StoryEditorInterwencja

Łowiecka biurokracja

08.07.2014., 14:07h
Czy koło łowieckie ma prawo ode mnie żądać dodatkowych dokumentów, od których uzależnia przystąpienie do procedury wyceny szkód łowieckich? Choć wysłałam im dokumenty potwierdzające, że jestem właścicielką gruntów, to i tak koło nie przyjechało szacować szkód. Bardzo proszę o pomoc. Napisała nasza Czytelniczka Maria Windyga, producentka mleka z Mławy.  

O jej problemach z Kołem Łowieckim „Lis” pisaliśmy w styczniu tego roku. Przypomnijmy. Jej batalia z myśliwymi ciągnie się od kilku lat. 4 kwietnia 2011 r. dzika zwierzyna zniszczyła kilkadziesiąt arów innej łąki. Koło wypłaciło kilkusetzłotowe odszkodowanie. Po naprawie pod koniec miesiąca ponownie dziki wyrządziły szkodę na tej samej działce, lecz w innym miejscu. KŁ „Lis” uznało jednak, że skoro raz szkodę wypłacili, to mają mnie z głowy i nie ponoszą odpowiedzialności za kolejne zniszczenia na tej samej działce – mówiła nam w grudniu ubiegłego roku Maria Windyga. – Zgodnie z przepisami zgłosiłam pisemnie informację o kolejnej szkodzie. Nikt do mnie nie przyjechał do dziś w tej sprawie. Koło uznało, że skoro raz zapłacili, to zwolnione jest z dalszej odpowiedzialności – dodawała Windyga.

Przewlekłe postępowanie

Sprawa dotyczyła szkód na dwóch działkach. Łączny areał zniszczonych użytków wyniósł 0,35 ha. Rolniczka wyliczyła, że poniosła szkodę w wysokości 850 zł. KŁ „Lis” konsekwentnie problem ignorowało. Sprawa ostatecznie trafiła do Sądu Rejonowego w Mławie. Temida jednak niezwykle wolno działa w sprawie myśliwych. Spór ciągnie się od 2011 r. W tym czasie sąd zdołał powołać biegłego, który stwierdził, że nasza Czytelniczka faktycznie poniosła szkodę przekraczającą 800 zł. Kolejna rozprawa, w skutek choroby sędziego, odbyła się dopiero w minionym tygodniu. Koło wysłało do sądu prawnika, który przy okazji jest jego stażystą i kandydatem. Została zaproponowana ugoda, jednak w wysokości 500 zł. Maria Windyga przystała na nią, jednak nie niższą niż 800 zł. Mecenas koła próbował też zakwestionować opinię biegłego. Jego argumenty odrzucił jednak sąd. Kolejna rozprawa ma odbyć się na początku lipca. Zapaść ma na niej ostateczny wyrok. W całej tej sprawie bulwersujący jest fakt, że w przypadku ugody koszty sądowe bierze na siebie Skarb Państwa. Koło „Lis” woli jednak spierać się z hodowcą o marne 300 zł niż uznać swoją winę. Po kilku latach procesu koszty sądowe i zaległości sięgają ponad 2 tys. zł. 

Słaby stan zdrowia sędziego tylko utwierdził koło w bezkarności. Ignoruje ono przepisy prawa łowieckiego oraz rozporządzenia ministra środowiska w sprawie szacowania szkód łowieckich. Wymyśla własne, autorskie przepisy, według których postępuje w kwestii ustalania strat na użytkach naszej Czytelniczki.

– Dziki nie boją się nikogo, a myśliwi nie pilnują, aby nie wyrządzały strat na moich polach. Mamy kolejne zniszczenia i zgłaszamy je zgodnie z przepisami rozporządzenia ministra środowiska. Tym razem chodziło o moje grunty i te formalnie należące do mojego syna Karola. Dziki żerowały na naszej ziemi wiosną tego roku – opowiada Windyga.

Rozporządzenie ministra środowiska z 8 marca 2010 r. w sprawie sposobu postępowania przy szacowaniu szkód oraz wypłaty odszkodowań za szkody w uprawach i płodach rolnych reguluje między innymi kwestie zgłaszania szkód kołom łowieckim. Mówi o tym już § 1. ustęp 1, który głosi, że „Dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego informuje właściwego miejscowo wójta (burmistrza, prezydenta miasta) oraz właściwą terytorialnie izbę rolniczą o osobach uprawnionych do przyjmowania zgłoszeń szkód wyrządzonych przez dziki, łosie, jelenie, daniele i sarny w uprawach i płodach rolnych.” Z kolei w ustępie 2 minister środowiska zapisał, że „Właściciel lub posiadacz gruntu, na którym powstała szkoda, zwany dalej „poszkodowanym”, zgłasza szkodę w formie pisemnej osobie, o której mowa w ust. 1, w terminie 3 dni od dnia jej stwierdzenia, a w przypadku szkód wyrządzonych w sadach, w terminie 14 dni od dnia jej powstania z jednoczesnym określeniem liczby uszkodzonych drzew.”

Właściciele i posiadacze 

Należy domniemywać, że celowo wymieniono „właściciel lub posiadacz gruntu” w naszym kraju kwestie własności ziemi są dosyć złożone. Często rolnik ją uprawia a formalnie ona należy do rodziny lub sąsiadów. Nie są oni zainteresowani rozliczaniem szkód, gdyż po otrzymaniu czynszu dzierżawnego kwestie utrzymania gruntów w należytej kulturze pozostawiają rolnikom, którzy ziemię uprawiają. Sprawę własności gruntów postanowiło wykorzystać Koło „Lis” tak, aby odwlec płatności za szkody wyrządzone przez dziki.

