Awarie sieczkarni do kukurydzy przez metal
Tomasz Marek jest rolnikiem prowadzącym gospodarstwo w miejscowości Wójcin (gmina Piotrków Kujawski). O swoim problemie poinformował nas na koniec września br. Jak przyznaje, od 4 lat ma problem ze zbiorem kukurydzy, bo ktoś przykręca do kolb lub rozrzuca po polu metalowe elementy, które podczas koszenia są wciągane przez zespół tnący i powodują awarie wymagające kosztownej naprawy.
Nie inaczej było w tym roku. Do skoszenia było około 40 ha. Sieczkarnia wyruszyła w pole o godzinie 10.00, jednak już o 18.30 było po zbiorze, ponieważ do maszyny dostał się metalowy element.
– Sieczkarnia po prostu się rozpruła. Wyrwało bęben i kosy. Wartość zniszczeń można oszacować na kilkadziesiąt tysięcy złotych – relacjonuje rolnik.
Pracę trzeba było przerwać i na miejsce wezwano policję, która zajęła się sprawą, a już kilka godzin później tuż obok budynków gospodarczych z żywym inwentarzem, maszyn rolniczych i pryzm z zapasem paszy wybuchł pożar słomy i siana zwiezionych z pól.
Pożar słomy i siana w gospodarstwie
Około 22.30 w gospodarstwie Marków rozpętało się prawdziwe piekło. Jak relacjonuje rolnik, jego mama, gdy zobaczyła pożar, zdążyła jedynie krzyknąć, że się pali, po czym zemdlała. Na miejsce zostały wezwane pogotowie, straż pożarna i policja, która nie miała złudzeń co do tego, że doszło do podpalenia.
– Wszystko płonęło jednocześnie – i słoma, i siano. Były wyraźne ślady przy stogu, że ktoś tamtędy szedł, najprawdopodobniej rozlał łatwopalną substancję i podpalił. Wszystko się zapaliło – opowiada Tomasz Marek.
Jak mówi rolnik, temperatura była wysoka i niewiele dało się zrobić. Stóg płonął w całości. Zapaliła się nawet folia okrywająca znajdujące się w pobliżu pryzmy, które dzięki szybkiej reakcji straży pożarnej udało się uratować. Od pożaru udało się uchronić również pokrywę od zbiornika do gnojowicy i oborę, w której znajduje się 100 krów mlecznych. Rolnik w ferworze walki z żywiołem ładowarką przepchnął stojący przy stogu najlepszy w gospodarstwie traktor, dzięki czemu udało się go uchronić przed ogniem.
– Wiatr nie wiał w stronę obory i to uratowało krowy – gdyby było na odwrót, zwierzęta by się spaliły. Straciliśmy około tysiąca balotów – tłumaczy rolnik.
Stracony zapas słomy i siana oraz wsparcie kolegów
Jak przyznaje Tomasz Marek, dzięki wsparciu kolegów z grupy producenckiej, do której należy, i okolicznych rolników zapas słomy i siana udało się częściowo odtworzyć, jednak to wciąż nie wystarczy by przetrwać do kolejnego sezonu.
– Jestem bardzo wdzięczny za to, że rolnicy i koledzy okazali taką pomoc. Już kolejnego dnia po pożarze od samego rana zwozili słomę do mojego gospodarstwa i to nie było po kilka sztuk. Dzięki temu miałem z czego przygotować TMR na kolejne dni. Zarezerwowałem również słomę u innych rolników – mówi poszkodowany gospodarz.
Jak przyznaje pan Tomasz, pomoc, którą otrzymał po pożarze, była ogromna, jednak zapas słomy i siana wciąż pozostaje niepełny, dlatego z wielką chęcią przyjmie bele od rolników, którzy dysponują ich nadmiarem.
Sieczkarnia wciągnęła metalowy element drugi raz
Kiedy rolnik wraz z służbami opanował pożar, a pracownicy z firmy świadczącej usługi koszenia kukurydzy naprawili zniszczoną sieczkarnię, nadszedł kolejny dzień pracy. Po nieprzespanej nocy usługodawca około 9.00 przyjechał na pole kosić dalej. Wtedy jeszcze nie wiedział, że już za kilka godzin maszynę znów będzie trzeba naprawiać.
– Chcieliśmy ściąć jak najwięcej. Cięliśmy od 9.00 do 22.30, bo wtedy sieczkarnia znowu wciągnęła metalowy element zawieszony na kukurydzy. W tym momencie nie mamy skoszonej kukurydzy ani zabezpieczonej bazy paszowej, bo nie mamy też ani słomy, ani siana – tłumaczy rolnik.
Potężne straty finansowe rolnika z Kujaw
Rolnikowi z Wójcina „na raty” udało się skosić około 28 ha. Na polu pozostaje 12 ha i nikt nie chce się podjąć dokończenia pracy, bo straty finansowe w przypadku uszkodzenia sieczkarni są potężne. Jak sam przyznaje, miniony weekend wraz z rodziną i znajomymi w grupie liczącej około 25 osób spędził na przeczesywaniu pozostałej na polu kukurydzy w poszukiwaniu metalowych elementów. Co więcej, w sprawę zaangażowała się nawet specjalistyczna grupa, na co dzień zajmująca się wykrywaniem metalu.
– Z tym tak naprawdę nic nie można zrobić. Policja po tym podpaleniu wzięła się do pracy i patroluje teren, wcześniej przez cztery lata nie mogliśmy się doprosić. Są jakieś pomysły na drony służące do wykrywania metalu, montujemy kamery, ale nie wiadomo, czy to wystarczy. Nasza gmina nie jest duża, policja powinna użyć takich metod, które pozwoliłyby na ustalenie sprawcy – wyjaśnia Tomasz Marek, dodając, że w zeszłym roku podczas prowadzonych przez niego poszukiwań udało się znaleźć metal wiszący na kukurydzy, ale policja nic z tym nie zrobiła, poza przeprowadzeniem standardowych oględzin.
– Kiedy rolnik widzi, że ktoś wchodzi mu w kukurydzę, i to go niepokoi, powinien zadzwonić na policję i to zgłosić. Z tego jest potem ogromna tragedia, wprost nie do opisania. Mojej kukurydzy nikt nie chce teraz ściąć, bo każdy się boi – dodaje poszkodowany gospodarz, apelując do pozostałych rolników o czujność.
Justyna Czupryniak-Paluszkiewicz
