Co ma okręt wojenny do pisanki? I jak to jest zdobić jajo, kiedy obok leży skorupka wyrysowana przez prapraprababkę? O tym opowiedzieli nam Henryk Pieluszczak i jego córka Paulina, którzy w poddrezdeneckim Trzebiczu tworzą prawdziwy pisankarski klan.
lubuskie
Są rodziną wielopokoleniową z tradycją przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Dziś najmłodsi u Pieluszczaków to Adam i Ania – kilkulatki będące piątą generacją, która pielęgnuje tradycje rękodzielnicze, w tym m.in. zdobienia wielkanocnych jaj.
Malowane noskiem po paście
– Pisanki robimy już od pięciu pokoleń. Mnie nauczyła zdobienia babcia Tekla Ogrodnik, która urodziła się w Tuligłowach na Kresach. W tych wioskach, proszę pani, to Kossaki, Fałaty się rodziły, taki to był ciekawy tygiel. Babcia robiła pisanki głównie z kurzych jaj, metodą batikowo-pisaną. Do zdobienia używała takiego noska zrobionego z miękkiego metalu. Dawniej robiono go z aluminiowych tubek po paście do zębów. Noskiem malowaliśmy kropki, kreski, znaki zapytania. Mama i babcia mówiły na te kształty „pijawki”. Z grubszym przodem, kropelką wosku i dłuższym ogonkiem. W pierwszej fazie uczenia się jednak najlepiej malować szpilką. Na szpilkę nakłada się mniej wosku i nią robi się krótsze motywy, jak kropki, kreski. Nosek jest bardziej płaski, tam się zmieści więcej wosku. Można nim robić inne elementy, jak szlaczki, kwiaty, zwierzątka. A ja najczęściej wydrapuję, czyli robię drapanki – mówi...