zakaz wejścia mysliwychTomasz Ślęzak
StoryEditorINTERWENCJA TPR

Myśliwi nie chcą szacować szkód łowieckich na polach rolniczki. Boją się... jej teścia i jego wideł

02.12.2023., 18:00h
Tomasz ŚlęzakTomasz Ślęzak
Prawo łowieckie przewiduje, że dzierżawca lub zarządca obwodu (zazwyczaj koło łowieckie) zobowiązany jest do wynagradzania szkód wyrządzanych w uprawach i płodach rolnych przez gatunki łowne zwierząt oraz przy wykonywaniu polowań. Od tego prawa jest jednak kilka odstępstw.

Dziki w natarciu. Niszczą użytki zielone, na których wypasa się bydło

Małgorzata Pełczyńska prowadzi kilkudziesięciohektarowe gospodarstwo w miejscowości Żółcin w powiecie drawskim. Specjalizuje się ono w utrzymaniu bydła opasowego. Stado łącznie liczy ponad 20 szt. Znaczną część areału stanowią łąki i pastwiska, do których zwierzęta mają dostęp przez cały rok. Stanowią bardzo ważną bazę paszową. Trwałe użytki zielone regularnie są niszczone przez dziki, które wyrządzają poważne straty i powodują konieczność wykonywania kosztownej rekultywacji.

– Z kołem „Cyranka” z Drawska zawsze nam się dobrze współpracowało. Myśliwi przyjeżdżali i rzetelnie szacowali straty na naszych użytkach. Nie mieliśmy większych zastrzeżeń. Odszkodowania pozwalały na odtwarzanie miejsc, które zostały zniszczone przez dziki. Niestety, niefortunne zdarzenie, za które nie ponosimy żadnej odpowiedzialności, spowodowało, że myśliwi przestali do nas przyjeżdżać. Pastwiska położone blisko gospodarstwa są narażone na wdzieranie się na nie watah dzików. Na co dzień pasą się na nich krowy, a dziki chętnie poszukują tam dżdżownic – mówi Małgorzata Pełczyńska.

Myśliwi do gospodarstwa nie przyjechali i oględzin nie przeprowadzili

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, 19 września rolniczka listem poleconym wysłała zgłoszenie szkody na oficjalny adres koła łowieckiego (prawo dopuszcza także możliwość zgłoszenia elektronicznego). Poinformowała w nim, że na łące o powierzchni 20 ha cztery dni wcześniej została wyrządzona szkoda i że powierzchnia uszkodzona to 5 ha. Dzierżawca obwodu łowieckiego ma obowiązek dokonania niezwłocznych oględzin uszkodzonej uprawy nie później niż 7 dni od momentu otrzymania wniosku o szacowanie szkód łowieckich. Myśliwi do gospodarstwa nie przyjechali i oględzin nie przeprowadzili. Rolnicy otrzymali jedynie pismo, w którym odniesiono się do sytuacji, która miała miejsce we wsi Żółcin miesiąc wcześniej.

„Na terenie posesji gruntów państwa Pełczyńskich (…) miał miejsce incydent polegający na zakazie wjazdu, wchodzenia na teren gruntów należących do państwa Pełczyńskich. W trakcie tego incydentu również padły groźby karalne pod adresem myśliwych naszego koła, groźby te wzbudziły realne obawy o utratę zdrowia i życia myśliwych uczestniczących w tym zdarzeniu oraz ewentualnie wykonujących w tym rejonie polowanie (…) wobec oświadczenia o zakazie wykonywania polowania na gruntach państwa Pełczyńskich i obaw o spełnienie gróźb myśliwi naszego koła zaprzestali realizowania polowań, stosując się do oświadczenia o zakazie wchodzenia na posesję państwa Pełczyńskich” – poinformował w piśmie prezes koła „Cyranka”.

Fakt niefortunnego zdarzenia potwierdza rolniczka

Uważa jednak, że nie może za nie odpowiadać, gdyż nie ma nic wspólnego z niechęcią wobec myśliwych i ich działalności. Delikatnie rzecz ujmując, nie jest ona autorką nierozważnych słów i nieracjonalnych zachowań. Nigdy też nie starała się o zakaz polowań na gruntach do niej należących dla myśliwych z koła „Cyranka”.

Nie mogę odpowiadać za tego człowieka. Zachowuje się nieodpowiedzialnie, nierozsądnie. Jego niektóre działania budzą wątpliwości co do stanu jego zdrowia. Nie mam jednak na niego żadnego wpływu. Chciałabym, aby myśliwi dalej wykonywali polowania i pilnowali naszych gruntów – mówi Małgorzata Pełczyńska.

