Ciągnik Ursuspixabay
StoryEditorMASZYNY ROLNICZE

Ciągnik Ursus C-360 poniżej 10 000 zł? Są takie oferty

19.04.2025., 16:00h
Adam ŁadowskiAdam Ładowski

Kultowy Ursus C-360 wciąż ma swoich wiernych fanów, ale coraz częściej trafia na ogłoszenia za grosze. Czy za mniej niż 10 000 zł da się kupić coś więcej niż tylko złom na kołach?

Nie od dziś odnoszę wrażenie, że w naszym rolnictwie zrodził się kult jednostki, a tą jednostką nie jest żaden prezes ani profesor, tylko stary, poczciwy Ursus C-360. Przeglądasz fora, wertujesz prasę rolniczą – wszędzie zachwyty: „najlepszy”, „niezniszczalny” i mój ulubiony: „gdyby dziś ruszyli z produkcją…”.

No dobrze, sentyment rozumiem, ale powrót na taśmę produkcyjną? A na co to komu, chyba tylko do celów muzealnych.

I faktycznie – w muzeach techniki i u kolekcjonerów można zobaczyć prawdziwe perełki. Lśniące lakiery, chromowane detale, nowe opony. Ale zanim ktoś z zachwytem westchnie „to prawdziwa polska technika”, warto przypomnieć: to przecież czechosłowacka licencja Zetora, tylko opakowana po naszemu.

Ewoluowanie Ursusa

Z biegiem lat Ursus ewoluował – z modelu C-4011 przez C-355 aż po znaną wszystkim C-360. Zmiany? Były. Ale trudno uznać je za rewolucyjne. Raczej kosmetyka, której głównym celem było wykazanie się w fabryce, a nie realne usprawnienie ciągnika.

Oto, przykłady:

  • Nowe koła – 16 cali zamiast 18, ale czy lepsze? Nie każdy był przekonany.
  • Zmieniony filtr oleju – łatwiejszy w obsłudze, ale wielu wolało starego „bąka”.
  • Przerobiona maska i zegary – prościej, taniej, ale bez polotu.
  • Dwuczłonowy wałek w skrzyni – niby nowocześniej, ale z nowym punktem awaryjnym.
  • Nowy układ kierowniczy, choć ten stary nie był taki zły.
  • Ulepszone hamulce – chociaż tu faktycznie na plus.

I choć zmian było sporo, to konstrukcja wciąż trąciła myszką. Wystarczyło spojrzeć na konkurencję zza południowej granicy, by zobaczyć, że my pudrowaliśmy trupa, a Czesi robili nowoczesne maszyny.

Plan musiał być wykonany - nawet kosztem usterek Ursusa

Nie można mówić o Ursusie, nie wspominając realiów produkcji w PRL-u. Ciągniki schodziły z taśmy „na akord”, byle wyrobić plan, byle wykopać je „za bramę”. Często już, po kilku dniach pracy, wymagały poprawek, a farba potrafiła odchodzić płatami jeszcze przed pierwszym opadem deszczu.

Zdemotywowany pracownik, zużyte maszyny, luz technologiczny taki, że tryby niemal same się przestawiały – tak wyglądała jakość, o której dziś wolelibyśmy zapomnieć. Ale co kult, to kult.

Zajeżdżone Ursusy są dziś za "grosze"

Dlaczego dziś jedne Ursusy są warte kilka tysięcy, a inne ledwo nadają się na złom? Bo wszystko rozbija się o podejście właściciela. Są rolnicy, którzy przez dekady dbali o swoją maszynę. Na bieżąco wymieniali zużyte elementy, smarowali, regulowali i nie przeciążali. Ich „sześćdziesiątki” chodzą do dziś, bez fochów i strzelania z tłumika.

Ale są też tacy, co zajeżdżali Ursusa do upadłego. Bez luzów nie byłoby jazdy, a konserwacja kończyła się na dolewce oleju raz na tzw. ruski rok. I dziś te same ciągniki kupisz za grosze, bo więcej w nich spawów niż oryginalnych części.

Tanie chińskie części zamienne do Ursusa C-360

Do tego wszystkiego w latach 2000 przyszła moda na tanie części zamienne. Zalali nas “chińszczyzną”, która wyglądała jak oryginał, ale tylko z daleka. Różnica w cenie? Duża. W jakości? Jeszcze większa. Kto próbował wymienić jedno koło rozrządu na „no-name”, ten wie, jak kończy się zabawa z ustawianiem zapłonu.

A dziś? Dźwignia zmiany biegów to towar schodzący jak ciepłe bułki, bo lubiła się zakleszczyć, a potem zostać w ręku. Podnośnik? Kto grzebał w tych wszystkich rolkach, cięgiełkach i popychaczach sam, ten wie, że regulacja była jak gra w totolotka – albo trafisz i będzie dobrze albo nie.

Ursus C-360 - kawał historii polskiej wsi

Ursus C-360 to kawał historii polskiej wsi, ale trzeba go oceniać z głową. Nie każdy egzemplarz to złoto, nie każda „sześćdziesiątka” zasługuje na pomnik. Są maszyny zadbane, w które warto inwestować. Ale są też takie, które nadają się już tylko na złom – i żadne sentymenty tego nie zmienią.

Bo ciągnik, jak człowiek – jak o niego dbasz, tak ci się odwdzięczy. A jeśli przez lata leczyło się go młotkiem i kluczem francuskim, to nie dziwmy się, że dziś więcej wart na kilogramy niż na godziny pracy.

Ciągnik Ursus C-360 poniżej 10 000 zł? Są takie oferty

Może nie po cenie złomu, ale sześćdziesiątkę da się wyrwać poniżej 10 000 zł. To sprawdzamy:

  • 1980 r. ciągnik bez rejestracji, pali, płyn, bez kabiny – 8 500 zł.
  • 1978 r. bez rejestracji, pali, bez kabiny – 8 700 zł.
  • 1969 r. bez rejestracji, do poprawek – 8 800 zł.
  • 1975 r. pali jeździ,skręca, podnosi, nie cieknie, bez rejestracji – 8 800 zł.

Jak widać, można kupić Ursusa C-360 za niskie pieniądze. Kwestią zasadniczą jest pytanie: czy warto?

Adam Ładowski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
16. maj 2025 11:53