StoryEditorWiadomości rolnicze

Pomagając karpiom mogą zaszkodzić rybakom

12.06.2014., 12:06h
Nad producentami ryb w naszym kraju od kilku miesięcy zbierają się czarne chmury. W styczniu br. Paweł Suski, poseł PO i szef Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt zapowiedział na łamach „Rzeczpospolitej” wprowadzenie zakazu sprzedaży żywych ryb. Ministerstwo Środowiska z kolei opracowało założenia do nowej ustawy Prawo wodne,  przewidujące likwidację obowiązujących obecnie zwolnień gospodarstw rybackich z opłat za pobór wody. Mieliby je uiszczać wszyscy producenci ryb, bez względu na rozmiar hodowli.   

Szczęśliwie inicjator pierwszego niefortunnego pomysłu na razie się z niego wycofał. Resort środowiska natomiast twardo obstaje przy swoim nie bacząc na fatalne skutki, które poniosą nie tylko ludzie związani z branżą, ale także konsumenci i środowisko. 

Ekonomiczny absurd

Zapowiedź Pawła Suskiego o zamiarze wprowadzenia do ustawy o ochronie zwierząt zakazu sprzedaży żywych karpi wywołała w branży rybackiej wzburzenie. 

– To ukłon w stronę ekologów, którzy walczą o poprawę losu wigilijnych ryb, jednak zapomina się przy tym o losie producentów karpia, dla których jest to jedyne źródło utrzymania. Zakaz oznaczałby, że przy każdym gospodarstwie rybackim musiałaby powstać ubojnia. Budowa hal ubojowych i zatrudnianie ludzi przez zaledwie 2 tygodnie w roku z ekonomicznego punktu widzenia jest bezsensem. To tak, jakby przy każdym kurniku wymagana była przetwórnia drobiu. Gdyby natomiast ubój ryb miał odbywać się sklepach, pociągnęłoby to za sobą dodatkowe koszty związane z nadzorem weterynaryjnym i sanitarnym. W obu przypadkach odbiłoby się to nie tylko na hodowcach ryb, ale też na konsumentach – mówi Zbigniew Szczepański, prezes zarządu Towarzystwa Promocji Ryb “Pan Karp”, które istnieje od 2004 r. – Klient obecnie ma możliwość kupienia gotowych wyrobów z karpia zabitego. Jednak są ponad dwa razy droższe od żywej ryby. 

– Sprzedaż żywych ryb oznacza niższą cenę zakupu, dłuższą trwałość produktu, pełniejsze wykorzystanie ryb, mniejsze straty podczas przetrzymywania i mniejszą możliwość manipulacji pochodzeniem ryb – dodaje dr Zygmunt Okoniewski, były pracownik Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie i były wicedyrektor Departamentu Rybactwa w centrali ARiMR.

31 stycznia rybacy zgromadzeni na ogólnopolskiej konferencji w Krakowie uchwalili rezolucję skierowaną do Marszałek Sejmu RP Ewy Kopacz, a także do innych władz RP, w której stanowczo sprzeciwili się projektowi wprowadzenia zakazu sprzedaży żywych ryb. Za pośrednictwem Internetu, rezolucję poparło ponad 17 tys. osób. Właściciele gospodarstw rybackich są zgodni, że zakaz uderzy w większość polskich konsumentów, a także zburzy fundamenty ekonomiczne bytu wielu tysięcy obywateli, którzy bezpośrednio i pośrednio związani są z branżą rybacką.

Ryby ważniejsze
niż ludzie

Być może pod wpływem zdecydowanej reakcji producentów ryb poseł Suski wycofał się z zamiaru wprowadzenia zakazu. 14 maja Natalia Gut–Samborska, dyrektor jego biura poselskiego w mailu do redakcji napisała:

„Informuję, iż w pracach legislacyjnych dotyczących nowelizacji Ustawy o ochronie zwierząt nie przewiduje się literalnego zapisu zakazującego sprzedaży żywych ryb, jednakże pozostawia się w obowiązku zapewnienie w transporcie oraz przechowywaniu żywych ryb wystarczającej ilości wody umożliwiającej oddychanie”. 

Poseł Suski w swoim oświadczeniu apeluje do producentów i handlowców, aby wprowadzając ryby do obrotu przestrzegali obowiązujących od trzech lat przepisów, a w szczególności art. 6, ust. 2, pkt.18 ustawy o ochronie zwierząt, który precyzuje, że zabroniony jest transport żywych ryb lub ich przetrzymywanie w celu sprzedaży bez dostatecznej ilości wody uniemożliwiającej oddychanie. Naruszenie tego przepisu jest przestępstwem zagrożonym w myśl art. 3, ust. 1 cytowanej ustawy, karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. 

– Nie wierzymy, że to wycofanie się ma charakter trwały, dlatego dalej zbieramy podpisy pod rezolucją. Poseł Paweł Suski, podobnie jak inni członkowie Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt, należy do osób, które dobro zwierząt przedkładają znacznie wyżej niż dobro ludzi – mówi Zbigniew Szczepański. 

Mają płacić za wodę

Jak najbardziej realne jest natomiast obciążenie gospodarstw rybackich opłatami za pobór wody. Obecnie – na mocy art. 294 ustawy Prawo ochrony środowiska – zwolnienie z opłat jest stosowane m.in. w przypadku, gdy woda jest pobierana na potrzeby chowu lub hodowli ryb oraz innych organizmów wodnych, pod warunkiem, że pobór ten oraz odprowadzenie wykorzystanej wody jest zgodne z pozwoleniem wodno–prawnym. W większości gospodarstwa rybackie są też zwolnione z opłat za korzystanie ze środowiska (wprowadzanie ścieków). Zwolnienie obejmuje producentów ryb innych niż łososiowate, jeżeli produkcja rozumiana jako średnioroczny przyrost masy w poszczególnych latach cyklu produkcyjnego, przekracza 1500 kg z 1 ha powierzchni użytkowej stawów rybnych tego obiektu w jednym roku danego cyklu. Dopiero po przekroczeniu tego progu muszą wnosić opłaty. 