Sytuacja jest skomplikowana. Za obrażanie myśliwych oraz wyrażanie wobec nich gróźb miał odpowiadać teść rolniczki. Nieformalnie też zabronił wykonywania polowań oraz zakazał wstępu na swoje grunty.

Problem polega na tym, że my prowadzimy dwa różne gospodarstwa. Ja z mężem i teść. Mamy dwa oddzielne numery gospodarstwa, posiadamy inne grunty i zwierzęta. To, że teść zachowuje się nieracjonalnie, nie ma z nami nic wspólnego. Chcę, aby myśliwi dalej działali zgodnie z Prawem łowieckim. Z tym zakazem ja jako rolniczka nie mam nic wspólnego – twierdzi Małgorzata Pełczyńska.

Jeden adres, ale różne gospodarstwa

Całą sytuację jeszcze bardziej komplikuje fakt, że oba gospodarstwa mają siedziby pod tym samym adresem. Podobnie jak ich właściciele adres zamieszkania. Przepisy Prawa łowieckiego jasno określają procedurę wdrożenia zakazu przebywania myśliwym na gruntach rolnych. Właściciel nieruchomości, która wchodzi w skład obwodu łowieckiego, może złożyć oświadczenie o zakazie wykonywania polowania na danej nieruchomości. Musi to zrobić pisemnie do starosty (art. 27b pkt 4 Prawa łowieckiego). Sam zakaz w formie ustnej nie wystarczy. Starosta jest także odpowiedzialny za przekazanie tego oświadczenia instytucji odpowiedzialnej za wydzierżawianie obwodów łowieckich myśliwym, jeśli tego sam nie dokonuje. Cofnięcie zakazu jest dopuszczalne, ale nie wcześniej niż po zakończeniu łowieckiego roku gospodarczego, w którym zostało złożone oświadczenie o zakazie wykonywania polowań. Zakaz polowań na danej nieruchomości jest osobistym prawem jej właściciela i wygasa najpóźniej z chwilą jego śmierci. Zakaz taki rodzi poważne konsekwencje, ponieważ rolnikowi nie przysługuje wówczas odszkodowanie za szkody łowieckie.

Cała sprawa jest jednak bardzo skomplikowana i wykracza poza regulacje określone w przepisach łowieckich.

Wielokrotnie proponowaliśmy temu panu, aby podpisał oświadczenie o zakazie wykonywania polowań, ale odmówił. Mamy do czynienia z jednym gospodarstwem domowym. Nie mamy możliwości ustalenia, kto jest faktycznym dysponentem poszczególnych działek. Czy zostały one przekazane, czy też są w dzierżawie. W tej rodzinie jest spory problem i to jej członkowie muszą między sobą ustalić, kto jest właścicielem gruntów. Nie mam zastrzeżeń co do współpracy z panią Pełczyńską. Jej teść jednak za każdym razem zachowuje się tak, jakby był wyłącznym właścicielem gruntów. Zrezygnowaliśmy z polowań po tym, jak jeden z naszych myśliwych pozyskał dzika. Strzał wykonał nie na ich gruntach, jednak postrzałek przebiegł jakieś 500 m, już na ich pole. Myśliwi, wiedząc, że sprawa jest toksyczna, poszli i zapytali, czy mogą wejść i podnieść dzika. Pani Pełczyńska wydała zgodę, jej teścia nie było. Weszli na pole i za chwilę on się tam też pojawił. Przybiegł z jakimiś ostrymi narzędziami, były widły, doszło do konfrontacji. Padły obraźliwe i bardzo ostre słowa. Myśliwi sprawę zgłosili na policję. Toczone jest postępowanie. Człowiek zachowywał się nieracjonalnie. Nie możemy więc tam polować w obawie o zdrowie, bezpieczeństwo, a nawet życie myśliwych. Jednak ten pan odmawia podpisania oświadczenia – powiedział nam Janusz Kostrzewa, prezes koła „Cyranka”.

W typowych sytuacjach rolnik, kiedy nie zgadza się z wyceną strat koła łowieckiego, może złożyć odwołanie do nadleśnictwa. W tym przypadku to ono po złożeniu wniosku oszacowało straty na kilku łąkach. Na jednej z działek leśnicy ustalili, że odszkodowanie powinno wynieść niespełna 2 tys. zł. Koło „Cyranka” o sprawie poinformowało także Nadleśnictwo Złocieniec, Zachodniopomorską Izbę Rolniczą, powiatowy ODR, Starostwo i Komendę Powiatową Policji w Drawsku.

Tomasz Ślęzak
fot. T. Ślęzak

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
15. grudzień 2024 00:23