Krytyczny moment dla producentów mleka w UE
Poza Europą dominuje logika inwestowania: państwa i firmy rozbudowują moce, skracają łańcuchy dostaw i eksperymentują z biotechnologią. W Europie, a zwłaszcza w krajach o dużej bazie surowcowej, coraz częściej dominuje logika barier – wymogów sprawozdawczych, kosztów energii i uprawnień do emisji, ryzyka "importu emisji" oraz niepewności w polityce handlowej, od Mercosur po kolejne porozumienia. Na tej planszy przesuwają się nie tylko wielkie liczby, ale przede wszystkim realne rachunki gospodarstw i mleczarni, które próbują utrzymać marże wobec malejącej przewidywalności. Dla Polski – trzeciego producenta mleka w UE i eksportera, który budował pozycję dzięki jakości i rozsądnemu kosztowi wytwarzania – to moment krytyczny. Aby pozycji, na którą pracowaliśmy dwie dekady, nie przejął ktoś, kto po prostu… nie ma takich ograniczeń jak my.
Gospodarstwa mleczne płacą za transformację ekologiczną
Światowy popyt na produkty zwierzęce, w tym nabiał, wciąż rośnie i według wielu prognoz do 2035 roku wartość rynku mięsa i nabiału przekroczy 1,8 bln dolarów, przy czym największe przyrosty odnotowuje się w Azji i Afryce, gdzie demografia, urbanizacja i wzrost dochodów windują konsumpcję. W samym tylko sektorze mleczarskim Unia Europejska utrzymuje produkcję rzędu 155–161 mln ton mleka rocznie, a do grona kluczowych producentów należą Niemcy, Francja, Polska, Holandia, Włochy i Irlandia; razem odpowiadają za ponad 70% unijnego wolumenu.
Europa w imię transformacji ekologicznej nakłada kolejne obowiązki, często bez uwzględnienia zróżnicowania między regionami czy technologiami. Cenę płacą m.in. gospodarstwa mleczne i przetwórstwo, które poza energią i paszą muszą kalkulować rosnący koszt zgodności – audyty, pomiary, raportowanie, często dublowane przez krajowe systemy. Kiedy dorzucimy niestabilność cen uprawnień do emisji łatwo zrozumieć, dlaczego zakłady o wysokiej energochłonności (suszenie, chłodnictwo, wyparki) odczuwają rosnącą presję.
Reżim Zielonego Ładu a Mercosur i Ukraina
W tle tej układanki pulsuje handel. Umowa UE – Mercosur, po 25 latach wahań bliska jest finału. Po stronie Komisji słychać narrację o "bezprecedensowym dostępie" unijnych producentów żywności do rynku Mercosur; po stronie rządów i branży – pytania o standardy środowiskowe i koszty wytwarzania po drugiej stronie Atlantyku. Kilogram sera czy proszku z kraju bez kosztów unijnych norm środowiskowych konkuruje z kilogramem wytworzonym w reżimie Zielonego Ładu. Na papierze bilans może wyglądać atrakcyjnie, w praktyce – bez symetrii standardów – grozi nie tyle handlem, co wypychaniem produkcji poza UE i importem emisji.
Mamy jedną z największych i najszybciej modernizowanych baz surowcowych w UE, z produkcją mleka liczoną w dziesiątkach miliardów litrów rocznie. Wartość eksportu produktów mlecznych sięgnęła w pierwszej połowie 2025 r. około 2,1 mld euro, przy dodatnim saldzie wymiany ok. 1,1 mld euro. Polska utrzyma swoją przewagę na kolejną dekadę, ale nie może jej oprzeć wyłącznie na niskim koszcie czy wolumenie.
Co więc dalej?
Z punktu widzenia polskiego mleczarstwa najważniejsze są cztery równoległe wektory działania. Po pierwsze, profesjonalizacja zarządzania kosztami pasz i energii, realne programy efektywności energetycznej, bo to one amortyzują skoki cen. Po drugie, cyfryzacja stada i procesów przetwórczych – nie jako modny projekt, ale jako źródło przewidywalności i skrócenia cyklu decyzyjnego. Po trzecie, ofensywna strategia eksportowa oparta na produktach o wyższej wartości dodanej. Po czwarte, konsekwentna obecność regulacyjna w Brukseli – Polska musi współtworzyć, a nie tylko wdrażać, politykę rolną i handlową, broniąc zasady równoważenia celów klimatycznych z bezpieczeństwem żywnościowym i konkurencyjnością producentów.
Jarosław Malczewski