W Ministerstwie Środowiska powstał niedawno projekt założeń do ustawy Prawo wodne mającej zastąpić dotychczas obowiązujący akt prawny z 2001 r. Wprowadzi ona również zmiany do ustawy Prawo ochrony środowiska. Ministerstwo uzasadnia je koniecznością pełnego wdrożenia zasady zwrotu kosztów usług wodnych wynikającej z dyrektywy 2000/60/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 23 października 2000 r, czyli Ramowej Dyrektywy Wodnej. W wyniku tego, ma nastąpić likwidacja zwolnienia z opłat poboru wody na potrzeby energetyki wodnej oraz cieplnej lub elektrycznej, na potrzeby wód powierzchniowych, użytków rolnych i gruntów leśnych oraz na potrzeby chowu lub hodowli ryb oraz innych organizmów wodnych. Oznacza to, że podmioty korzystające aktualnie z tego rodzaju zwolnienia będą zobowiązane do ponoszenia opłat za pobór wód. 

Ministerstwo zakłada, że w ustawie Prawo ochrony środowiska zostaną określone górne stawki tych opłat, zaś szczegółowo będzie je regulować rozporządzenie Rady Ministrów.

– Jaką mamy gwarancję, że nawet przy wyjściowo niskich stawkach, kolejnym rządom nie przyjdzie do głowy ich podniesienie – pyta Krzysztof Karoń, prezes Związku Producentów Ryb. 

Chronią, a nie szkodzą

Związek w piśmie do ministra środowiska z 6 listopada ub.r. ocenia projekt jako bardzo szkodliwy zarówno dla rybactwa, jak i strategicznych interesów polskiej gospodarki i polskiego środowiska przyrodniczego, nieracjonalny, w rzeczywistości niepoparty faktycznymi wymogami prawa unijnego. Wprowadzenie opłat przyczyni się do dalszego pogorszenia, już i tak bardzo trudnych warunków gospodarki rybackiej i zagrozi jej egzystencji. 

Nakładanie opłat za pobór wód na zalew stawów karpiowych – w sytuacji, gdy jakość wody nie ulega z tego tytułu pogorszeniu, nie znajduje podstaw w Ramowej Dyrektywie Wodnej – czytamy m.in. w uchwale Zarządu Związku przesłanej jeszcze na ręce poprzedniego ministra Marcina Korolca. 

Działania Związku Producentów Ryb zmierzające do zablokowania niekorzystnych zmian w przepisach popierają marszałkowie województw i samorząd rolniczy, m.in. Wielkopolska Izba Rolnicza. W piśmie do ministra środowiska prezes WIR Piotr Wałkowski pisze m.in.:

„Na stawy rybne należy patrzeć szerzej niż tylko w aspekcie produkcji mięsa ryb. Stawy rybne pełnią ważną rolę w retencji wód, nie generując przy tym kosztów dla budżetu państwa. Mają pozytywny wpływ na środowisko przyrodnicze, gdyż stanowią ostoję dla wielu gatunków zwierząt i ptaków. Stawy wpływają także korzystnie na mikroklimat poprzez odparowywanie wody i utrzymywanie wilgotności powietrza. Generalnie stawy rybne nie są obciążeniem dla środowiska, a wręcz ulepszają jakość wody, gdyż według badań, uwalniają wodę lepszą niż utrzymują”. 

Stawy magazynują wodę na powierzchni aż 700 kmkw., w tym na znacznym obszarze w ramach gospodarki chronionej “Natura 2000”. 

– Zalewamy stawy na wiosnę, przed okresem wegetacji roślin, kiedy jest jej w przyrodzie nadmiar. Ok. 40 proc. pobranej wody latem jest oddawanej do otoczenia i wzbogaca ekosystemy wodne – podkreśla Krzysztof Karoń, prowadzący dwa gospodarstwa rybackie, jedno prywatne, drugie dzierżawione. Na obu ustanowione zostały obszary chronione „Natura 2000”. 

– Dyrektywa unijna, na którą powołuje się ministerstwo, w art. 9 mówi jednoznacznie, że zwrot kosztów za usługi wodne musi uwzględniać analizę ekonomiczną w nawiązaniu do zasady “zanieczyszczający płaci” – stwierdza Zbigniew Szczepański. – Tej analizy w odniesieniu do gospodarstw rybackich nie wykonano. 

Także Polskie Towarzystwo Rybackie w liście do Stanisława Gawłowskiego sekretarza stanu w MŚ, pilotującego pracę nad projektem ustawy, podkreśla, że w Ramowej Dyrektywie Wodnej nie chodzi o zasadę powszechnego wnoszenia opłat za każde korzystanie z wody, lecz o opłaty ponoszone przez zanieczyszczającego.

Obciążenie producentów opłatami za pobór wody może spowodować likwidację wielu gospodarstw rybackich, z których około ¼ nie osiąga pozytywnego wyniku finansowego, a wraz z nimi znikną i obszary chronione, osłabnie znaczenie stawów w retencji i zapobieganiu powodziom. 

– Producenci karpi w Czechach ani na Litwie, nie muszą ponosić tych opłat, więc nie jest to bezwzględny wymóg unijny. Będziemy walczyć o to, by i u nas nie doszło do uchwalenia prawa, które spowoduje nieodwracalne szkody – zapowiada prezes Związku Producentów Ryb. 

Alicja Moroz, 

Joanna Zwolińska

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
29. kwiecień 2024 10:11