Rolnik nie potrzebuje już kowala
Piotr Grycza z Poznania razem z synem Dawidem, to przedstawiciel kowalstwa artystycznego, bo jak mówi: – Zleceń na usługi, na produkty dla rolników już prawie nie ma.
Dlatego właśnie wytwarza podkowy, ale już te ozdobne, sprzedawane po prostu jako gadżety.
– Uprawiamy kowalstwo z pasji, bo to co u prawdziwego kowala kosztuje na przykład kilkaset złotych, można kupić od Chińczyka z odlewu za 19,99 zł – mówi pan Piotr. – Ale uważam, że kowalstwo nie umrze. Będą je kultywować pasjonaci, jak my z synem.
Co ważne, podkreśla, że ludzie dalej cenią, a nawet lubią ten zawód i szanują go za to, co wykuwa kowal.
Władysław Raczek z Pisarzowej (woj. małopolskie, powiat limanowski) także się nie poddaje w zmaganiach ze stalą i ogniem na kowadle, choćby dlatego, że dla niego jest jeszcze trochę zleceń.
– Sytuacji nie da się oszukać, usługi na rzecz samych rolników ogranic...