StoryEditorASF

Ogniska afrykańskiego pomoru świń to cios w małe gospodarstwa

01.06.2018., 13:06h
Pojawienie się ogniska afrykańskiego pomoru świń w miejscowości Kątne w gminie Nasielsk wstrząsnęło okolicznymi producentami trzody chlewnej. W wyznaczonej wokół ogniska strefie zagrożonej znaleźli się między innymi Krzysztof Kowalski z miejscowości Winniki w gminie Nasielsk oraz Mirosław Kopeć z miejscowości Świeszewo w gminie Świercze w powiecie pułtuskim.

Zakaz przemieszczania świń to problem dla hodowców

Krzysztof Kowalski wraz z żoną Hanną prowadzi gospodarstwo o powierzchni około 100 ha. Zajmują się w nim między innymi tłoczeniem oleju oraz hodowlą świń rasy złotnicka biała w cyklu zamkniętym. Stado podstawowe liczy 40 loch.

Dla małych hodowców, do których się zaliczam, zakaz przemieszczania świń jest poważnym problemem. Przyczyni się on do rozłożenia małych hodowli. Wśród klientów jest duże zapotrzebowanie na wieprzowinę z małych gospodarstw. Szczególnie tutaj w okolicy Warszawy mięso naszych świń rasy złotnickiej białej chętnie kupowane było przez odbiorców indywidualnych, jak też przez właścicieli restauracji. Żywimy świnie zbożem oraz śrutą lnianą i rzepakową powstającą z tłoczenia oleju, dzięki czemu nie używamy śruty sojowej ani koncentratów. Woziłem tuczniki do uboju w rzeźni skąd bezpośrednio po przebadaniu klienci je odbierali. Teraz pojawił się ogromny problem, gdyż nie możemy nic sprzedawać – skarży się Krzysztof Kowalski.

Zmniejszenie produkcji skutkuje utratą płynności finansowej


Rolnik po pojawieniu się afrykańskiego pomoru świń u dzików w okolicach Warszawy ograniczył produkcję trzody chlewnej. Wcześniej miał sprzedaż dochodzącą do 2 tys. sztuk rocznie. Sprzedawał tuczniki, a także warchlaki i prosięta. Złotnicka biała jest rasą zachowawczą i zwierzęta kupowane były także do dalszej hodowli.
Nie zmniejszyliśmy pogłowia macior, ale ich nie kryliśmy. Jak sytuacja się unormuje, to w pół roku, a maksymalnie do roku odbudujemy produkcję. Jednak przy ograniczeniu produkcji tracimy płynność finansową gospodarstwa. Zimą nie kryliśmy macior i sprzedaliśmy wszystkie uzyskane od nich wcześniej warchlaki i tuczniki. Teraz ponownie zaczęliśmy je kryć, więc za jakiś czas będziemy mieli zwierzęta na sprzedaż, ale póki co trzeba za coś żyć – mówi pan Krzysztof.

Hodowla trzody chlewnej przestała się opłacać

Po wprowadzeniu zakazu obrotu trzodą chlewną w trudnej sytuacji znalazł się także Mirosław Kopeć prowadzący gospodarstwo o powierzchni 60 ha. Obecnie ma 25 świń utrzymywanych w cyklu zamkniętym. Wcześniej miał 40 macior, ale ze względu na niską cenę żywca postanowił redukować stado.

Cena tucznika za ostatni rok wyniosła poniżej 4 zł, więc jak tu można mówić o opłacalności tej produkcji. Moje stado loch liczy poniżej 30 sztuk i ostatnio wcale ich nie kryłem. Podstawą żywienia świń w gospodarstwie jest zboże, częściowo własne, a częściowo pochodzące z zakupu. Teraz planowałem sprzedaż 30 tuczników i kilkunastu macior, żeby mieć pieniądze na zakup zboża dla reszty stada. Jednak wprowadzenie zakazu obrotu uniemożliwiło mi to i postawiło w bardzo trudnej sytuacji. Nie sprzedałem zwierząt, muszę je nadal karmić i nie mam pieniędzy na zakup paszy – mówi załamany Mirosław Kopeć.

Józef Nuckowski
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
05. maj 2024 18:05