Pomysł na biznes na wsi: Olejarnia w Brzezinkach produkuje olej jak dawniej

W Brzezinkach pod Jelczem w przydomowej olejarni w zabytkowej chacie tłoczą oleje tak, jak nasi przodkowie przed kilkuset laty. Wszystko poniżej temperatury ciała. A potem olejami Katarzyny i Wojciecha Uszoków zachwycają się miejscy restauratorzy i ich goście w całej Polsce.
Zarejestruj się, i zaloguj aby przeczytać kolejne 3 artykuły.
Wszystkie przeczytasz dzięki prenumeracie lub kupując dostęp.
r e k l a m a

- Olejarnia w Brzezinkach mieści się w niewielkiej zabytkowej chacie z Roztocza. To tam tłoczą się aromatyczne oleje z ostropestu, wiesiołka czy czarnuszki
Zaraz po studiach kupili działkę w Brzezinkach
r e k l a m a
Bywało, że zostawali bez energii na całe godziny, wszystko gasło i robiło się zimno, bo kabelki potrafiły się przepalić albo zamoknąć. Domek z czasem zyskał kilka przybudówek i piętro. Wojtek pracował w korporacji, co pozwalało utrzymywać obejście i kupić dwie klacze, które chwilę później się oźrebiły.
– Kasia od dziecka jeździła konno, a ja nauczyłem się piętnaście lat temu i zaraziłem się pasją. Ta miłość do koni to istna choroba. Ale utrzymać piętnaście sztuk, czasem bez prądu, to wyczyn. A moje życie wyglądało tak, że przychodziłem do domu, zamieniałem garnitur na gumiaki i szedłem w błoto – wspomina Wojtek, podając na talerzyku własnej roboty żytni chleb na zakwasie i kilka miseczek z olejami we wszystkich odcieniach żółci. W 2009 roku przenieśli w całości zabytkową, studwudziestoletnią drewnianą chatę z Roztocza. Z myślą, żeby była przystanią dla znajomych przyjeżdżających na Hubertusa. Ale skąd w tym wszystkim olej?

- Z takich pras korzystano setki lat temu. Różne szerokości walców i liczby zębów na kołach to przemyślana konstrukcja
- Katarzyna i Wojciech sami pracują w olejarni. Dziennie są w stanie wytłoczyć średnio 150 litrów oleju
Ojciec Katarzyny skonstruował prasę do tłoczenia olejów

Ten produkt może Ciebie zainteresować
Egzemplarz Tygodnik Poradnik Rolniczy nr 20-21/2020

– Przystosowywanie tego zakładu pod Opolem kosztowało mnie pięć lat życia. Sanepid wymagał standardów jak dla wielkich zakładów przemysłowo produkujących olej. Inni przychodzili i dziwili się: „Jak się pani udało otworzyć zakład?”. Robiliśmy tak kilka rodzajów olejów, w tym m.in. rzepakowy – wspomina Katarzyna. Kilka lat temu postanowili przejść na swoje. Pomogła im w tym ustawa z 2017 roku, która pozwoliła rolnikowi produkować i sprzedawać w gospodarstwie. Uszokowie urządzili w krótkim czasie w swojej chacie sprowadzonej z Roztocza olejarnię i nazwali ją „Zdrowe oleje”.
Sprowadzili starą żeliwną prasę do tłoczenia na małą skalę. I ruszyli z ofertą, która dziś pozwala im z tego żyć.
– Tłoczymy rzepakowy, z lnianki, z lnu, konopi, pestek dyni, słonecznika, wiesiołka, ostropestu, sezamu i czarnuszki. Wszystko na zimno, nawet bardzo zimno, czyli w temperaturze poniżej 36,6°C. Znamy innych, którzy najpierw mielą ziarno, potem je podgrzewają i dopiero tłoczą. Wtedy jest więcej oleju, ale ma on gorsze parametry. A my nasze oleje robimy właściwie jak pierwsi rolnicy w neolicie. Zyskujemy za to dużo lepsze parametry – mówią brzezineccy olejarze.
I na dowód pokazują wyniki badań przeprowadzone przez doktorantkę z olsztyńskiego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
– Skupowała do badań olej lniany z całej Polski. Zgłosiła się do nas. Daliśmy jej i poprosiliśmy o udostępnienie badań. Okazało się, że nasz produkt był jedynym olejem, w którym to, co na etykiecie, zgadza się z tym, co jest w środku. Ale jeszcze ważniejsze jest to, że nasz olej ma rewelacyjną stabilność biochemiczną, czyli dużo później się utlenia. Norma po trzech miesiącach wynosi 10 dla olejów zimnotłoczonych. A nam wyszło 1,6, do tego w oleju trzymanym w temperaturze pokojowej! – opowiada Wojciech. Wszystkie ich oleje mają półroczną datę przydatności do spożycia. Tylko lniany ma krótszą – trzy miesiące.

