StoryEditorWiadomości rolnicze

Pogoń za wydajnością nie poprawi sytuacji dochodowej gospodarstw mlecznych

07.04.2017., 16:04h
– Podnoszenie wydajności krów mlecznych ma swoje konsekwencje. Nie można zapominać o dochodowości, która dla rolnika jest najważniejsza – mówił dr Marcin Gołębiewski z zakładu hodowli bydła SGGW na sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi poświęconej przyszłości hodowli i chowu bydła mlecznego w Polsce. 

Debata ta była autorskim pomysłem Jarosława Sachajki posła Ruchu Społecznościowego Kukiz’15 oraz przewodniczącego sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

W opinii naukowców z SGGW, to co dzieje się w chowie bydła mlecznego, czyli postępująca industrializacja jest zjawiskiem bardzo niepokojącym. W gwałtownym tempie spada liczba gospodarstw utrzymujących krowy. Brak przeżuwaczy to nie tylko zagrożenie dla zrównoważonego rozwoju, lecz także zagospodarowania środowiska, co wpływa na zmianę struktury użytków rolnych. Mamy coraz mniej łąk i pastwisk.

Nie za wszelką cenę

Intensywny sposób prowadzenia produkcji mleka powoduje, że zwierzęta są utrzymywane głównie alkierzowo, żywimy je też intensywnie, co prowadzi do wzrostów kosztów produkcji mleka. W związku z tym, tylko bardzo duża skala produkcji jest w stanie wygenerować maksymalny zysk. Zakład hodowli bydła SGGW prowadził badania, z których wynika, iż w gospodarstwach nastawionych na bardzo duże wydajności skala produkcji musi być bardzo wysoka, aby utrzymać rodzinę. Ekstensywne podejście do produkcji zwiększa zaś szansę na lepsze funkcjonowanie rodziny rolnika.

– Warto zwrócić uwagę, iż gospodarstwa, które produkują bardziej ekstensywnie w oparciu o własne pasze treściwe i objętościowe wytwarzają lepszy produkt. Utrzymanie mniej intensywnego modelu produkcji daje szanse na wypracowanie przewagi konkurencyjnej. Musimy jednak wypracować systemy jakości mleka, które u nas, co jest ewenementem na skalę europejską, nie funkcjonują – podkreślał dr Gołębiewski.

Poza tym, podnoszenie za wszelką cenę skali produkcji w momencie, w którym rynek produktów mlecznych jest niestabilny nie jest dobrym rozwiązaniem.

– Jeśli mamy gospodarstwo z 20–30 krowami, które na litrze mleka generuje około 25 groszy zysku, czyli 6 tys. dochodu na miesiąc, to takie w momencie zachwiania rynku poradzi sobie lepiej niż to ze 150 krowami i dochodem miesięcznym na poziomie 30 tys. zł. To drugie będzie bowiem musiało, w sytuacji utrzymania się niskiej ceny skupu, więcej dołożyć do produkcji niż gospodarstwo produkujące w sposób bardziej zrównoważony. Są to skutki, o których rzadko się mówi, ale z punktu widzenia mikroekonomiki gospodarstw bardzo ważne – przestrzega ekspert.

Kosztem długów

Wskaźnikiem intensyfikacji produkcji jest ilość produkowanego mleka przypadająca na hektar użytków rolnych. Polska doszła do takiego poziomu, jak stare kraje członkowskie UE. Jesteśmy więc krajem produkującym bardzo intensywnie, brak nam jednak segmentacji i poukładania w spójny system promocji tego, co mamy jeszcze wartościowe.

Nakłady w gospodarstwach rodzinnych są mniejsze i ten aspekt powinien być promowany w sprzedaży produktów pochodzących z takich gospodarstw. Nie ma profesjonalnych zabiegów marketingowych, które by zachęcały do większego spożycia takich produktów mlecznych. Na rynkach zewnętrznych na razie konkurujemy ceną, ale wraz ze wzrostem industrializacji ta przewaga zniknie. Jeśli nie postawimy na promocję jakości może skończyć się to spadkiem znaczenia naszego sektora mleczarskiego na rynkach zewnętrznych – wyjaśnia dr Gołębiewski.

