StoryEditorWiadomości rolnicze

W zmodernizowanych budynkach połowa tuczarni na rusztach

12.06.2014., 12:06h
Wielu rolników korzystających z funduszy unijnych nie postawiło na modernizację budynków. Wybierali zakup maszyn. Na modernizację chlewni z unijnym dofinansowaniem zdecydował się Zbigniew Górski z Kolonii Bystrzyckiej w gminie Wojcieszków.  

Gospodarz wraz z synem Łukaszem uprawia około 70 ha i specjalizuje się w produkcji tuczników w cyklu otwartym. Tucz w gospodarstwie Górskich odbywa się w 3 chlewniach. Są to budynki stare, ale zmodernizowane w latach 2006 i 2007 dzięki wykorzystaniu unijnych pieniędzy. Jest w nich odpowiednio 280, 210 i 100 stanowisk. Jeden powstał ze stodoły, drugi z obory, a trzeci jest rozbudowaną starą chlewnią.

– W dwóch większych chlewniach zwierzęta utrzymywane są na rusztach, a właściwie na półruszcie. Jak składaliśmy wniosek o dofinansowanie, pracownik Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa dopatrzył się takiego zapisu, że zwierzęta nie mogą być utrzymywane na całym podłożu rusztowym. Nie ma większego problemu z takim rozwiązaniem. Mamy jednak trochę więcej pracy, gdyż trzeba przejść i ręcznie posprzątać posadzkę. Świnie są jednak zwierzętami przekornymi i zachowują się inaczej, niż przewidzieli projektanci. W ich zamyśle powinny załatwiać się na ruszcie, a posadzkę traktować jako legowisko. Jest jednak zupełnie odwrotnie. Wolą leżeć na ruszcie, a załatwiają się na ciep­łej posadzce – śmieje się Zbigniew Górski.

Budowa chlewni w planach

W trzecim budynku zastosowano inny system utrzymania.

– W pierwszym uruchomionym po modernizacji budynku o 100 stanowiskach zastosowaliśmy inne rozwiązanie. Mieliśmy na początku kupować małe prosięta w wadze około 14–15 kg. Nie mogą one być utrzymywane na ruszcie betonowym, gdyż ich nogi wpadałyby w szczeliny. Dlatego zdecydowaliśmy się na utrzymywanie ich na płytkiej ściółce. Zamontowaliśmy tam zgarniacz, za pomocą którego obornik wypychany jest na płytę. Niestety taki system odchowu nie zdał egzaminu. Nie kupujemy już takich małych prosiąt, bo jest z nimi dużo problemów, tylko wstawiamy trochę większe zwierzęta. Myślę jednak, że kiedyś przerobimy ten budynek i zamiast posadzki będą w nim ruszty – wyjaśnia rolnik.

Właściciele rozważają także w przyszłości budowę nowej chlewni. Wszystko zależy od tego, jak będzie się przedstawiała sytuacja na rynku i jak w praktyce będzie wyglądała realizacja nowego programu, dzięki któremu hodowcy będą mogli otrzymać dofinansowanie na uruchomienie produkcji prosiąt.

– Obawiam się, że gdy będzie on realizowany i hodowcy skorzystają z tego dofinansowania na budowę chlewni dla macior, wybudują i zasiedlą porodówki, to wówczas cena prosiąt tak spadnie, że nie zarobią oni na spłatę kredytów. Uważam, że powinno być tak, żeby część tych pieniędzy można było przeznaczyć na rozbudowę tuczarni. Wówczas niesprzedane prosięta można byłoby tuczyć we własnym gospodarstwie. Nie wyobrażam sobie dużych inwestycji w porodówki tylko w oparciu o sprzedaż prosiąt – mówi Zbigniew Górski.

Krajowe prosięta

Produkcja trzody chlewnej w tym gospodarstwie odbywa się  w cyklu otwartym. Górscy tuczą prosięta od polskich dostawców i sprzedają około 2 tys. tuczników rocznie.

– Stanowiska w chlewniach pozwalają na jednorazowy tucz 600 sztuk. Mam podpisaną umowę z firmą weterynaryjną z Olsztyna, która obsługuje nasze gospodarstwo, ale także fermę, z której sprowadzamy prosięta. Jesteśmy z tego faktu bardzo zadowoleni, bo wiemy, jakie zwierzęta do nas przyjeżdżają. Nie jest to jakaś zbieranina z różnych gospodarstw. Prosięta są zdrowe i dzięki temu nie ma dużo upadków, a to powoduje, że mniejsze są koszty produkcji. Przyjeżdżają do nas prosiaki PIC w wadze 23–27 kg. Bez problemu osiągamy mięsność na poziomie 55–56%, utrzymując niskie zużycie paszy. Kształtuje się ono na poziomie 2,42 kg na 1 kg przyrostu. Konfrontując ten wynik z innymi producentami trzody chlewnej, stwierdzam, że jest to bardzo niskie zużycie paszy – wyjaśnia Zbigniew Górski.

Połowa sukcesu

Mieszanka dla tuczników przygotowywana jest w gospodarstwie w oparciu o zboża własnej produkcji. Część ziarna i koncentraty pochodzą z zakupu. Odchów do 35 kg odbywa się w oparciu o 20-procentowy koncentrat oraz śrutę jęczmienną i pszenną.

– Uprawiamy trochę pszenicy dla najmłodszej grupy. Wystarcza jej jednak tylko dla zwierząt w pierwszym rzucie. Dla następnych musimy już kupować pszenicę oraz inne zboża. Pszenicy nie możemy posiać zbyt dużo, gdyż ogranicza nas jakość gleb. Jest to głównie IVb i V klasa bonitacji. Dlatego też trzymamy się uprawy ziemniaków, która jest kosztowna i pracochłonna, ale jest tradycją na naszym terenie – wyjaśnia gospodarz. – Kiedyś była to plantacja nasienna, a dzisiaj ze względu na brak ludzi do pracy uprawiamy tylko ziemniaki jadalne i przemysłowe. Dopóki mamy swoją ciężarówkę i sami dowozimy ziemniaki, jeszcze to się nam jakoś opłaca. Gdybyśmy musieli wynająć transport, ciężko byłoby wyjść na swoje przy ich produkcji. Oprócz tego, że ziemniaki przynoszą dochód, to dodatkowo urozmaicają także płodozmian.

Starsze tuczniki oprócz koncentratu otrzymują również śrutę z jęczmienia i pszenżyta.

– Nawet dla tuczników do wagi 80 kg dajemy 17,5 do 20% koncentratu. Staramy się robić dobrą mieszankę, bo wiemy, że dobra pasza to połowa sukcesu. Podstawą jest oczywiście zdrowy prosiak, ale żywienie jest drugim najważniejszym czynnikiem decydującym o powodzeniu w produkcji żywca wieprzowego – mówi rolnik.

Józef Nuckowski

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
29. kwiecień 2024 05:05