StoryEditorWiadomości rolnicze

Ręce obcinać!

18.04.2016., 14:04h
Były smutne i mroczne lata 80. W lipcu 1983 r. zniesiono stan wojenny. Powoli następowała mała stabilizacja, która polegała na walce o przydział cementu w gminie, czy zgrabiarki w Agromie. Czasem do geesowskiego sklepu rzucano wiadra ocynkowane i trzeba było znaleźć sposób jak 5 wiader rozdzielić między 40 chętnych do zakupu. Na porządku dziennym był 20. stopień zasilania. Każdy rolnik i mieszkaniec wsi miał w domu lampy i naftę do nich. 

Trzeba zaznaczyć, że rolnikom nie żyło się wówczas siermiężnie, ale stabilnie – byt ekonomiczny gospodarstw nie był zagrożony. Popyt na żywność był niesłabnący. Ursusa C-330 można było kupić za równowartość 28,5 tys. l mleka (źródło „Oblicza polskiej spółdzielczości wiejskiej“, Marian G. Brodziński, 2014 r.), chociaż o przydział na ten ciągnik było trudno. Zaś mięso pochodzące od ok. 18 mln tuczników rozprowadzano w systemie kartkowym. Jeśli się kabana sprzedało na wolnym rynku, to zarobek był bardzo godziwy.

I nagle w tym szarym świecie wszyscy usłyszeli, że stadnina koni w Janowie Podlaskim sprzedała klacz Penicylinę za 1 mln dolarów. To było jak grom z jasnego nieba i zapoczątkowało niesamowitą karierę hodowli konia arabskiego w Polsce. Coroczne aukcje, na które przyjeżdżały prawdziwe gwiazdy z USA i prawdziwi szejkowie z Arabii, stały się szeroko komentowanym i pokazywanym wydarzeniem.

Dziś zbieramy owoce tego co zapoczątkowano w 1985 r. Wydaje się, że od losu koni z Janowa Podlaskiego zależy los ojczyzny. Międzynarodowe sukcesy hodowanych tam koni stają się sukcesem wszystkich Polaków. Okazuje się, że jakikolwiek problem w Janowie staje się problemem kraju. Tak jest i teraz. Śmierć kilku koni sprawiła, że kamery telewizyjne i mikrofony reporterów radiowych skierowane są na Janów. Minister rolnictwa zgłasza sprawę do prokuratury, a Państwowy Instytut Weterynarii przeprowadza analizy paszy.

Z tego powodu, kilka milionów rodzin mieszkających w miastach, zasiadających co wieczór przed telewizorami, polskie rolnictwo widzi przez pryzmat arabów i Janowa. Jeśli dodać do tego osiągnięcia Marka Sawickiego, poprzedniego ministra rolnictwa, któremu udało się przekonać mieszczuchów, że rolnicy to co najmniej milionerzy, którzy ledwo dają radę wykorzystywać unijne dotacje, to mamy pełny i fałszywy obraz wsi i rolnictwa. 

 

Od pamiętnej aukcji w 1985 r. minęło 31 lat. Dziś, żeby kupić ciągnik porównywalny z ówczesną „trzydziestką” trzeba sprzedać ponad 100 tys. litrów mleka i z każdym miesiącem ta ilość będzie rosnąć. W chlewniach mamy ok. 10 mln tuczników, z czego co najmniej jedna trzecia wyrosła z duńskich i holenderskich prosiąt. Nikogo zdaje się nie interesować los gospodarstw rolnych, których byt jest zagrożony. Politycy zamiast głosować uchwałę o trudnej sytuacji rolnictwa, urządzają nieustającą hecę. Mamy festiwal głupoty, braku odpowiedzialności i głosowania na dwie ręce (któryż to raz!). Takie numery dają mediom paliwo do zajmowania się bzdurami. Czy, aby zaprowadzić porządek na scenie politycznej trzeba amputować posłom po jednej ręce? A co, jeśli zaczną głosować nogami!?

Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
14. grudzień 2024 05:46