Rolnicy na lodzie. Ubezpieczenie nie działa, gdy jest naprawdę potrzebneWojewoda Lubelski/dariusz Ciochanowski/facebook/szymańska/canva
StoryEditorubezpieczanie upraw

Na polach katastrofa, a polisa tylko na papierze. Rolnicy tracą wiarę w ubezpieczenia

20.05.2025., 17:30h

Mimo dopłat i teoretycznej ochrony upraw, wielu rolników nie podpisuje umów ubezpieczeniowych. Bo kiedy przychodzi katastrofa na pola, to często zostają bez wsparcia – tylko z polisą na papierze. Co więc zrobić, by "rząd miał spokój, a rolnicy spokojny sen"?

Ubezpieczenie? Tylko na papierze. Rolnicy zostają bez odszkodowań

Z rozmów prowadzonych z rolnikami oraz przedstawicielami samorządów rolniczych jasno wynika jedno – system ubezpieczeń rolniczych wymaga pilnej naprawy. Choć istnieje on formalnie, to w praktyce często nie działa tak, jak powinien. Rolnicy tracą zaufanie do towarzystw i obawiają się, że pomimo zawarcia umowy, w sytuacji kryzysowej to tylko "gra pozorów" - polisa jest na papierze, ale żadnego odszkodowania nie otrzymają.

Brak zaufania do ubezpieczeń – skąd taka niechęć?

Powody niechęci do zawierania umów są różne, ale najczęściej pada jedno: brak zaufania do skuteczności systemu wypłat. Rolnicy mówią, że:

  • Odszkodowania często nie są wypłacane.
  • Szkody w uprawach są kwestionowane przez towarzystwa.
  • Wypłaty odszkodowań zależą od decyzji innych instytucji, jak choćby IUNG, a nie od realnych strat w polu.

Idealny przykład to sytuacja z IUNG, która często jest barierą nie do pokonania dla ubezpieczonego rolnika.

- Była susza. Towarzystwo oszacowało rolnikowi straty na 60-70% w jęczmieniu jary, niemal 240 tys. zł strat. A rolnik nie dostał nic, bo IUNG suszy nie ogłosił. I nie ma żadnych sądów czy instytucji, które podjęłyby ten temat, by rolnik mógł wrócić do produkcji. Nie dostał pieniędzy z polisy, bo IUNG nie ogłosił suszy.

- Dodać warto, że IUNG, monitorując suszę, działa na instrumentach, które przy tak dynamicznie zmieniającym się klimacie po prostu się już nie sprawdzają. I nie są to jednostkowe przypadki – powiedział nam Mirosław Ignaszak, Wiceprezes Zachodniopomorskiej Izby Rolniczej.

Podobnego zdania są również sami rolnicy. Po ostatnich przymrozkach rolnik z Podlasia opowiadał o sytuacjach, w których ubezpieczyciele, szacując straty w uprawach, doszukiwali się winy, nie w mrozie, lecz w szkodnikach. O podobnych przypadkach mówił także Mirosław Ignaszak.

- Towarzystwa ubezpieczeniowe przychodzą szacować rzepaki i odmawiają. Mówią, że rolnik nie chronił należycie plantacji i dopuścił do tego, że rośliny zostały zaatakowane przez... szkodnika! Byleby nie wypłacić odszkodowania - mówi Wiceprezes Zachodniopomorskiej Izby Rolniczej.

Patologie w szacowaniu strat na polach?

Kolejnym więc problemem są decyzje towarzystw ubezpieczeniowych, odmawiające wypłat i powołujące się na niedostateczną ochronę plantacji czy też rzekome błędy agrotechniczne rolników.

- Mówią, że plantacja była zaniedbana, że nie było dobrej praktyki rolniczej – dodaje Mirosław Ignaszak.

Jeszcze kwestia karencji: pozostaje czekać i modlić się, by nie spadł grad

Obowiązkowy w umowie ubezpieczeniowej, od nieprzewidywalnych zjawisk pogodowych, 14-dniowy okres karencji również daje się rolnikom we znaki. Doświadczył tego na własnej skórze nasz rozmówca z Lubelszczyzny, który relacjonował wydarzenia z kwietnia. Choć dość wcześnie zdecydował się ubezpieczyć rzepak od gradu, bo już 10 kwietnia, to towarzystwo ochroną ubezpieczeniową plantację objęło dopiero po kilkunastu dniach karencji. A pech chciał, że jeszcze w jej okresie grad zniszczył rolnikowi znaczną część upraw. Polisa formalnie więc nie działała, o odszkodowaniu mowy nie ma.

