StoryEditorASF

Stwierdzić albo wykluczyć ASF... przez telefon

26.09.2018., 15:09h
Lekarz weterynarii miał pecha. Zamiast do rolnika zadzwonił przez pomyłkę do dziennikarza noszącego takie samo nazwisko jak hodowca. Zaproponował podmianę próbek krwi. Weterynarz stracił zajęcie, a przed siedzibą inspektoratu weterynarii w Parczewie odbyła się pikieta w proteście przeciwko takim praktykom.
10 września zadzwonił do mnie lekarz weterynarii. Znaliśmy się z wcześniejszych służbowych spotkań. Byłem kompletnie zaskoczony. Powiedział m.in. takie słowa: „Mamy uwalnianie gminy w tej chwili z tej zapowietrzonej strefy i mam u pana krew pobrać. Podłożyć od kogoś czy będziemy się szarpać?” – relacjonuje Andrzej Dejmeka, redaktor naczelny „Wspólnoty Parczewskiej”. – W dalszej części rozmowy okazało się, że lekarz weterynarii chciał zadzwonić do hodowcy o takim samym nazwisku jak moje. To przypadkowa zbieżność nazwisk, rolnik nie jest moim krewnym.


Absolutnie skandaliczne

Lekarz weterynarii w kolejnej rozmowie z Andrzejem Dejmeką tłumaczył, że jego wypowiedź to niefortunny przejaw czarnego humoru i nawiązanie do wcześniejszej rozmowy z hodowcą.

Mówił, że nie chciał tej świni po raz kolejny kłuć w obawie, żeby nie padła – mówi Andrzej Dejmeka.



  • Policja wzywa na komisariaty rolników, którzy w lipcu blokowali samochód weterynarii, jadący likwidować ognisko ASF (na zdjęciu Krzysztof Gomółka z wezwaniem na przesłuchanie). Tymczasem lekarze weterynarii zdają się żartować z walki z chorobą, świnie badając przez telefon.

Gdy zadzwoniliśmy do weterynarza, odebrał telefon, ale gdy usłyszał prośbę o komentarz dla „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, rozłączył się. Redaktor Andrzej Dejmeka informuje, że o komentarz zwrócił się też m.in. do wojewody lubelskiego Przemysława Czarnka. Ten określił to wydarzenie jako „absolutnie skandaliczne”.

Pamiętałem, że podczas spotkania z producentami trzody zachęcał, aby rolnicy mający podejrzenia, że dochodzi do nieprawidłowości w kwestii ASF za jego pośrednictwem zgłaszali to prokuraturze. Wysłałem więc nagranie rozmowy do biura prasowego wojewody – mówi dziennikarz.

W podobnym tonie wypowiedziała się na ten temat powiatowa lekarz weterynarii z Parczewa Anna Gołacka.

Jest mi przykro, że do takiego wydarzenia na moim terenie doszło. To zachowanie niedopuszczalne, nic tego lekarza nie usprawiedliwia. Jednocześnie uważam, że dobrze, że zostało ujawnione, dzięki temu będę mogła zapobiec ewentualnym kolejnym takim sytuacjom – mówi Anna Gołacka.



  • Delegacja rolników u powiatowej lekarz weterynarii Anny Gołackiej
Pani doktor poinformowała też, że lekarz formalnie nie był pracownikiem parczewskiej Inspekcji Weterynaryjnej. To lekarz urzędowy wyznaczony do czynności na terenie powiatu parczewskiego.

Wyciągnęłam konsekwencje, decyzja o wyznaczeniu została uchylona. Ten lekarz nie będzie już prowadził czynności na tym terenie. Można spodziewać się dalszych konsekwencji w postaci zgłoszenia sprawy do Izby Lekarsko-Weterynaryjnej i do prokuratury – wyjaśnia Anna Gołacka.

Nasza rozmówczyni poinformowała również, że trwa kontrola w gospodarstwach, gdzie była pobierana krew do badań. W szczególności w tych, gdzie zajmował się tym właśnie ten lekarz weterynarii.



