Jak rodzinna pasja do hodowli bydła przerodziła się w nowoczesne gospodarstwo
Od roku 2020 po nagłej i niespodziewanej śmierci ojca, młody rolnik prowadzi gospodarstwo rodzinne z mamą Krystyną i żoną Martą.
W 2017 roku obory przeszły w środku gruntowną modernizację, żeby jak najbardziej zmechanizować pracę przy obrządzaniu bydła. Znaleźć pracownika zawsze było ciężko, więc trzeba było tak przystosować obiekty, żeby można było wszystko szybko i sprawnie wykonać w dwie osoby, bo przecież czekały jeszcze prace polowe.
– Modernizacja sprawiła, że bydło przebywa luzem w boksach po 6 sztuk, utrzymywane jest na głębokiej ściółce. Są porobione wybiegi, na które zwierzęta przeganiamy na czas sprzątania i wyrzucania obornika. Przy żywieniu wykorzystujemy wóz paszowy, w którym przygotowujemy TMR dla opasów. Wóz paszowy o pojemności 8 m³ w zupełności wystarcza na 70 sztuk bydła. Dzięki temu czas pracy przy bydle jest maksymalnie zminimalizowany, bo rano mieszam TMR na cały dzień, a później w ciągu dnia wystarczy iść i podgarnąć wymieszaną dawkę – wyjaśnia rozmówca.
Odsadki tylko ze sprawdzonych źródeł
Hodowca kupuje odsadki o wadze między 200 a 300 kg, część z importu, część z produkcji krajowej. Prowadzi opas przez rok do 1,5 roku w zależności od tego, jak dużego odsadka kupi. Zwykle opasa do wagi 800–900 kg.
– Sprzedajemy rozliczając się za żywą wagę, bo poubojowo, nigdy nie wychodziło tak jak powinno i było to raczej z korzyścią dla odbiorcy, nie dla nas. Lepiej mieć sprawdzone firmy, którym sprzedajemy opasy, niektórzy oferują wyższe stawki, ale później różnie bywa z płatnościami – podkreśla Piotr Białobrzeski.
