Taki baner zobaczyli w październiku ub. roku kierowcy dojeżdżający z Lublina do Opola LubelskiegoKrzysztof Janisławski
StoryEditorKto po wyroku będzie spał spokojnie?

Rolnicy twierdzą, że urzędnicy ARiMR celowo doprowadzili do upadku ich grupę. "Te oskarżenia to zemsta"

07.01.2024., 18:00h
Przed Sądem Okręgowym w Lublinie trwa proces, w którym prezesi grupy producenckiej Fruvitaland bronią się przed zarzutem próby wyłudzenia unijnego dofinansowania z ARiMR. 4 grudnia zeznawał jako świadek były wiceprezes Agencji Arkadiusz Szymoniuk, oskarżający spółkę o nadużycia. Dlaczego więc to obrona chciała go przesłuchać?

Fruvitaland bez ostatniej raty dofinansowania

Narracja prezesów Fruvitalandu Rafała Szmita, Pawła Grzeszczaka i Sławomira Ziętka jest następująca. Spółka wpadła w tarapaty po zmianie władzy w Polsce w 2015 r. Fruvitaland nie otrzymał z Agencji ostatniej transzy dofinansowania (około 4,5 mln zł). Procedowanie sprawy ciągnęło się latami, grupa upadła, a powody braku wypłaty były naciągane lub spreparowane.

– Przez lata próbowaliśmy ratować Fruvitaland, odpierać fałszywe oskarżenia, poręczaliśmy własnymi majątkami – mówi Rafał Szmit, były prezes grupy. – Aż dotarliśmy do informacji, które sprawiły, że zobaczyliśmy ten proces w zupełnie nowym świetle.

– To, co z nami i naszymi dostawcami zrobiono, to nie efekt nieudolności, zaniechań czy błędów urzędników. To celowe, cyniczne działanie – dodaje Paweł Grzeszczak.

Billboard przy drodze nr 747

Pieniądze na rozwój grupy pochodziły m.in. z Unii Europejskiej. Dofinansowanie, zgodnie z umową, co pół roku przekazywała ARiMR.

– W ramach realizacji planu dochodzenia do uznania (PDU) powstało m.in. centrum logistyczne z sortownią w Piotrawinie, obiekt w Granicach i wiele innych niezbędnych inwestycji. Ich łączny koszt to ok. 73 mln zł – wylicza Szmit. – ARiMR przy każdym wniosku miała pół roku na weryfikację i wypłatę. Termin przekazania ostatniej transzy minął w październiku 2016 r. Zaczęło się szukanie przez Agencję uzasadnienia dla niewypłacenia pieniędzy. ARiMR do dziś ich nie przekazała i nie wydała ostatecznej decyzji.

W październiku 2023 r. przy trasie prowadzącej z Lublina do Opola Lubelskiego stanął billboard z takimi m.in. pytaniami: „Mafijna działalność prezesa Arkadiusza Sz.?!

Dlaczego (…) w porozumieniu z kosztorysantem/kolegą Zdzisławem T. fałszowali kosztorysy grup producenckich, doprowadzając je do upadłości? (…).

W jakim celu prezes (…) Sz. składał fałszywe zawiadomienia (…) na grupy? (...). Szereg pytań kończy deklaracja: „Żądamy powołania komisji śledczej”.

Co się stało, że prezesi spółki stawiają publicznie te pytania? Otóż wypłynął e-mail. Jest według nich dowodem na celowe działania w ich sprawie związanego z PiS Arkadiusza Szymoniuka. Mail w 2017 r. wysłał na jego prywatną skrzynkę Zdzisław Tkaczuk, kosztorysant pracujący dla ARiMR, prywatnie znajomy Szymoniuka, mieszkaniec tej samej co on miejscowości.

Kto będzie spał spokojnie? 

– Mail wpadł nam w ręce jesienią 2023 r. Jest w aktach postępowania grupy producenckiej Agrobiznes, która również oskarża ARiMR o niezgodne z prawem działania – mówi Szmit.

Tkaczuk pisał w wiadomości z 14 grudnia 2017 r.: „Cześć, Arek” (…) Zazwyczaj w kosztorysach powykonawczych wszystkie składniki cenotwórcze są zawyżane w stosunku do średnich rynkowych, tutaj (Fruvitaland) nastąpił ewenement, wskaźnik sumy wszystkich wskaźników cenotwórczych nie przekracza średniej (...). Temat moich wątpliwości to, czy nie podważy ktoś takiego podejścia do weryfikacji kosztorysu, jakie ja zastosowałem, (…) przyjęte stawki przez Grupę nie zawyżają kosztorysu w stosunku do stawek średnich (...). może być [to – red.] pretekstem np. w sądzie do podważenia weryfikacji kosztorysu. Jeżeli możesz rozwiać moje wątpliwości, to będę spał spokojnie i będę miał jasność sprawy w podejściu do innych weryfikowanych kosztorysów”.