  • Na pikietę w Parczewie rolnicy przybyli z banerami





Pikieta przed Weterynarią

Gdy o sprawie zrobiło się głośno, rolnicy skrzyknęli się na 18 września przed parczewskim Powiatowym Inspektoratem Weterynarii.

Potwierdziło się to, co myślę na ten temat już od dawna – mówi Dawid Szypulski ze wsi Dawidy, jeden z uczestników pikiety. – Czyli, że wyniki badań są wątpliwe. Skąd w tej sytuacji mogę mieć pewność, że u mnie rzeczywiście zostało stwierdzone ognisko? W moim przypadku badanie krwi nic nie wykazało. Gdy ta sama sztuka kilka dni później padła, po badaniu narządów wynik był już dodatni. Zresztą nawet i bez tej afery z weterynarzem, trudno ufać wynikom z puławskiego PIW-etu, które są opatrzone mniej więcej takim komentarzem: „dla badanych próbek zidentyfikowano czynniki mogące wpływać na niepewność wyniku”. I na takiej podstawie podejmuje się decyzje, które dla hodowców oznaczają być albo nie być...

Pan Dawid zwraca również uwagę na trwającą w jego przypadku miesiącami procedurę zmierzającą do wypłaty odszkodowania. Jak mówi, 10 sierpnia stwierdzono u niego ognisko, a miesiąc później dostał pismo, w którym Weterynaria w Parczewie informuje, że z powodu skomplikowania sprawy, będzie ona toczyć się do 5 października. Nie rozumie on, co takiego skomplikowanego i trudnego jest w tej kwestii, gdyż wszystkie informacje znajdują się w protokole.



  • – Skąd w zaistniałej sytuacji mogę mieć pewność, że u mnie rzeczywiście zostało stwierdzone ognisko? – pyta Dawid Szypulski


Zawsze winien rolnik

O komentarz do sprawy pism informujących o wydłużeniu procedury poprosiliśmy Annę Gołacką. Informuje ona w nich, że z uwagi na „znaczny stopień skomplikowania oraz zawiłość sprawy” ich rozpatrzenie potrwa dłużej. W tych dokumentach, które widzieliśmy, „dłużej” oznacza 28 września i 5 października. Rolnicy są przekonani, że to wybieg, wymuszony brakiem pieniędzy na wypłatę odszkodowań. Powiatowa lekarz weterynarii zaprzeczyła, stwierdzając, że pieniądze na wypłaty są, a wydłużenie procedury to normalna praktyka przewidziana kodeksem administracyjnym. Stwierdziła też, że ta sytuacja dotyczy tylko czterech przypadków.

Zawsze się robi tak, żeby rolnik był winien. Tak dalej być nie może – denerwuje się Krzysztof Gomółka, prezes Kółka Rolniczego w Gęsi. – Rolnicy muszą likwidować hodowle na podstawie wątpliwych wyników badań, tymczasem w Polsce brakuje wieprzowiny. A jeśli już musi likwidować, niech dostanie sensowną alternatywę. Bo teraz jest tak, że młodzi zostają z kredytami, bez decyzji w swojej sprawie i nie wiedzą, co dalej robić.



  • Redaktor Andrzej Dejmeka, do którego lekarz weterynarii zadzwonił przez pomyłkę, uważa, że rolnicy powinni domagać się udostępnienia im pełnych wyników badań w kierunku ASF
Krzysztof Gomółka pokazuje jednocześnie wezwanie na policję, które – jak przypuszcza – otrzymał w związku z udziałem w lipcowej blokadzie samochodu lekarzy weterynarii w Dawidach.

Z mojej perspektywy najważniejsza wydaje się tu kwestia wyników badań krwi. Rolnicy nie dostają ich do ręki – mówi redaktor Dejmeka. – Skoro wychodzą na jaw takie nieprawidłowości, to rolnicy, szczególnie ci, którym wybito stada, powinni się domagać udostępnienia wyników czarno na białym. Bo skąd mają wiedzieć, czy przekazano im prawdziwe wiadomości?

Krzysztof Janisławski
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
11. grudzień 2024 09:10