Rolnik podkreśla, że karencja w przypadku gradu nie powinna "w ogóle" obowiązywać, a jeśli już, to nie tak długo. 

- Ta karencja na grad to wielkie nieporozumienie. Nikt nie może przewidzieć gradu przecież. Mróz można, ale nie grad. Karencja na grad powinna być najwięcej 48 godzin, a nie 14 dni. 

Potrzebny jest obowiązkowy system ubezpieczeń

Często powtarzanym przez rolników i przedstawicieli samorządów rolniczych postulatem jest wprowadzenie powszechnego, gwarancyjnego systemu ubezpieczeń upraw, które realnie zabezpieczałyby wszystkie plantacje. 

- Trzeba wprowadzić powszechny i obowiązkowy system ubezpieczeń, który na przykład byłby ściągany przez ARiMR, ale nie na konta towarzystw... Krótko mówiąc, składka obowiązkowa do każdego hektara. Wtedy wszyscy płaciliby równo, a w razie klęski każdy miałby prawo do odszkodowania. I rząd miałby spokój, a rolnicy – spokojny sen – mówi Mirosław Ignaszak.

I choć zapewne nie wszyscy rolnicy byliby zadowoleni z takiego rozwiązania, bo oczywistym jest, że nie każdy z nich co roku doświadcza strat w uprawach, to trzeba pamiętać, że:

- Dziś nie masz strat, ale jutro możesz je mieć…

Taki system byłby naprawdę dobry, bo teraz przy klęskach żywiołowych niektórzy rolnicy mają na bogato, niektórzy mają biednie, a inni wszystko całkowicie zniszczone – dodaje Wiceprezes Zachodniopomorskiej Izby Rolniczej.

Za podobnym rozwiązaniem jest również Paweł Dec, Burmistrz Tarnogrodu, którego gmina mocno oberwała podczas gradobicia kwietniowego.

Loteria pogodowa: dzisiaj grad, jutro susza, a pojutrze?

Problemem pozostaje również nieprzewidywalność zjawisk pogodowych - na to nikt wpływu nie ma. Rolnicy dość często wybierają do polis ubezpieczeniowych konkretne zjawiska klimatyczne, których już doświadczyli w minionych latach. To prawdziwa loteria. Nikt nie wie, jaki kataklizm nawiedzi pola. Dlatego wielu farmerów woli nie płacić "w ciemno" i ubezpiecza się tylko od tego, czego już doświadczyli.

Jeden z naszych rozmówców, rolnik z Warmii, ubezpieczył się niemal od wszystkiego. Niemal... bo pominął jedynie przymrozki. I szczęście w nieszczęściu, że majowe mroźne noce nie dały kompletnie w kość jego plantacji kukurydzy, bo byłoby delikatnie mówiąc "niefajnie".

Co najmniej dwa systemy do generalnej naprawy

Zarówno system ubezpieczeń rolniczych, jak i system monitorowania suszy w Polsce wymagają pilnej reformy. Te rozwiązania, które obecnie funkcjonują, nie dają rolnikom poczucia bezpieczeństwa. A a co gorsza, również sprawiedliwości.

- Ludzie w mieście myślą, że rolnik jest ubezpieczony. Dlaczego płacze, że susza? To niech się ubezpieczy… - mówi Mirosław Ignaszak.

Dodaje też:

- Ale rolnicy nie chcą się ubezpieczać, bo jak była susza i towarzystwo oszacowało straty na polach, to co z tego, skoro rolnicy nie dostali pieniędzy, bo IUNG suszy nie ogłosił.

Ignaszak sam przyznaje, że wolałby podlegać pod ubezpieczenie powszechne, płacić składkę od hektara i mieć pewność, że w razie klęski otrzyma odszkodowanie.

Prawie 1 mld zł na dopłaty do ubezpieczeń rolniczych

Warto też przy okazji przypomnieć, że w tym roku rząd przeznaczył na dopłaty do ubezpieczeń upraw i zwierząt prawie 920 mln zł. Pieniądze te trafią do ubezpieczycieli. A rolnik, mimo że był ubezpieczony, w wielu przypadkach rekompensaty nie otrzyma. 

Agnieszka Sawicka

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
18. czerwiec 2025 03:38