StoryEditorSpółdzielnia mleczarska

Dlaczego byli dostawcy ROTR-u nie nie otrzymali rządowego wsparcia?

08.09.2021., 15:09h
– W czym jesteśmy gorsi od hodowców i dostawców mleka SM Bielmlek i OSM Ozorków – pytają byli dostawcy SM ROTR w Rypinie. Uważają, że rząd w nierówny sposób traktuje producentów mleka, którzy doznali poważnych strat spowodowanych upadłością spółdzielni. Prawo i przepisy nie są równe. Zastanawiają się, czym spowodowany jest fakt, że pomoc w Bielsku Podlaskim i Ozorkowie została zaproponowana a w Rypinie już nie.

Rozgoryczenie i żal byłych dostawców ROTR

Nie rozumiem dokonanego podziału na równych i równiejszych hodowców. Cieszę się, że ta pomoc została udzielona, bo afera ze zwiększeniem udziałów w Bielmleku mogła doprowadzić do upadku wielu gospodarstw. Uważam, że pewne mechanizmy, które doprowadziły do upadku spółdzielni w Bielsku Podlaskim, jak i Rypinie były podobne. To zarządy kontrolowały sytuację i doprowadziły do paraliżu decyzyjnego organy je kontrolujące. Obydwie mleczarnie działały na sporą skalę i współpracowały z wieloma dostawcami – mówi Paweł Murawski ze wsi Czyżewo w powiecie rypińskim.

Obecnie jest dostawcą OSM Sierpc. Nawiązanie współpracy z tą mleczarnią pozwoliło na odzyskanie wypłacalności przez jego gospodarstwo. Przelewy za mleko na konto trafiają regularnie, cena za litr mleka pozwala na prowadzenie rentownej produkcji. Stado bydła liczy 64 szt., z czego 24 to krowy mleczne. Areał gospodarstwa liczy 20 ha.

Teraz jest lepiej, ale my młodzi rolnicy byliśmy w dramatycznej sytuacji. Małe dzieci nas ratowały. Wyciągaliśmy im pieniądze ze skarbonek. 500+ to fajny i słuszny program. U nas miał znacznie ważniejsze znaczenie. Te pieniądze nam krowiarzom pomagały przetrwać. W budynkach inwentarskich zaczynało brakować zwierząt do odpinania. Stado było redukowane. Bieda aż piszczała, więc wyprzedawaliśmy jałówki, starsze krowy i byki. Chodziło o zachowanie stada podstawowego. Oszczędzałem na materiale paszowym i lekach. Jeśli ktoś ma kłopoty ze zrozumieniem tego co przechodziliśmy, to niech spróbuje przetrwać cztery miesiące bez pensji. Niech opłaca rachunki i ponosi koszty utrzymania rodziny oraz swojego miejsca pracy. My tak mieliśmy i nikt nam pomocy nie zaoferował. Zostaliśmy pozostawieni sami sobie. W świetle wprowadzonych przepisów, które dają pomoc, ale tylko wybranym, zastanawiam się dlaczego tak się stało – pyta Paweł Murawski.

Na początku października 2018 r. Sąd Rejonowy w Toruniu wydał postanowienie o postawieniu spółdzielni w stan upadłości. Został wyznaczony syndyk, który miał zająć się sprzedażą majątku. Syndyk dokonał jego wyceny. Został sporządzony operat, w którym określono wartość poszczególnych części składowych ROTR. Syndykowi udało się pozyskać kilka zleceń. Mleko przerzutowe było przetwarzane, dzięki temu mogła być prowadzona działalność usługowa.

Festiwal obietnic bez pokrycia

Na początku marca 2019 r. syndyk ogłosił, że wartość majątku ROTR została ustalona na kwotę 80 mln zł. Najpierw próbował zakład wydzierżawić a następnie sprzedać. Niestety, nie znalazł się żaden podmiot zainteresowany jakąkolwiek formą przejęcia majątku ROTR. Wobec tego syndyk rozpoczął procedurę sprzedaży poszczególnych części składowych zakładu w Rypinie. Od momentu postawienia w stan upadłości spółdzielni, rozpoczęły się intensywne próby jego ratowania. Chodziło o znalezienie inwestora, dzięki któremu mleko byłoby dalej przetwarzane. W 2019 r. resort rolnictwa ogłosił plany zorganizowania narodowego holdingu spożywczego. Super spółki opartej o Krajową Spółkę Cukrową, która miałaby zagospodarować podmioty gospodarcze związane z przetwórstwem i sprzedażą żywności. W Rypinie pojawił się pomysł włączenia majątku ROTR do holdingu spożywczego.

