StoryEditorInterwencje

Powódź to nie nawałnica - pomocy nie będzie

02.05.2018., 16:05h
W sierpniu ubiegłego roku przez Kujawy i Pomorze przetoczyła się fala gwałtownych i intensywnych opadów. Często towarzyszyły im wichury. Woda zalewała pola a wiatr zrywał dachy. W obliczu skali niekorzystnych zjawisk rząd uruchomił cały system pomocy dla poszkodowanych. Niestety, nie mogli z niego skorzystać niektórzy rolnicy z gminy Chełmno. Ich pola zostały bowiem zalane przez wodę wydobywającą się z przepełnionych i niedrożnych kanałów systemu odprowadzającego ją do Wisły. Pomoc zaś przysługiwała między innymi za deszcze nawalne. Rząd nie wypłacał jej z powodu powodzi.
Teren geograficznej krainy Pojezierza Chełmińskiego jest położony stosunkowo wysoko. Pojezierze jest wysoczyzną morenową położoną pomiędzy dolinami trzech rzek: Drwęcy, Osy i Wisły. Wysokość wysoczyzny nad poziomem morza na ogół sięga około 120 m. Z goła odmiennie sytuacja wygląda jednak na terenach położonych w bezpośrednim sąsiedztwie Wisły. W pobliżu wałów przeciwpowodziowych wysokość gwałtownie się obniża. Szczególnie groźne jest to przy dużych opadach. Tysiące litrów wody spływają bowiem z wyżej położonych terenów. Często jest jej tak dużo, że rozlewa się po polach niżej położonych. Dlatego też istnieje system kanałów, którego zadaniem jest odprowadzanie nadmiaru wody do Wisły. System opiera się na Kanale Starogrodzkim, który stanowi jego trzon. Jego zwieńczeniem jest Stacja Pomp, która wypompowuje wodę do Jeziora Starogrodzkiego Północnego a następnie do rzeki.

Kanał znajduje się w pobliżu wsi Borówno i Różnowo, które stanowią jedno sołectwo. Łączna ich długość, które na tym terenie się znajdują wynosi kilkadziesiąt km.

Nasz dramat zaczął się na początku sierpnia ubiegłego roku. To wtedy właśnie rozpoczynaliśmy żniwa. Koszone były pierwsze plantacje zbóż. Z niepokojem obserwowaliśmy, co się dzieje w Kanale Starogródzkim. Był on niedrożny. Wiedzieliśmy, że jeśli wystąpią deszcze, to woda może się w nim nie zmieścić i wylać na pola. Jest ona odprowadzona z ogromnej powierzchni i trafia do Wisły. O sprawie poinformowaliśmy naszego wójta. Zachował się jak powinien. Poinformował o sytuacji starostę. To on odpowiada za utrzymanie poziomu wody w jeziorze. Dodatkowe zrzuty do rzeki pozwoliłyby na utworzenie pewnego zapasu, który umożliwiłby sprawny odpływ wody w przypadku gwałtownych burz i ulew – mówi Stanisław Kulwicki, rolnik ze wsi Borówno, którego gospodarstwo specjalizuje się w produkcji kwalifikowanego materiału siewnego.

Wysokie lustro

Mimo apeli rolników o obniżenie lustra jeziora okazało się, że jest to niemożliwe. W tamtym czasie starostwo mogło wydać decyzje wodnoprawną na podstawie miejscowego prawa ustalanego przez miasto Chełmno. Zostało ono opracowane w 2009 r. i dokładnie określało poziom wody w jeziorze. W poprzednich latach nikt nie zgłaszał wobec tego zastrzeżeń.

Mieliśmy wrażenie, że liczy się wyłącznie interes mieszkańców miasta. Ważniejsze było zapewnienie odpowiednich warunków do wypoczynku i wędkowania niż zboże chłopów – żali się Kulwicki.