– Nie do pomyślenia, aby kosztorysant konsultował z prezesem ARiMR, jak wykonać kosztorys przeciw grupie – komentują prezesi. Szmit dodaje, że kilka dni po wysłaniu tego maila Tkaczuk dostarczył Agencji opinię. Wynika z niej, że Fruvitaland zawyżył kosztorysy o 662 tys. zł. – Ale zeznając 13 lipca 2023 r. przed sądem w naszej sprawie jako świadek, Tkaczuk zaprzeczył, że kontaktował się z Szymoniukiem w kwestii Fruvitalandu – podkreśla Szmit.

Jest jeszcze kwestia niecodziennego słownictwa. Mail nosi tytuł „Jak kupić »popielniczkę«„. Słowo to pojawia się także w treści, raz zamiennie z Fruvitalandem. – Czyżby nadawali grupom kryptonimy? – zastanawia się Szmit.

Grupa Producencka z Marką Lubelskie

Grupa Producencka Fruvitaland powstała w 2011 r. w Piotrawinie koło Opola Lubelskiego. Wprowadziła produkty pod własną marką do sieci handlowych, rozwijała eksport. W 2017 r. otrzymała prestiżową nagrodę Marka Lubelskie. Z powodzeniem sprzedawała i przetwarzała głównie owoce miękkie i jabłka.

W 2016 r. spółka nie otrzymała w terminie od Agencji ostatniej transzy unijnego dofinansowania. W marcu 2017 r. lubelskim oddział ARiMR zdecydował o odmowie wypłaty, uzasadniając to niewykonaniem na czas III etapu budynku centrum. Po odwołaniu grupy, 15 stycznia 2018 r., w centrali ARiMR w Warszawie zdecydowano o cofnięciu sprawy do ponownego rozpatrzenia w Agencji w Lublinie.

– Dokumenty potwierdzały jasno, że budynek powstał zgodnie z PDU i wskazywały na liczne naruszenia Kodeksu postępowania administracyjnego przez ARiMR w Lublinie. Centrala nie mogła „klepnąć” odmowy na takich podstawach – uważa Szmit.

W Lublinie procedowanie w listopadzie 2018 r. zostało zawieszone. Powód? – Wszczęcie, głównie na podstawie opinii Tkaczuka, postępowania prokuratorskiego. Zostało ono jednak w lutym 2019 r. umorzone przez samą prokuraturę. ARiMR się odwołała, jednak bezskutecznie, bo sąd w czerwcu 2019 r. sprawę umorzył prawomocnie – relacjonuje Szmit.

Ale bez dofinansowania spółka zalegała dostawcom owoców ok. 11 mln zł. – A bank oczekiwał spłat wielomilionowych spłat – tłumaczy Szmit.

Zarząd Fruvitalandu w lipcu 2019 r. złożył zawiadomienie do prokuratury na ARiMR zarzucając Agencji działanie na szkodę spółki. – Tymczasem we wrześniu 2019 r. prokuratura wznowiła postępowanie wobec Fruvitalandu. To prokurator regionalny w Lublinie nakazał podległej prokurator pismem datowanym na 10 września 2019 r. bezzwłocznie podjąć je na nowo.

Jak informacja z prokuratury trafiła do Agencji do Warszawy?

– Szymoniuk dysponował tym pismem lub jego kopią już w dniu sporządzenia! – podkreśla Szmit. – Przesłał je, też 10 września, do ARiMR w Lublinie. Tam, na tej podstawie, 12 września zawiesili gotową decyzję wypłaty części ostatniej transzy dofinansowania dla Fruvitalandu.

– Decyzja potwierdzała procedowanie inwestycji zgodnie z PDU – dodaje Grzeszczak. – Zablokowano ją nie na podstawie oficjalnego dokumentu z prokuratury do ARiMR, a pisma prokuratora do prokuratora. Oficjalna informacja o wznowieniu śledztwa trafiła do Agencji dopiero kilka dni później, 17 września. Błyskawiczna akcja, żeby zablokować wypłatę.