Ekspert z SGGW zwracał uwagę, iż polscy rolnicy zrobili bardzo duży postęp genetyczny oraz produkcyjny i technologiczny. Jest to jednak okupione bardzo wysokim poziomem zadłużenia. 40% z 70 przebadanych przez zespól z SGGW gospodarstw, które miało problem z płynnością finansową nie robiło błędów technologicznych. Problem wynikał głównie z przeinwestowania w pogoni za lepszą wydajnością.

Wzrost liczby zwierząt w stadzie i koncentracja do pewnego momentu jest zjawiskiem pozytywnym. Wzrost produkcyjności nie jest jednak jednoznaczny ze wzrostem dochodów gospodarstwa a ze zwiększeniem przychodów.

W wielu gospodarstwach, w których zakład hodowli bydła SGGW prowadził długoletnie analizy, eksperci doszli do wniosku, iż farmy te funkcjonują na bardzo niebezpiecznym bilansie różnicy przychodów do kosztów – dochód z produkcji mleka sięgał tam zaledwie kilku groszy. Gospodarstwa te ponoszą bowiem wysokie koszty remontu stada, a przy tym, korzystając z obcego materiału genetycznego, ponoszą bardzo duże ryzyko zawleczenia chorób.

W przypadku chorób wirusowych, które są bardzo trudno wyleczalne, wiązałoby się to z brakowaniem całego stada, a to w połączeniu z zadłużeniem, co jest bardzo charakterystyczne dla gospodarstw mlecznych, skutkowałoby bankructwem – wyrokował Gołębiewski.

Monopolizacja genetyczna

Należy zwrócić uwagę także na to, że w Polsce mamy jedną jednostkę, która zajmuje się chowem i hodowlą bydła – Polską Federację Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Z punktu widzenia organizacyjnego, jest to bardzo dobre rozwiązanie, ale zarazem jest ono ewenementem praktycznie na skalę światową.

– We wszystkich krajach, nie bez powodu istnieją związki branżowe, które zajmują się hodowlą poszczególnych zwierząt i konkurują ze sobą. Rolnik nieusatysfakcjonowany usługami jednej przechodzi do innej jednostki, w związku z tym produkty, które oferują są bardziej prorynkowe – podkreślał dr Marcin Gołębiewski.

Negatywnym efektem jednej Federacji jest monopolizacja genetyczna, która prowadzi do tego, że przy dużej zmienności genetycznej praktycznie w 80% mamy do czynienia z jedną rasą. Jest nią polski hf, który ewidentnie dominuje nie tylko w gospodarstwach objętych kontrolą użytkowości mlecznej.

Mamy bardzo zróżnicowane gospodarstwa mleczne, to jednak nie znajduje odzwierciedlenia w genotypie zwierząt i powoduje, że tracą one podstawową funkcję, jaką jest rozród. Musimy więc importować materiał genetyczny, nie posiadamy cieląt, które mogą być wykorzystywane do produkcji bydła mięsnego. Brakuje też cieliczek do remontu stada. Niewłaściwy genotyp z założenia oznacza brak zysku. Zwierzę, które wymaga intensywnych warunków utrzymania wprowadzone do przeciętnej obory nie sprawdzi się. Potwierdzają to dane publikowane przez PFHBiPM – wylicza dr Gołębiewski.

92% przyczyn brakowania krów objętych oceną użytkowości mlecznej, to czynniki niezależne, nie jest nim element selekcyjny. Niedostosowanie genotypu zwierząt do warunków środowiskowych prowadzi do wzrostu pogorszenia parametrów reprodukcyjnych. 25% krów nie dożywa do drugiej laktacji, tylko co druga krowa dożywa do 3 laktacji. Zwierzęta te żyją coraz krócej, co zwiększa koszty produkcji mleka.

Magdalena Szymańska

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
29. kwiecień 2024 07:33