  • Kanał Starogrodzki  odwadnia poprzez sieć kanałów i rowów melioracyjnych położone wysoko nad Wisłą tereny w gminie Chełmno. Kiedy wystąpiły gwałtowne deszcze wody było tak dużo, że ta wystąpiła z urządzeń melioracyjnych i zalała pola uprawne

Nawałnice rozpoczęły się w połowie sierpnia. W całym województwie zostało w ich wyniku zalanych kilkanaście tys. ha. W podwójnie trudnej sytuacji byli rolnicy z Borówna i Różnowa. Na ich pola nie tylko lała się woda deszczowa. Do Wisły kanałami odprowadzane były tysiące litrów wody, która spływała z wyżej położonych terenów. Kanały były niedrożne, do tego poziom lustra wody w jeziorze wysoki. Przy gwałtownych ulewach urządzenia nie były w stanie odprowadzić do jeziora i rzeki szybko oraz sprawnie dużych ilości wody. Kanały zostały przepełnione a woda zalała pobliskie plantacje zbóż oraz warzyw.

Ja szczęśliwie miałem w pobliżu Kanału tylko 4 ha plantacje zboża, która miała być przeznaczona na przygotowanie kwalifikowanego materiału siewnego. Przed ulewami udało mi się zebrać tylko z 1 ha. Szacuję, że straciłem około 30 tys. zł. W znacznie gorszej sytuacji byli sąsiedzi. Małe gospodarstwa mające tylko po kilka ha specjalizują się w produkcji warzyw. Płody zostały wytopione i wyparzone. Są przypadki, gdzie ludzie nie mają za co kupić środków do produkcji rolnej na wiosnę. To nie była jednak jakaś nadzwyczajna sytuacja. W ubiegłym roku średnia ilość opadów w Różnowie i Borównie to 741,7 l. Najwięcej było od lipca do października po 111,7 l średnio za miesiąc. To są normalne ilości deszczu, jakie powinny być, aby rośliny mogły zwyczajnie wzrastać. Od lat jednak u nas z wodą były niedobory, przez co zapomniano o tym, aby urządzenia melioracyjne były w odpowiednim stanie technicznym. Nikt się nie przejmował nimi, bo i po co skoro nie padało – twierdzi Kulwicki.

Po nawałnicach wojewoda w gminach powołał komisje, które szacowały wielkość strat. Zostały one policzone także w Różnowie i Borównie. Dzięki protokołom opracowanym przez komisje można było wystąpić o rządową pomoc, którą realizowała ARiMR. Poszkodowani mogli uzyskać wsparcie wynoszące 1 tys. zł za zniszczony ha w przypadku, kiedy plantacja była ubezpieczona od co najmniej jednego z ryzyk atmosferycznych oraz 500 zł, jeśli jej nie posiadała.

Spiętrzony kanał

Byliśmy uczciwi i zgodnie z prawdą podaliśmy, że w wyniku deszczu nawalnego kanały zostały zalane. To była katastrofa naturalna. W sąsiednich miejscowościach rolnicy rządowe wsparcie dostali my zaś nie. Urzędnicy wpisali do protokołów, że kanał się spiętrzył. Woda wylała się na pola. Zniszczyła plantacje. To dla urzędników była więc powódź a nie deszcz nawalny. To, że powstała w wyniku nawałnicy nie miało żadnego znaczenia. Wsparcia wypłacanego przez ARiMR nie dostaliśmy – mówi Stanisław Kulwicki.

Do końca października minionego roku ARiMR przyjmowała wnioski o udzielenie pomocy rolnikom, którzy ucierpieli w wyniku gwałtownych zjawisk atmosferycznych. Agencja udziela jej jednak tylko tym producentom rolnym, którzy zostali poszkodowani w związku z wystąpieniem w sierpniu 2017 r. huraganu, deszczu nawalnego lub gradu. Powódź nie kwalifikowała do wypłaty wsparcia.

Uważamy to za niesprawiedliwe. Mamy zgromadzoną obszerną dokumentację. Wnieśliśmy pozew do sądu o uznanie naszych strat powstałych w wyniku klęski naturalnej. Jeśli tak się nie stanie, nie wykluczamy złożenia pozwów zbiorowych – zapowiada Kulwicki.

Tomasz Ślęzak
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
29. kwiecień 2024 18:05