Maria Sikorska z nieodłącznym „bębnem”, na którym powstają niezwykłe koronki, za które otrzymuje nagrodyTPR
StoryEditorRękodzieło

Maria Sikorska jest mistrzynią klockowej koronki. Te arcydzieła miały przybyć do Bobowa z Mediolanu

14.04.2024., 12:40h
Prosty drewniany stojak, na nim wałek. Wszystko razem wygląda trochę jak duży konik z kasztanów albo raczej dziwny instrument. Siedzi przy nim człowiek, często kobieta, i dziwnie przebiera palcami. Z dźwięków jednak słychać tylko stukanie drewna o drewno. A zamiast pięcio­linii – liczne nitki, które wiją się i wiją. Tak powstaje koronka klockowa, z której słynie Bobowa w powiecie gorlickim. O tajnikach tej misternej roboty opowiedziała nam Maria Sikorska – twórczyni ludowa i mistrzyni klockowej koronki.

Koronką interesują się i młodzi, i emerytki

Marię Sikorską spotkaliśmy podczas niedawnego jarmarku wielkanocnego w Muzeum Rolnictwa i Przemysłu Rolno Spożywczego w podpoznańskiej Szreniawie. Prezentowała misterne ażury w kształtach serwetek, ale i wszelkiej maści ozdób. Były i kolorowe kogutki, i koronkowe jajka, łabędzie i anioły.

Ludzie pytali o koronkę, o warsztaty. W Szreniawie byłam cały tydzień, bo muzeum prowadziło, jak zawsze przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą, lekcje muzealne. Koronką interesują się i młodzi, i emerytki. Robię regularnie warsztaty na różnych festiwalach i konkursach. Zdarzyły mi się nawet wśród uczennic dwie studentki ze Sri Lanki – opowiada Maria.

Jest twórczynią ludową. Od 10 lat już oficjalnie – jako członkini Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie. Jednak z koronką, jak mówi, obcowała dużo wcześniej. Bo Bobowa to jedno z koronkowych centrów Polski. Od dziesięcioleci mieszkańcy wsi, która od 15 lat jest już miasteczkiem, robili koronkę dla zarobku.

Robiło się przede wszystkim serwety. Wyrabiano je prawie w każdym domu. Oddawano je do Spółdzielni „Koronka”, a ona później wysyłała je po Polsce, do sklepów Cepelii, i za granicę. O naszej Bobowej mówi się „stolica koronki klockowej”. Była też szkoła w Zakopanem. Ośrodkiem jest jeszcze Kraków, w którym działa koło koronczarek, ale one robią inne niż my wzory. My mamy swoje stare, sprzed wojny. Starannie je przechowujemy. A jeśli chcemy zrobić jakiś nowo­czesny wzór, to na podstawie starych sama sobie wyrysowuję. Dawniej u nas robiono właściwie tylko serwety i kołnierzyki. Tak robiły moja babcia i mama – mówi bobowska twórczyni.

image
Koronka klockowa liczy sobie w Polsce już pięć wieków. Do Bobowej przybyła, zgodnie z legendą, z Mediolanu
FOTO: archiwum

Ślimak i siekanka, czyli jak powstaje koronka klockowa

Zanim porwiemy się na niemożliwe, czyli spróbujemy opisać, jak powstaje koronka klockowa, Maria zdradza jeszcze nazwy motywów. Są więc na przykład „ślimaczki”. Nietrudno je sobie wyobrazić – to takie zawijasy zachodzące jeden na drugi, trochę jak w antycznym ornamencie. Są bardzo popularne. Inne wzory to „tulipany”, „malwy” i „dębówki”. Te ostatnie to serwetki z koliście ułożonych motywów naśladujących liście dębu. Jest też wzór zwany siekanką. To prosty, siatkowy splot, przypominający nieco plaster miodu.

Dawniej robiono serwety z płótnem lnianym w środku. Wszywano płótno w serwetę, a raczej kawałek płótna obszywano koronką. Czasem też wmontowywano ją w samo płótno. Musiał to być len, tak jak koronka powinna być z nitki lnianej. Co do wzorów, to Bobowa słynie z motywów roślinnych. W Krakowie dominują wzory geometryczne. A tak w ogóle to mamy swój bardzo stary wzór, który nazywany jest bobowskim. To, mówiąc z grubsza, serwetka z motywów kolistych – opowiada artystka.

Dodaje, że koronka klockowa trafiła do Polski w XVI wieku, czyli w stuleciu, w którym narodziła się we Flandrii. Mówi się, że do Bobowej koronka przybyła z Mediolanu.

image
W tym roku Maria, przekładając klocki, utkała takie ozdoby wielkanocne
FOTO: Karolina Kasperek

Igłami w bęben

Zmierzmy się z opisaniem warsztatu koronki klockowej. Żeby móc ją zrobić, potrzebny jest przede wszystkim wałek. Maria mówi, że to taki trochę spakowany śpiwór. W Bobowej mówi się na niego od dawien dawna „bęben”. Musi być wypchany sianem, żeby dobrze wchodziły w niego szpilki. Do dużej serwety – duży, do mniejszej – mniejszy. Do wałka przypina się brystol, na którym jest wzór koronki. Żeby ołówek czy tusz nie brudziły nitki, brystol przykrywa się folią. I to na niej odbywa się snucie.

