Rolnicy przed Pałacem Prezydenckim: chcemy, żeby prezydent usłyszał, co się dzieje na wsi
Grupa rolników, przedstawicieli organizacji rolniczych i polityków spotkała się dziś przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Zwracali uwagę, że sytuacja w rolnictwie jest coraz trudniejsza: niskie ceny, problemy ze zbytem, długie terminy płatności i przepisy, z którymi małe gospodarstwa nie są w stanie sobie poradzić. Liczą, że prezydent Karol Nawrocki usłyszy głos wsi i zareaguje.
„Cały rok pracy, a plon zostaje na polu”
Jako pierwszy głos zabrał Rafał Foryś, szef Fundacji Rolnik Handluje. Tłumaczył, że w tym roku wielu rolników po prostu nie sprzedało części towaru.
– Cały rok chodzisz przy plonach, a potem zostawiasz je na polu, bo nie ma komu sprzedać – mówił. – Skupy oferują grosze, a markety wolą towar z zagranicy. U nich najpierw liczy się cena, potem jakość, a dopiero na końcu pochodzenie - dodał.
Foryś przekonywał, że rynek detaliczny jest praktycznie przejęty przez duże sieci handlowe. Lokalna żywność, choć zdrowsza i lepszej jakości, ma coraz mniej miejsca.
„Zboże po 380 zł, ziemniaki po 2 grosze, jabłka po 50. I jeszcze 90 dni czekania”
Cezary Sygocki, rolnik i sadownik zwrócił uwagę, że sytuacja jest już tak napięta, że część gospodarstw funkcjonuje jedynie „z przyzwyczajenia”, bo na ekonomiczne uzasadnienie trudno dziś liczyć.
– Żyto po 380 zł, pszenica po 700. Ziemniak po 2 groszy, jabłko po 50 groszy – wyliczał. – I jeszcze termin płatności 60 albo 90 dni. A jak jadę na stację paliw, to nikt mi nie mówi: „zapłacisz za trzy miesiące”. Wlewam paliwo i płacę od razu. A jak sprzedam towar, to czekam miesiącami - dodał.
Sygocki mówił, że wielu rolników nie tylko sprzedaje za bezcen, ale nawet nie dostaje pieniędzy.
– Oddajesz towar, a zapłaty nie ma do dziś. Firma znika, przepisana na wuja albo stryja. Rolnik zostaje z długami. I kogo to obchodzi? – pytał.
„Minister potrafił działkę sprzedać w dwa dni. A my od miesięcy czekamy na pieniądze”
Sygocki odniósł się też do ostatnich wydarzeń.
– Minister potrafił działkę sprzedać w dwa dni. A jak rolnik chce sprzedać plon, to szuka rynku miesiącami. I jeszcze słyszy, że rolnicy to bogacze z telewizji - denerwował się.
Świeczki, kwiaty i jabłka z importu
Sygocki mówił też o tym, że rynek został zalany importem nawet tam, gdzie teoretycznie powinna dominować polska produkcja.
– Idzie 1 listopada. Podejdźcie pod cmentarz. Nawet świeczki nie są polskie. Kwiaty z Holandii, jabłka z zagranicy. Wszystko importowane. A polskie gospodarstwa padają – zaznaczył.
„Gospodarstwo przetrwało zabory i komunę. A nie wiadomo, czy przetrwa dzisiejszą Polskę”
Głos zabrał również Marek Bąkowski, sadownik z Wielkopolski. Do Warszawy przyjechał ponad 300 kilometrów.
– Przez miedzę mam gospodarstwo z XIX wieku. Przetrwało zabory, wojnę, komunę. A teraz, w wolnej Polsce, może nie przetrwać – mówił.
Pokazał pudełka jajek przywiezionych z własnego podwórka. – Czworo moich dzieci pracuje w Warszawie. Przywiozłem im 100 jaj, żeby się nie truli jajkami z marketu. Kury chodzą na wolnym wybiegu, jedzą to, co wyrośnie na naszym polu. I takie jajko kosztuje mniej niż marketowe, które płynęło przez pół Europy – opowiadał.
„Pozwólcie rolnikowi hodować i ubić świnię bez sterty papierów”
Rolnicy mówili też, że część problemu leży w przepisach. Foryś przedstawił dwa projekty, które – jego zdaniem – mogłyby pomóc małym gospodarstwom.
– Nie wymyślamy prochu. Chodzi o dwie sprawy. Pierwsza: hodowla przyzagrodowa bez wymogów jak dla ferm. Jeżeli ktoś chce chować trzy, pięć świń rocznie, to powinien mieć taką możliwość bez papierologii, rejestrów, zgód – tłumaczył.
Druga sprawa to ubój na własny użytek. – Jeśli rolnik hoduje świnię rok i chce ją ubić na swoim podwórku, na własny stół, to powinien to móc zrobić bez kierowania się do instytucji i wypełniania sterty dokumentów. To mit, że rolnik otruje własną rodzinę, a dużo więcej problemów jest w wielkich ubojniach – podkreślił.
„Chcemy, żeby prezydent to usłyszał”
Na konferencji wystąpili parlamentarzyści z Konfederacji Korony Polskiej. Zapowiedzieli, że przekażą prezydentowi postulaty organizacji rolniczych i poproszą go o zawetowanie ustawy o ochronie zwierząt, która – ich zdaniem – uderza w małe gospodarstwa.
Rolnicy podkreślali, że nie przyjechali „robić polityki”, tylko przekazać, co dzieje się na wsi. – Jesteśmy tu, żeby prezydent usłyszał głos rolników. Jeśli małe gospodarstwa padną, to tej żywności nie będzie – mówili.
Kamila Szałaj
