Kontrowersyjna walka z otyłością
Przełomowa zmiana w szkolnych stołówkach w Polsce – czytamy w komunikacie fundacji promującej wegetariańską i wegańską dietę. Ministerstwo Zdrowia od kolejnego roku szkolnego (1 września 2026 r.) zamierza wprowadzić w szkołach i przedszkolach co najmniej jeden obiad w tygodniu składający się wyłącznie z roślin (strączkowych). Zmiana dotyczyć będzie 6,8 mln młodych obywateli Polski. Jak czytamy w dokumencie dotyczącym planowanego rozporządzenia, „jest to odpowiedź na oczekiwania wielu środowisk zaangażowanych w tematykę upowszechniania właściwych nawyków żywieniowych wśród dzieci i młodzieży”. Wiadomo, że „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”, choć może raczej należałoby powiedzieć „Miłe złego początki, lecz koniec żałosny”.
Z dostępnych dokumentów wynika, że zmuszanie do jedzenia wegetariańskich posiłków ukryto za głęboką troską o zdrowie młodego pokolenia. Bo w ten sposób mamy ograniczyć ilość spożywanego przez dzieci i młodzież tłuszczu i cukru. A przecież mimo różnych wysiłków (choćby podatek cukrowy), co dziesiąte małe dziecko (1–3 lata), jedna trzecia dzieci w wieku wczesnoszkolnym i jedna piąta młodzieży do 15. roku życia ma problem z otyłością. Żadna fasola i groch raz w tygodniu tego nie zmienią. Nadwagę powodują słone i słodkie przekąski i słodzone napoje, które czają się na dzieci przy każdej kasie w sklepie, a nie jakieś obiady w szkołach. Ale w sprawie wegańskich obiadów nie chodzi o to, czy młody człowiek i przedszkolak będzie miał bezmięsny piątek albo poniedziałek.
Ideologia zamiast wolności wyboru
Niebezpieczne jest to, że resort zdrowia, odgórnie wprowadza przymus jedzenia potraw bez mięsa, nabiału i jaj. To dlatego wspomniana na początku fundacja twierdzi, że to przełom. Dziś w tygodniu jest jeden obiad bez mięsa, a za trzy lata będzie jeden obiad z mięsem, bo planeta płonie, a wszystko przez krowy, które są gorsze od węgla, jak twierdzą zielone oszołomy.
W rozporządzeniu jest także mowa o tym, że dwa razy w tygodniu na szkolnych stołówkach dostępne mają być dania mięsne. A jeśli ktoś mięsa nie je, to trzeba mu dać obiad bezmięsny. Co z prawami tych, którzy chcą jeść mięso, a do wyboru będą mieli tylko fasolę lub groch? Podobny pomysł kilka lat temu miało Ministerstwo Zdrowia w Norwegii, tyle że dotyczył on osób starszych, znajdujących się w domach opieki społecznej. Wówczas błyskawicznie odezwali się dietetycy, argumentując, że osoby starsze potrzebują białka zwierzęcego, bo jest lekkostrawne i łatwo przyswajalne.
Znaczenie białka zwierzęcego w rozwoju dziecka
Takie białko powinno być podstawą diety każdego człowieka, a dzieci w szczególności. To czego nie otrzymają na początku życia, później już nie uzupełnią. Białko zwierzęce jest najlepszym budulcem dla naszych mięśni. Mleko to nie tylko źródło białka i wapnia. Bioaktywne fosfolipidy zawarte w tłuszczu mlecznym odgrywają kluczową rolę w rozwoju mózgu niemowląt i dzieci, o czym piszą renomowane czasopisma naukowe.
Pułapka ultraprzetworzonej żywności
Ministerstwo Zdrowia chce, aby nasze dzieci od najmłodszych lat przyuczać, że dieta wegetariańska chroni zdrowie. Więc porównajmy wegańską „śmietanę” ze śmietaną od krowy. Na etykiecie podróbki czytamy: baza sojowa, woda, ziarno soi, olej słonecznikowy, cukier, emulgator (estry sacharozy i kwasów tłuszczowych), stabilizatory (guma ksantanowa, karagen, guma guar), sól morska i aromat. Sam aromat może się składać z: laktozy, glikolu propylenowego, dwutlenku krzemu i środków aromatyzujących. W oryginale jest śmietanka pasteryzowana i kultury bakterii – dwa składniki. Coś co udaje naturalny produkt zawiera 15 składników. Weganom życzymy smacznego, a przede wszystkim zdrowia!
Kraje Zachodu odwracają się dziś od takiego jedzenia, właśnie dlatego, że jest ultraprzetworzone. Dziś liczy się tzw. czysta etykieta. Do nas ten trend też przyjdzie, tylko że nieco spóźniony. Ale zanim nasze ministerstwa się zorientują, to jeszcze sporo szkody narobią.
Dyktat sieci handlowych
Ciekawe badanie przeprowadziła Komisja ds. Monopolu – stałe i niezależne ciało doradcze niemieckiego rządu. Jak wynika z jej najnowszego raportu, niepokojąca jest ciągła koncentracja rynku handlowego i rosnące marże na żywność w sklepach. Wniosek jest taki, że im silniejsze są sieci handlowe, tym mniejsza część ceny sklepowej wraca do producentów i przetwórców żywności.
Dziesięć lat temu, w Niemczech, różnica między ceną litra pełnego mleka w sklepie a ceną skupu mleka wynosiła 30 eurocentów. W 2023 r. było to 65 eurocentów. Podobnie jest u nas. W 2015 cena skupu była o 1,7 zł/l niższa niż cena detaliczna. Dziś ta różnica jest o 50 groszy większa. Mleko skupowane po 2,2 zł (średnia cena GUS z października) sprzedawane jest do handlu po 2,5–3,0 zł/l, a w sklepach kosztuje ono około 4,4 zł/l (marka producenta, bez promocji). Mleczarni na pokrycie kosztów skupu, przetworzenia i opakowania pozostaje 30–80 gr. Może ktoś wreszcie wyciągnie z tego wnioski.
Paweł Kuroczycki
fot. red