Jak już to wszystko mam, przygotowuję klocki, czyli te drewniane wrzecionka. Od złożoności wzoru zależy, iloma klockami pracujemy. Najmniejsza liczba to siedem par, czyli czternaście klocków. To do serwet tak zwanych małoparkowych. Do wieloparkowych, z gęstym i szerokim wzorem, klocków trzeba nawet kilkadziesiąt. My liczymy je zawsze na pary – bywa i trzydzieści pięć par. Jeśli mamy siedem par klocków, to musimy je zaczepić – czy raczej zawiesić je – na siedmiu pierwszych szpilkach. Nitki koniecznie lniane! W Polsce trudno je zdobyć, została tylko jedna fabryka – w Nowej Soli. Stamtąd bierzemy nici. A czasem sprowadzamy różnej grubości nici z Niemiec – mają bardzo dobry asortyment – wyjaśnia Maria.

Koronczarki z różnych stron świata spotykają się na Międzynarodowym Festiwalu Koronki Klockowej

Kiedy już nawinięta na klocki nitka opasze pierwsze szpilki, zaczyna się coś w rodzaju tkania. Koronka klockowa to nieustanne przekładanie nitek nad nitkami, zawsze nie jednym klockiem, a parą. Maria mówi, że trafne jest porównanie z osnową i wątkiem. W trakcie pracy wbija się kolejne szpilki, które oplata się nitkami. Szpilki wyznaczają kolejne punkty, w których nitki zawiną się wokół siebie. Można je wszystkie wyciągnąć dopiero, kiedy skończy się serwetę ostatnim supełkiem. W serwetce brzeg to paseczek, podstawowy ścieg. Później jest girlandka, potem siekanka. Są pikotki, listeczki, ósemki. Trudno się laikowi w tym połapać, ale to z tego wszystkiego powstają szlachetne ażury. Maria w tej wyglądającej na skomplikowaną sztuce szkoli innych.

Co roku na początku wrześ­nia odbywa się u nas Międzynarodowy Festiwal Koronki Klockowej. Przyjeżdżają koronczarki z różnych stron świata. Były panie z Anglii, nawet z Afryki. Technika ta sama, ale każdy kraj ma swoje wzory. Belgijki robią tak delikatne wzory, tak drobnymi klockami, że pracują pod lampami i mikroskopem. Dziewczyny ze Sri Lanki już potrafią zrobić proste serduszko. Mam wśród uczniów nawet siedmiolatki. Jak ktoś przez trzy dni po trzy godziny dziennie trenuje, to potrafi już sam zrobić prostą serwetkę czy bransoletkę. Pomocą jest Internet, łatwiej jest też uczyć się koronki tym, którzy mają jakąś wprawę w innych technikach, choćby szydełkowaniu – wyjaśnia bobowska koronczarka.

image
Maria Sikorska z nieodłącznym „bębnem”, na którym powstają niezwykłe koronki, za które otrzymuje nagrody
FOTO: archiwum

Szkoli też w Warszawie, Krakowie, w Zakopanem na Festiwalu Ziem Górskich, w skansenie w Ochli pod Zieloną Górą, na Jarmarku Jagiellońskim w Lublinie. W 2022 roku dostała stypendium z Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi w ramach programu „Mistrz i uczeń”.

Miałam uczennicę – przez pół roku uczyłam panią z sąsiedniej wsi. Nauczyła się. W zeszłym roku byłyśmy na Europejskich Dniach Dziedzictwa w Warszawie. Robi bardzo ładne koronki. Ma córki i teraz je chce uczyć koronki klockowej – mówi z dumą Maria.

Nawet szopka może powstać z koronki!

Koronki uczyła się najpierw od mamy i babci, a potem w szkole na pracach ręcznych. W między­czasie skończyła pedagogikę, a potem całe lata pracowała jako nauczycielka w przedszkolu. Dwadzieścia pięć lat temu w Bobowej ruszył festiwal koronki. Maria miała sąsiadkę wyjątkowo oddaną przekładaniu klocków z nitkami.

Robiła dużo koronek i zachęciła mnie. Zaczęłam robić serwetki, kołnierzyki, a potem, kiedy koronczarki przyjeżdżające na festiwal zaczęły przywozić swoje wzory, inspirowałyśmy się nimi w Bobowej. I tworzyłyśmy nowe wzory, kształty. Któregoś roku choinkę w domu kultury ubrałyśmy wyłącznie w koronkę klockową: gwiazdeczki, aniołki, bałwanki, serduszka. Robimy nawet szopkę z koronki – mówi Maria.

image
Koronka klockowa
FOTO: archiwum

Małą serwetkę robi dziesięć godzin. Dzieli to na dwa dni. Jeśli wzór jest gęsty, a nić cieńsza, to dłużej. Snuje koronkę w każdej wolnej chwili, najwięcej pracuje jesienią i zimą. Wiosną i latem musi dzielić czas między nici a działkę, którą uprawia. Potrafi pracować przez kilka godzin bez przerwy. Czasem tylko dokuczy kręgosłup. Z koronki zrobi dowolny kształt. Ostatnio koronkowe portrety Maryi.

Sprzedaję, ale hobbystycznie, nie dla zarobku. Bo to rękodzieło, tu nigdy nie da się przeliczyć włożonej pracy. Serweta musiałaby kosztować kilkaset złotych, a tego nikt nie zapłaci. Nie przepadam za robieniem na zamówienie. Wolę, kiedy ludzie kupują to, co już jest gotowe. Wtedy wiem, że ktoś bierze coś, co mu się podoba – mówi Maria.

Jej prace są w domach i muzeach w różnych krajach. Ktoś bierze na upominki do Ameryki, córka Marii zabiera serwety mamy pod Paryża, gdzie mieszka. Maria ma też znajome we Włoszech. Regularnie proszą ją o przysłanie koronek.

Karolina Kasperek

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
15. grudzień 2024 07:19