Szmit mówi, że zablokowana decyzja opiewała na ok. 3,4 mln zł, bo Agencja wciąż miała zastrzeżenia. Ale jest przekonany, że dysponując tą kwotą spółka by przetrwała. - A mając w ręku decyzję Agencji moglibyśmy odwołać się od niej do sądu w kwestii spornego miliona - dodaje. I zwraca uwagę na kontekst: – W 2016 r. policja zaczęła tropić rzekome miliardowe nieprawidłowości w finansowaniu grup producenckich. Szymoniuk forsował pomysł, aby na bazie majątku bankrutujących, bo pozbawionych dofinansowań spółek, tworzyć państwowy holding. Byliśmy szykowani do przejęcia.

W październiku 2019 r. Fruvitaland rozesłał apel o pomoc do najwyżej postawionych osób w Polsce. - Po zaproszeniu na rozmowy do KOWR w listopadzie 2019 r. pojawiła się nadzieja na przejęcie firmy i utrzymanie zbytu dla setek rolników. W niewyjaśniony sposób rozmowy zostały przerwane - mówi Szmit.

Policja wyciąga sadowników z domów

W 2020 r. wciąż pozbawiona dofinansowania spółka zbankrutowała. – A w lutym 2021 r. o 6 rano do mnie i pozostałych członków zarządu weszli policjanci – kontynuuje Szmit. – Stało się to po tym, jak złożyliśmy zażalenie na wyceny syndyka, niższe od wartości rynkowej o około 10 mln zł.

On i Ziętek nie zostali aresztowani. – Ale Grzeszczak przesiedział w areszcie wydobywczym ponad 40 dni do czasu uchylenia aresztu przez sąd. Prokurator proponował układ: niska kara pieniężna za przyznanie. Nie przyznaliśmy się, a sprawa jest w sądzie.

To ta sprawa, w której prezesi bronią się przed zarzutem oszustwa. Oskarżonych jest więcej, troje się przyznało. – Jedna osoba została skazana za fałszywe zeznania w tej sprawie i realizuje zlecenia dla syndyka. Druga stwierdziła, że „poddała się karze dla świętego spokoju” – komentuje Szmit. - W tym procesie sami pracownicy ARiMR wzywani na świadków zeznają o nieprawidłowościach, łamaniu procedur krajowych oraz unijnych przy wstrzymywaniu płatności dla Fruvitaland - dodaje.

Taka została przyjęta strategia obrony

Arkadiusz Szymoniuk mówi, że oskarżenia formułowane przez prezesów Fruvitalandu to zemsta za jego działalność w ARiMR.

– Według Prokuratury Krajowej około 3 mld zł unijnej pomocy dla grup za czasów rządów PO–PSL mogło zostać sprzeniewierzone – stwierdza. – W wielu przypadkach koszty zawyżano, nawet wielokrotnie. Przyszedłem do Agencji, aby uszczelnić system rozliczeń wsparcia dla grup pozwalający wcześniej na milionowe nadużycia i naprawić relacje z Unią w tym zakresie. Proceder został ukrócony, a Polska uchroniona przed zapłaceniem kolejnej olbrzymiej kary 1,2 mld zł. Ale ci, którzy na tym procederze korzystali, bronią się, nie zawsze fair. Oni się bogacili, a szeregowi członkowie grup zostali z nieopłaconymi dostawami i poręczeniami kredytów.

Dodaje, że w spawie Fruvitalandu Agencja wykazała się dobrą wolą, czekając w latach 2016–2018 na uzupełnienia i wyjaśnienia spółki. Podkreśla, że pierwsze uwagi wobec Fruvitalandu ARiMR sformułowała, jeszcze zanim został jej wiceprezesem.

– Na koniec realizacji PDU kontrola jest rozszerzona, dotyczy pięciu lat. Dokładne sprawdzanie wiarygodności podawanych przez Fruvitaland kosztów inwestycji rozpoczęło się, gdy urzędnicy lubelskiej ARiMR zauważyli na przedstawionej fakturze inwestycję sfinansowaną już w poprzednim półroczu. Kontrola ta stwierdziła również, że za działkę o powierzchni około 1,70 ha spółka zapłaciła 270 tys. zł. Powołany przez Agencję biegły oszacował ją na 65 tys. zł. Pojawiły się wątpliwości co do deklarowanych kosztów inwestycji budowlanej. Według biegłego miała być zawyżona o około 600 tys. zł. Potwierdził te zastrzeżenia biegły Tkaczuk – argumentuje Szymoniuk.