- Na oleju rzepakowym Wojciech szkli cebulę i czosnek, ale też smaży schabowego. A z tym z konopi przyrządza fantastyczne śledzie
Olej rzepakowy powinien mieć kolor słonecznika
– Czarnuszka to teraz absolutny przebój. Znajomy użył jej ostatnio na skórę, cierpi na atopowe zapalenie skóry. Mówi, że dawno mu nic tak nie pomogło – opowiada Wojciech.
Mówi, że olej rzepakowy powinien mieć kolor słonecznika, a nie lemoniady, a olej z czarnuszki musi być ostry i szczypiący. Uszokowie kupują polski surowiec od trzech sprawdzonych dostawców. Ziarno trafia do silosu, a z niego prosto do prasy, w której bardzo powoli tłoczony jest olej. Jednego dnia produkują z czarnuszki, drugiego z ostropestu, trzeciego z rzepaku.
– Najwięcej sprzedajemy z lnu, czarnuszki i rzepaku, dlatego zdarza się, że z tych nasion tłoczymy czasem dwukrotnie w tygodniu. Jednego dnia jesteśmy w stanie wyprodukować nawet 200 litrów, ale średnio jest to 100 litrów dziennie. Średni uzysk oleju z masy ziarna wynosi 15%. Żeby go zwiększyć, można podkręcić prasę i podwyższyć temperaturę. Ale wtedy tracimy na jakości oleju, jest on mniej stabilny, czyli krócej zachowuje dobre parametry. Dotyczy to szczególnie lnu – wyjaśnia Wojciech i dodaje, że dziś ma taką wprawę, że wystarczy mu powąchać ziarno albo posłuchać, jak pracuje prasa, by wiedzieć, że ziarno było poddane chemizacji.
Olej zlewają do stalowych nierdzewnych beczek, w których musi odstać dobę. Po tym czasie zlewają go do sterylnych szklanych ciemnych butelek z plastikowymi korkami.

- Ziarno? Tylko od sprawdzonego sprzedawcy. Czarnuszka? Lepsza indyjska niż syryjska. Czuwanie nad jakością surowca to jedna z najważniejszych zasad w olejarni
Dobre bo Polskie!
Olej konopny potrafi zachwycić kolorem. Wojciech mówi, że czasem kiedy zrobi śledzie z konopią, danie wygląda pięknie, jak z filmu science fiction. Oleje sprzedają w sklepach we Wrocławiu i kilku innych miastach Polski, u siebie w gospodarstwie, ale i na kiermaszach i targach. A Katarzyna oleju z czarnuszki i wiesiołka używa często zamiast kremu. Czarnuszką leczy też czasem opryszczkę.
– Mam klientki na kiermaszach, które zadzierają nosa i mówią, że z rzepakowych olejów to kupują tylko francuski „bio”. Bo tam rzepak „mniej schemizowany”, a nasz „zrandapowany”. Mówię im wtedy, że ten francuski jest milion razy gorszy, bo tam już od dawna używa się środków chemicznych. Wie pani, gdyby ustawę pozwalającą nam sprzedawać nasze produkty wprowadzono trzydzieści lat temu, ludzie by się przyzwyczaili, że kupują masło, które jest masłem, zdrowe mleko, że olej musi mieć smak, nie tak, jak ten co przyjechał z drugiego końca świata i tylko został tu rozlany – mówi Katarzyna.
W tym roku doczekali się kilku wyróżnień. Od ministra rolnictwa Katarzyna otrzymała dyplom „Zasłużony dla polskiego rolnictwa”, od prezydenta Andrzeja Dudy dostali dyplom i puchar. Mają jeszcze na koncie nagrodę specjalną Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Legitymują się też certyfikatem Kulinarnego Dziedzictwa Dolnego Śląska.
Karolina Kasperek
Zdjęcia: Karolina Kasperek, "Zdrowe Oleje"