Do Warszawy do ministerstwa jeździliśmy cztery razy. Poza mną w spotkaniach uczestniczył starosta rypiński Jarosław Sochacki, Paweł Grzybowski, burmistrz Rypina, Krzysztof Lange, radca prawny, którego kancelaria pomagała najpierw napisać plan restrukturyzacyjny a potem wspierała nas w szukaniu inwestora dla ROTR. Spotykaliśmy się zawsze z ówczesnym wiceministrem Tadeuszem Romańczukiem. Zapewniał nas, że pomoc będzie i że holding niebawem zostanie zawiązany i że są już wstępne umowy podpisywane. Niestety, nasze rozmowy nie były protokołowane. Miała być zawiązana też spora grupa zakładów mleczarskich, która weszłaby do holdingu, w tym nasz. Wiceminister prosił, aby ROTR pod zarządem syndyka na usługach wytrzymał trzy miesiące, potem okazało się, że potrzeba kolejnych trzech. Syndyk dał radę i w zakładzie nadal utrzymywał technologiczne zdolności produkcyjne. Po kolejnych trzech miesiącach znowu nas przyjął w Warszawie, ale entuzjazmu i zapału dla holdingu nie stwierdziliśmy. Nadal utrzymywał, że dostaniemy pomoc, tylko że tydzień później w ministerstwie już go nie było. Plan przejęcia ROTR nigdy nie wypalił – opowiada Paweł Murawski.

Na portalach internetowych znanych dzienników prasowych zachowało się wiele informacji dotyczących spożywczego holdingu. Wiceminister Romańczuk jeszcze na początku lipca 2019 r. zapewniał, że grupa spożywcza powstanie. 24 lipca złożył dymisję.

Najpierw nam zafundowano festiwal obietnic bez pokrycia a potem było już tylko gorzej. Okazało się, że Rypin to nie Bielsk Podlaski i hodowcy bydła mlecznego stąd nie zasługują na pomoc, choć potracili ogromne pieniądze nie wspominając nawet o udziałach. To był majątek wypracowywany przez wiele pokoleń. Gdyby była jakakolwiek możliwość, że na bazie zakładu ROTR powstanie spółka albo jakiś inny twór gospodarczy, rolnicy by do niego powrócili – mówi Krzysztof Malinowski, ostatni przewodniczący rady nadzorczej ROTR, który obecnie dostarcza mleko do Firmy Handlowej Sylwia Laskowska.

Żadna poważna siła polityczna ani gospodarcza nie wsparła byłych dostawców ROTR-u

Byli dostawcy ROTR czują się rozczarowani i opuszczeni. Ich sprawa i kłopoty nie zwróciły uwagi żadnej poważnej siły gospodarczej, społecznej ani politycznej. Zamiast pomocy i wsparcia właściwie usłyszeli jedynie, że to oni jako właściciele, udziałowcy spółdzielni ponoszą bezpośrednią odpowiedzialność za jej upadek. Nie wywiązali się bowiem właściwie z obowiązków właścicielskich sprawując nienależyty nadzór nad zarządem i decyzjami, jakie podejmował.

Byliśmy rugani za to, że nie kontrolowaliśmy właściwie zarządu. Przez ostatnie lata byliśmy zwodzeni, że trudna sytuacja ROTR spowodowana jest rosyjskim embargo. Teraz wiemy, że było to tylko tłumaczenie bez pokrycia. Z perspektywy czasu niektóre decyzje zarządu podejmowane w latach 2014–2018 należy uznać za działanie na szkodę spółdzielni. Jedną z nich była decyzja o wyjściu ze struktur KZSM. Zarząd sprytnie podrzucił taką uchwałę na jednym z walnych zebrań przedstawicieli. Przekonano nas, że koszty uczestnictwa w Związku są zbyt duże. Uchwała o wyjściu została więc podjęta. Zarząd kupił sobie w ten sposób trochę czasu, bo nie musiał poddawać się wnikliwej rewizji. My jesteśmy hodowcami, profesjonalnymi producentami mleka. Nie znamy się na księgowości i prawie spółdzielczym. Przez lata wszystko było dobrze. ROTR działał bez zarzutu. Uważam, że powinny być wprowadzone lepsze mechanizmy kontrolne, które uniemożliwią swobodne wychodzenie ze struktur KZSM zawsze wtedy, kiedy zarządowi rewizja będzie nie na rękę – mówi Krzysztof Malinowski.