Przyznaje, że do obu operatów działki, Fruvitalandu i Agencji, były zastrzeżenia niezależnej instytucji kontrolnej.

– W pierwszej decyzji o wstrzymaniu płatności dostrzegłem też inne wady i cofnąłem ją do ponownego rozpatrzenia – mówi. Powtórzył to 4 grudnia 2023 r. w sądzie, ale okazało się, że zrobił to kto inny. – Podpisał się zastępca dyrektora DGiOP w moim imieniu – tłumaczy Szymoniuk. I stwierdza: – Gdy Prokuratura Regionalna w Lublinie pismem z 11.09.2019 r. nakazała bezzwłoczne podjęcie postępowania, wydaliśmy decyzję o wstrzymaniu płatności.

Czy to pismo, o którym mówią prezesi Fruvitalandu? Daty się nie zgadzają. Dopytywany o podnoszoną przez prezesów kwestię wejścia w posiadanie pisma prokuratura i jego wykorzystania do zablokowania wypłaty Szymoniuk nie odpowiedział. 

Popielniczka miała odświeżyć pamięć

– W 2019 r. na moje polecenie ruszyła kontrola wewnętrzna w LOR ARiRM dotycząca Fruvitalandu. Wykazała szereg nieprawidłowości. Między innymi zarząd składał protokoły i oświadczenia potwierdzające nieprawdę w kwestii terminu zakończenia inwestycji. Działał na niekorzyść spółki, zawyżając koszty zarządu i ceny zakupu od powiązanej spółki Magnat. Agencja skierowała zawiadomienia do prokuratury – informuje Szymoniuk.

Zapytany o wątpliwości Tkaczuka z maila (Fruvitaland to ewenement) wygłosił tyrradę o zawyżaniu kosztów inwestycji przez grupy za rządów PO–PSL i swoich działaniach w Agencji. Na etapie autoryzacji dosłał wyjaśnienie. To jego fragmenty (pisownia oryginalna): „(…) przedmiotem weryfikacji przez p. Tkaczuka był wycinek tylko około 3mln z 36 mln dofinansowania.

Zapytanie w ww. mailu p. Tkaczuka dotyczy kosztorysu tylko branży budowlanej (nie elektrycznej nie hydraulicznej itp.) i tylko kosztów robocizny. Ewenement, o którym pisze kosztorysant, polegał na tym, że jest to pierwszy kosztorys z badanych dotychczas, gdzie stawka roboczogodziny jest niższa od średniej stawki podawanej w katalogach budowlanych obowiązujących w tamtym czasie na terenie województwa lubelskiego.

Kosztorysant pyta, które stawki ma przyjąć, czy średnie z ww. katalogu, czy niższe podane przez GP w badanym kosztorysie, bo nigdy się z taką sytuacją nie spotkał. (…) Pozostałe składniki cenotwórcze tego kosztorysu były zawyżone, pozostałe kosztorysy (innych branż, elektryka itp.) były zawyżone”.

A skąd w mailu słowo „popielniczka”? Szymoniuk tłumaczy, że podczas wcześniejszej rozmowy na przykładzie popielniczki wyjaśniał Tkaczukowi „metodę wyłudzenia” we Fruvitalandzie i stąd odwołanie do niej w późniejszym mailu. Pytany wprost o zarzut fałszowania kosztorysów, odrzekł:

– Żadne kosztorysy nie były fałszowane, ciągle powtarzałem, że mają być obiektywne, bo się nie chcę ciągać po sądach.

A zawiadomienie prokuratury? – Niezawiadomienie o uzasadnionym, wynikającym z urzędowej kontroli, podejrzeniu popełnienia przestępstwa samo jest przestępstwem – odpowiedział. Zarzut niszczenia grup? – To odwracanie znaczeń, próba przedstawiania ich ratowania i starań o uchronienie infrastruktury bankrutujących spółek przed przejęciem przez zagraniczny kapitał jako ich niszczenie.

Odnosząc się, Szmit najpierw mówi o mailu: – Przecież Tkaczuk weryfikował tylko budowlankę, więc późniejsze 662 tys. nie mogły wynikać z kontroli innych branż. A stawkę robocizny przyjął niższą od naszej, choć ta była niższa od średniej rynkowej!