Koło „Lis” zamiast przystąpić do szacowania szkód na zgłoszonych gruntach, zaczęło na własną rękę ustalać czy ziemia, która od wielu lat uprawiana jest przez rodzinę państwa Windygów faktycznie do nich należy. W miejsce rzeczoznawców „Lis” przysłał pisma, w których czytamy: 

„Wzywam do uzupełnienia wniosku poprzez: dokładne określenie nieruchomości, na której powstała szkoda to jest podanie numeru ewidencyjnego działki, na której została wyrządzona szkoda, wykazanie tytułu prawnego, tj. w zależności czy jest Pan właścicielem czy posiadaczem nieruchomości, należy przedłożyć akt notarialny, wypis z księgi wieczystej, umowę dzierżawy bądź inny dokument potwierdzający tytuł prawny (vide: § 1 ustęp 2 rozporządzenia ministra środowiska z 8 marca 2010 r. w sprawie sposobu postępowania przy szacowaniu szkód oraz wypłat odszkodowań za szkody w uprawach i płodach rolnych)”.

Paragraf, na który powołuje się „Lis” już raz przytaczaliśmy w pierwszej części artykułu. Minister środowiska nie napisał w nim nic o akcie notarialnym, umowie dzierżawy, czy księgach wieczystych.

Brak obowiązku

Myśliwi znają się jednak nie tylko na tropieniu zwierzyny. Wykazują ogromną gorliwość w interpretowaniu prawa na swoją korzyść, tylko że kompletnie pozbawioną logiki i zdrowego rozsądku. Swoje żądania, co do dokumentacji „Lis” kończy groźbą, że ich niezłożenie „w nieprzekraczalnym terminie 7 dni od daty otrzymania niniejszego pisma pod rygorem pozostawienia wniosku bez rozpatrzenia i dalszego biegu”.

Rolnicy z Mławy otrzymali dwa identyczne pisma. Żądania Koła wydały im się niezasadne i nieuprawnione. O pomoc postanowili zwrócić się do ministerstwa środowiska, które nadzoruje działalność Polskiego Związku Łowieckiego w naszym kraju. Rolnicy zapytali resort środowiska czy myśliwi mają prawo do żądania od nich dodatkowych dokumentów.

– Departament Leśnictwa i Ochrony Przyrody informuje, „że zgodnie z rozporządzeniem ministra środowiska z 8 marca 2010 r. w sprawie sposobu postępowania przy szacowaniu szkód oraz wypłat odszkodowań za szkody w uprawach i płodach rolnych zgłoszenie szkody powinno mieć formę pisemną zgłoszoną w terminie 3 dni od jej stwierdzenia (…)”. Cytowane rozporządzenie nie wprowadza obowiązku składania dodatkowych dokumentów w momencie zgłaszania szkody takich jak wypis z rejestru gruntów czy dodatkowych map. Wydaje się, że jedynym uzasadnionym przypadkiem przedstawiania wypisu z rejestru gruntów jest fakt wystąpienia szkód łowieckich na gruncie sklasyfikowanym, jako uprawa rolna, na której prowadzi się np.: plantację leśną. Przedstawienie wypisu z rejestru gruntów jednoznacznie określającego dany grunt, jako rolny daje podstawę do szacowania szkód na takim terenie. Do protokołu szacowania szkody można dołączyć inne dokumenty świadczące o wystąpieniu szkody np.: mapki, zdjęcia, szkice sytuacyjne. Jednak może mieć to miejsce dopiero w procesie szacowania szkody, a nie w momencie jej zgłoszenia – czytamy w dokumencie, który przesłała do naszej Czytelniczki Nina Dobrzyńska, dyrektor Departamentu Leśnictwa i Ochrony Przyrody w ministerstwie środowiska.

Resort poinformował także, że w tej sprawie wypowiedziała się 28 sierpnia 2012 r. Naczelna Rada Łowiecka PZŁ. Przyznała ona, że zdjęcia, mapki i szkice sytuacyjne można dołączać nie do pisma, w którym jest zgłaszana szkoda jak twierdzi „Lis”, lecz dopiero do protokołu jej szacowania.

Maria Windyga uznała, że KŁ „Lis” próbowało wprowadzić ją w błąd poprzez irracjonalną interpretację rozporządzenia ministra środowiska. Poinformowała więc prokuraturę w Mławie, że mogło dojść do popełnienia przestępstwa. Art. 286 Kodeksu Karnego mówi, że „Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.”

Niestety, prokuratura uznała, że nie ma potrzeby wszczynania postępowania. Maria Windyga od jej decyzji się odwołała i to sąd zdecyduje o tym czy jest zasadne przeprowadzenie śledztwa w sprawie szacowania szkód łowieckich przez Koło „Lis” z Warszawy.

Kilka tygodni temu nastąpiły zmiany w zarządzie Koła. Nie wróży to dobrze naszej Czytelniczce. Być może Maria Windyga, właścicielka 18 hektarów i 10 krów mlecznych, będzie musiała ścierać się o odszkodowanie z przeciwnikiem znacznie potężniejszym. Dotychczasowego prezesa zastąpił Piotr Kochański, znany warszawski prawnik z kancelarii Kochański Zięba Rapala i Partnerzy. Chcieliśmy zapytać nowego prezesa o to, czy będzie przestrzegać przepisów dotyczących szacowania szkód łowieckich? Zamierzaliśmy poprosić o ocenę polityki poprzednich władz koła w kwestii odszkodowań oraz dowiedzieć się czy koło którym znany mecenas teraz kieruje będzie w sądach toczyć spory z rolnikami o drobne kilkusetzłotowe kwoty? 

Do chwili zamknięcia tego wydania Tygodnika nie udało nam się skontaktować z nowym prezesem Koła.

Tomasz ŚLĘZAK

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
20. kwiecień 2024 03:45