Niestety i tym razem najsłabsze cielę z miotu padło kilka godzin po porodzie, ale ojciec chrzestny małych osesków, jakim gospodarze nazwali współpracującego z nimi technika weterynarii, wysłał do redakcji zdjęcie jeszcze całej czwórki. To Łukasz Michalak, który zarówno inseminował matkę czworaczków, jak i odebrał ich poród. W zawodzie pracuje 10 lat zatrudniony jako technik weterynarii w Klinice Braci Mniejszych w Konstantynowie Łódzkim. Zajmuje się w 95% bydłem, a pierwszy poród u krowy odebrał w wieku 13 lat, w gospodarstwie swoich rodziców, którzy do dziś są producentami mleka.
Niedowierzanie i szok
Duże zaskoczenie i niedowierzanie gospodarzy towarzyszyło temu wydarzeniu. Dwa buhajki i dwie cieliczki przyszły na świat w sierpniową sobotę w wagach 15 kg – największy, po 10 kg dwa średnie i najmniejszy, który padł poniżej 10 kg.
– Pomogłem, a w zasadzie asystowałem przy końcówce porodu pierwszego cielęcia, bo właśnie w tym momencie wszedłem do obory i od razu wiedziałem, że coś jest nie tak, że to nie koniec. Poprosiłem o pomoc sołtysa, ale ten stwierdził, że sam nie da rady, bo wyczuł zbyt wiele nóg. Więc dzwonię do lekarza weteryna...
Ciąża bliźniacza u bydła średnio zdarza się raz na 50 przypadków, trojaczki rodzą się znacznie rzadziej, bo raz na 15 tys. urodzeń, zaś przyjście na świat czworaczków, to zupełna rzadkość, a my przedstawiamy już drugi taki przypadek na przestrzeni kilku tygodni, tym razem w gospodarstwie Małgorzaty Krawczyk z Szydłowa (gm. Lutomiersk).