Czarny scenariusz może się ziścić
– Można byłoby budować nową oborę, ale nie w sytuacji postępującej liberalizacji handlu z Ukrainą oraz krajami Mercosur w kierunku jednostronnie niekorzystnym w stosunku do UE a więc i Polski. Do tego dochodzą zapowiadane cięcia dopłat rolniczych oraz drożejąca energia elektryczna w wyniku absurdalnego założenia Zielonego Ładu i gospodarki zeroemisyjnej. To wszystko sprawia, że europejskie, w tym polskie rolnictwo, ale też i przemysł nie tyko spożywczy przestaną być konkurencyjne. Utracimy rynki eksportowe, bo w żaden sposób nie zaoferujemy niższych cen od konkurencji chociażby z USA czy Nowej Zelandii, to już w jakimś stopniu się dzieje i będzie się pogłębiać. Jednocześnie nasz rynek wspólnotowy zaleją tanie towary, a nasze lepsze, ale droższe też zostaną, bo utracimy eksport. Oby ten scenariusz się nie spełnił, ale patrząc na obłędną politykę dygnitarzy unijnych jest on niestety wielce prawdopodobny – powiedział Karol Kobyliński.
Młody rolnik, aby zobrazować jak dużym zagrożeniem dla europejskiego, a wiec i polskiego rolnictwa jest umowa o wolnym handlu z krajami Mercosur, przybliżył kilka danych. A mianowicie to, że powierzchnie gruntów ornych w UE i Mercosur są zbliżone (powyżej 90 mln ha), jednak tam w Ameryce Południowej zbiory odbywają się dwukrotnie w sezonie w większości regionów. Ponadto tam jest bardzo dużo trwałych użytków zielonych, które stanowią od 2/3 do 3/4 gruntów użytkowanych rolniczo. Ma to związek z silnie rozwiniętą produkcją wołowiny. Zatem w krajach Mercosur jest co najmniej 3 razy więcej trwałych użytków zielonych niż w UE. Jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę, że na Ukrainie znajduje się 32,3 miliona hektarów gruntów ornych, które stanowią 27% wszystkich gruntów ornych w Europie, to zagrożenie ze strony Ukrainy i Mercosuru jest bardzo realne niestety, a UE kierują albo idioci, albo ludzie, którzy celowo niszczą europejskie rolnictwo.
Tam dozwolone, a u nasz szkodliwe
– Trzeba jeszcze dodać, że na Ukrainie i w krajach Mercosur można stosować środki ochrony roślin, które u nas są zabronione jako szkodliwe. Ma to nie tylko znaczenie dla jakości produktu rolnego i spożywczego, dla dbania o środowisko, ale także znaczenie ekonomiczne. Te preparaty pozwalają produkować im taniej i osiągać wyższe plony, bo te preparaty są tańsze i skuteczniejsze od tych, które my możemy stosować – dodał Karol Kobyliński.
Rolnik nie zwiększa areału
W związku z tym, że rolnik nie zwiększa produkcji mleka ze wspomnianych już względów, to z 30 ha uprawianej kukurydzy tylko 7 ha przeznaczane jest na kiszonkę dla bydła, a 23 ha zbierane są na ziarno. Uzupełnieniem produkcji zwierzęcej jest produkcja roślinna, m.in. również rzepaku i pszenicy.
– Jęczmień ozimy nie jest dość popularny w naszych stronach, ale jego zbiory już ruszyły, teraz nastąpił pewien przestój spowodowany deszczami. Dobrze, że tak się stało, dziki temu odżyją plantacje kukurydzy, które mocno cierpiały na skutek deficytu wody. Dodatkowo wzrost kukurydzy mocno hamowały niskie temperatury, zwłaszcza noce były zimne. Na zbiór rzepaku będzie trzeba jeszcze poczekać, aż ziarno osiągnie pełną dojrzałość, a wilgotność będzie umożliwiała bezproblemowe magazynowanie. Obstawiam, że zbiór rzepaku rozpocznie się nie wcześniej niż 22 lipca – stwierdził Karol Kobyliński, który uczestniczył w pracach komisji ds. szacowania strat i jak zauważył, dużym problemem były wiosenne wymarznięcia w plantacjach rzepaku, które sięgały nawet 45% strat.
Andrzej Rutkowski
fot. arch. pryw.
