prezencie, dzwoneczek z rogami renifera inkrustowany czerwoną emalią.
W stodole pokazów ciąg dalszy. Chcę wiedzieć, jak robią nowoczesne drewniane choineczki. Za prezentację biorą się Antek z tatą Marcinem.
– To jest proste. Tu wiertarką robimy dziurę z obu stron, choinkę wycinamy piłą, a potem polerujemy kąty. I przyklejamy choinkę. Te kawałki drewna? Znajdujemy w lesie, a czasem w tej stercie, co tu mamy. Mamy przyrząd do grawerowania, za 15 zł. Na choince można napisać „Wesołych świąt”. Takich podestów z pieńków robimy bardzo dużo, mogą służyć za świeczniki albo być podstawą dekoracji. Choinkę z podestem sprzedajemy za 15 zł – opowiadał Antek.
Prezentacje zajęły tyle czasu, że nie starczyło go na tym spotkaniu na robienie gry memory. Dzieciaki zdążyły jednak pokazać swoją ulubioną klubową zabawę, czyli słodkie kółko i krzyżyk. Zamiast stawiania popularnych znaków na planszy lądują na przykład dwa rodzaje lizaków. Zwycięzca zabiera wszystkie słodycze z planszy. Te klubowe plansze zrobione są z drewna pokrytego malunkami.
Dzieciaki organizują też wydarzenia dla innych dzieci, np. Dyngusa w Kniei. To gra terenowa, którą wymyśliły, a zadaniem jest znaleźć domowej roboty ciasta z naklejonym obrazkiem jajka. Dochód przeznaczony jest na cele klubowe. Klub dba o całe rodziny, jest więc i Rodzinna Kupałnocka – gra terenowa w poszukiwaniu kwiatu paproci. W Klubie Przygody dobrze bawią się nie tylko dzieci, ale i dorośli. Na spotkania przychodzą mamy, które pomagają w prezentacji, i ojcowie, z którymi Kasia organizuje zaopatrzenie w surowce. Jest dowcipnie, rodzinnie i twórczo. Takiego klubu życzyłoby się każdej wiosce.
Przeczytaj również:
Karolina Kasperek