Najtrudniejszy czas dla rolnictwa
Dawno w rolnictwie nie było tak ciężko jak dziś. Nie płaci mleko, cena żywca wieprzowego spadła poniżej 6 zł/kg, o zbożach lepiej nie wspominać, żeby Czytelników nie denerwować. Producenci warzyw gruntowych przez kilka tygodni królowali w różnorakich telewizjach relacjonujących tzw. samozbiory, kiedy ludzie przyjeżdżają na pole i zbierają własnoręcznie paprykę, pomidory i inne warzywa. Trzeba przyznać, że ta oddolna akcja spodobała się Polakom. Zapał do samozbiorów był tak wielki, że pewien właściciel gorzelni z Podkarpacia stracił 150 ton ziemniaków składowanych na polu, bo gruchnęła wieść, że można je sobie brać do domu. Ale dość snucia pesymistycznych wizji przyszłości. Dziś powiew optymizmu.
Nadzieja w mechanizmach wolnego rynku
A niby skąd ten optymizm? Z bardzo prostych praw wolnego rynku. Tak, tego nielubianego wolnego rynku, który czasami ujawnia niektóre swoje zalety. Dla przykładu, cena mleka spadła już nie tylko w Europie, ale i za oceanem, w Stanach Zjednoczonych, które zepsuły nasz rynek masła. Słychać stamtąd nawoływania do wykupu jałówek na rzeź. Ma to rozwiązać problem nadmiaru mleka oraz braku wołowiny. Prezydent Trump zaproponował nawet import tego mięsa z Argentyny, żeby uzupełnić braki w USA. Nie spotkało się to ze zrozumieniem farmerów, którzy bardzo licznie na niego głosowali.
Tak czy inaczej w Stanach produkcja mleka spadnie, zwłaszcza że dramatycznie brakuje tam jałówek do remontu stad. Wynika to z faktu, że dostawcy mleka lepiej zarabiają na mięsnych odsadkach, niż na jałówkach remontowych.
Nowe regulacje i zagraniczne trendy
Kolejne czynniki pozwalające spokojniej patrzeć w przyszłość, to ograniczenia związane z dawkowaniem azotu (do 170 kg/ha), które mają być wprowadzone od przyszłego roku w Danii, Holandii i Irlandii. Kraje te łącznie produkują niemal 30 mld litrów mleka (odpowiednio 5,6 mld l, 14,6 mld l i 9 mld l), a dwa pierwsze są dużymi producentami trzody chlewnej, przede wszystkim prosiąt. Dostawcy mleka z Irlandii już zaczęli ograniczać liczbę cieląt w swoich gospodarstwach, a bez duńskich i holenderskich prosiąt nie będzie tuczników.
Nieco inaczej będzie w Nowej Zelandii, gdzie każdy z członków ogromnej spółdzielni Fonterra może liczyć na premię o wartości ponad 400 tys. złotych, w związku ze sprzedażą jej działu zajmującego się handlem detalicznym. Tamtejsi rolnicy liczą, że dzięki temu spłacą swoje kredyty. A i cena skupu mleka pozostaje tam na rekordowo wysokim poziomie 10 dolarów nowozelandzkich za kilogram suchej masy, co daje mniej więcej 1,58 zł/l.
Ceny zbóż i sytuacja globalna
Jeśli chodzi o ceny zbóż, to trudno zakładać, że tak urodzajny sezon jak miniony powtórzy się w przyszłym roku. W sezonie 2024/2025 mieliśmy na świecie najlepsze zbiory od 25 lat. Tanie zboża „regulują” też popyt na nawozy, więc trudno się spodziewać, że będą drożały, a to oznacza niższe koszty produkcji. Prócz tego, gospodarcze problemy będą się pogłębiały w Rosji, która jest największym eksporterem pszenicy na świecie. Oczywiście nie można zakładać, że jej eksport spadnie z sezonu na sezon o połowę, ale zyski tamtejszych agroholdingów będą maleć, a kłopotów w gospodarowaniu, powodowanych przez sankcje (m.in. z materiałem siewnym, częściami do maszyn), będzie przybywać.
Regulacje, umowy handlowe i przyszłość polskiego rolnictwa
Wszystko to powinno przynieść pozytywny skutek, jeśli czegoś nie spieprzą urzędnicy, zarówno na szczeblu krajowym, jak i unijnym. Bo ani polska gospodarka, ani rolnictwo nie potrzebują zaostrzania którejkolwiek unijnej polityki. A to jest często prosta konsekwencja rodzimej nadinterpretacji przepisów pisanych w Brukseli. Pamiętacie, że gdy weszliśmy do UE ruszyła budowa płyt obornikowych i szamb na gnojowicę, choć w starej UE nie było takiego wymogu. Ilu właścicieli tych płyt i szamb produkuje dziś trzodę i mleko? Ile miliardów złotych zamieniliśmy w beton i stal zbrojeniową zakopane w ziemi? Czy nie można było tych pieniędzy lepiej wykorzystać? Na rynek Polski i Europy mocno wpływać będą trzy umowy o wolnym handlu: z krajami Mercosur, z Ukrainą i ze Stanami Zjednoczonymi. Każdej z nich towarzyszy inna propaganda. Dzięki Mercosur żywność (przywołuje się głównie przykład drogiej wołowiny) ma w Europie stanieć. Ale moim zdaniem zarobią przede wszystkim sieci handlowe, bo uzyskają dostęp do taniego surowca.
Umowa z Ukrainą ma pomóc w odbudowie tamtejszej gospodarki. Tylko ilu w ukraińskim rolnictwie jest Ukraińców, a ilu Katarczyków, Chińczyków, Holendrów, Niemców, Francuzów i Duńczyków, a ilu będzie Amerykanów? Umowa handlowa Unii ze Stanami Zjednoczonymi to na razie ogólne założenia do szczegółowego dokumentu, który dopiero powstanie. Nie wiadomo zatem na ile Europa ostatecznie otworzy się na eksport amerykańskiej żywności. Pozostaje mieć nadzieję, że brukselczycy zachowają resztkę zdrowego rozsądku i nie wpuszczą amerykańskiej żywności do Europy bez żadnych ograniczeń.
Paweł Kuroczycki
fot. red.