Nikt nie ponosi winy za upadłość spółdzielni mleczarskiej w Rypinie?

Hodowca prowadzi ponad 11 ha gospodarstwo i utrzymuje obecnie 20 krów mlecznych. Upadek ROTR spowodował, że stracił ponad 100 tys. zł. Utrzymaniem bydła mlecznego jego rodzina zajmuje się od ponad 50 lat. Rolnicy mają też żal o to, że odpowiedzialność za upadek ROTR jest zrzucana tylko na nich, jako udziałowców spółdzielni. Rozczarowani są jednak tym, że struktury państwa i odpowiednie organy ścigania nie wykazały żadnej woli do tego, aby znaleźć winnych i odpowiedzialnych za upadek ROTR.

Jesteśmy rolnikami. Podczas zebrań rejonowych i wyborów przedstawicieli od lat działał mechanizm, który powodował, że wybierane były osoby, które miały być wybrane. W zebraniach aktywny udział brali pracownicy mleczarni. Zaufane osoby zarządu. Mam wątpliwości czy te wybory w ogóle odbywały się zgodnie z prawem. Bywało tak, że pracownicy przychodzili na zebrania, rozdawali karteczki poszczególnym grupom osób, potem je zbierali, wychodzili i przychodzili z gotową listą wybranych radnych. Ten proceder trwał przez lata – mówi Zbigniew Arentowicz z miejscowości Rusinowo, który dostarcza obecnie mleko do Lactalis Polska.

Hodowca wspomina, że na zebraniu rejonowym był członkiem komisji skrutacyjnej. Kandydaci na zebranie zawsze byli z góry ustaleni. Pracownicy mleczarni zbierali głosy, wychodzili z sali, liczyli je i następnie przychodzili z gotowymi wynikami i listą przedstawicieli.

Byliśmy przesłuchiwani. Nie jest prawdą, że my, jako właściciele nie podejmowaliśmy żadnych działań. Składaliśmy wiele zawiadomień na policję, do prokuratury a nawet do UOKiK. Podczas składania zeznań, kiedy opowiadałem co działo się w mleczarni usłyszałem od policjantów, że osoby odpowiedzialne za kierowanie ROTR powinny siedzieć. Co z tego, skoro nikomu nie postawiono zarzutów. Na nas, jako właścicieli zrzucana jest wina za upadek mleczarni, tylko że państwo jest bezsilne, nie potrafi przeprowadzić śledztwa i postawić zarzutów osobom odpowiedzialnym za upadek ROTR. Składaliśmy zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa organom ścigania, jednak one pozostały bez odpowiedzi – mówi Zbigniew Arentowicz.

Hodowca wspomina, że kiedy zaczął aktywnie działać i składać zawiadomienia do organów ścigania gwałtownie pogorszyły się parametry mleka, które odstawiał do ROTR. Zrezygnował więc i znalazł innego odbiorcę. Ilość bakterii była bez zarzutu, a dostarczany surowiec okazał się być wysokiej jakości. Rolnik uważa, że został zmuszony do odejścia, bo zadawał niewygodne pytania. Z perspektywy czasu cieszy się z tego, ponieważ nie stracił w ROTR pieniędzy za dostarczone mleko.

Byli dostawcy ROTR są także rozgoryczeni brakiem siły sprawczej lokalnych polityków. W przeciwieństwie do tych z Bielska Podlaskiego nie byli w stanie skutecznie w Warszawie walczyć o ich interesy.

Mam wrażenie, że nikogo nie obchodziliśmy. To dotyczy zarówno polityków partii rządzącej, jak i opozycji – mówi Arentowicz.

W ostatnich tygodniach nadal podejmowaliśmy aktywne działania. Wystosowaliśmy pismo do KPIR. Ta zwróciła się do ministra rolnictwa z prośbą o zmiany w rozporządzeniu dotyczącym pomocy. O pomoc zabiegaliśmy także u wiceminister rolnictwa Anny Gembickiej. To posłanka z naszego rejonu. Pochodzi z Włocławka. Nadal mamy nadzieję, że państwo o nas nie zapomni – dodaje Paweł Murawski.

Tomasz Ślęzak
Zdjęcie: Tomasz Ślęzak

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
20. kwiecień 2024 11:11