Co jeszcze? – Urzędniczka wskazująca na podwójnie rozliczoną fakturę w sądzie się z tego wycofała. Pytana, dlaczego zmienili interpretację dotyczącą inwestycji, powiedziała, że kierownictwo w 2016 r. się zmieniło. Zarzuty po kontroli zaczętej w 2019 r. (koszty zarządu, zakupy – red.) się nie potwierdziły, umorzone w styczniu 2022 r. Cena działki: za hektar pod obwodnicę Opola państwo płaciło 200 tys. zł. My 250 tys. zł za 1,89 ha.

A skąd właściwie wiadomo o mailu? – W prokuraturze trwa postępowanie przygotowawcze, po zawiadomieniu przez członków Agrobiznesu o składaniu przez ARiMR fałszywych zawiadomień na podstawie kosztorysu Tkaczuka – wyjaśnia Szmit. Mail został odnaleziony przez policyjnych informatyków na twardym dysku komputera należącego do Tkaczuka.  

Kosztorysant: to wszystko spisek

Tymczasem to właśnie w sprawie Agrobiznesu Zdzisław Tkaczuk upatruje źródła oskarżeń prezesów Fruvitalandu. Mówi, że po weryfikacji kosztorysów Agrobiznesu grożono mu zemstą. – Oni wymyślili, a może ktoś im podpowiedział, np. jakiś mecenas, rzekomy spisek w Agencji. Czyli ja, pan Szymoniuk i jego pracownicy stworzyliśmy mafię. Jej celem było zniszczenie dorobku grupy producenckiej. Panowie prezesi są niewinni, a ja w porozumieniu z panem Szymoniukiem weryfikowałem kosztorysy tendencyjnie na niekorzyść Fruvitaland. Tę narrację podchwycili prezesi Fruvitalandu i taką przyjęli strategię obrony – mówi kosztorysant.

Pytany o mail, tłumaczy, że dotyczył tylko weryfikacji wyceny robocizny i tylko branży budowlanej. Nie może być więc, według niego, mowy o „żadnych zawyżeniach w (…) opinii kosztorysów powykonawczych weryfikacyjnych, gdyż wynik końcowy weryfikacji kosztorysu inwestycji grupy Fruvitaland obejmował całą inwestycję, tj. wycenę robocizny, materiałów i pracy sprzętu w branży budowlanej, elektrycznej i sanitarnej, nie było żadnej późniejszej opinii”. Informuje, że z Szymoniukiem konsultował wybór metody weryfikacji, bo miał wątpliwości, a była to jedna z jego pierwszych opinii.

Pytany, dlaczego w sądzie zeznał, że nie kontaktował się w sprawie Fruvitalandu z Szymoniukiem, powiedział, że nie rozumie mojego pytania. A na etapie autoryzacji napisał, że „nie wie, o jaki kontakt chodziło, nie pamięta takiego pytania w sądzie, a cała sprawa działa się sześć lat temu”.

Grupy kontratakują

– Zemsta? Wymyślony spisek? Wolne żarty – komentuje Stanisław Dragan z Agrobiznesu. – Szymoniuk i Tkaczuk działali w zmowie i porozumieniu. Taki mieli schemat działania wobec grup i mamy na to twarde dowody. Przedstawiamy je w postępowaniu, które po naszym zawiadomieniu prowadzi prokuratura. Dlatego nie chcę na razie mówić o szczegółach, ale podam jeden przykład. Szymoniuk udostępniał Tkaczukowi dokumenty grup producenckich, a on szukał haków. Jeśli znalazł coś, co według niego „rokowało”, dostawał dokumenty oficjalnie.

Pytany o te słowa Tkaczuk zaprzeczył. Tymczasem we wrześniu 2023 r. to Szmit i Grzeszczak złożyli zawiadomienia do prokuratury. Pierwsze dotyczy rzekomego przekroczenia uprawnień przez Szymoniuka i urzędników ARiMR. Drugie składania przez Szymoniuka „niezgodnego z prawdą zawiadomienia o popełnieniu (…) przestępstwa i fałszywego oskarżenia (…)”.

Na podstawie drugiego zawiadomienia 18 grudnia 2023 r. prokuratura wszczęła postępowanie. To nie wszystko. – Poszerzyliśmy też pierwsze zawiadomienie – dodaje Grzeszczak. – Chcemy, żeby śledczy ustalili, w jaki sposób wewnętrzny dokument prokuratury trafił w dniu powstania do Szymoniuka i czy nie odbyło się to z naruszeniem prawa.

Kolejna rozprawa jeszcze w styczniu.

Krzysztof Janisławski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
28. kwiecień 2024 15:06