
Wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak poinformował, że opuszcza resort rolnictwa. Twierdzi, że podjął decyzję z "ciężkim sercem", ale nie mógł dalej "firmować" polityki ministra Czesława Siekierskiego. Nieoficjalnie wiadomo, że dymisja Kołodziejczaka była przesądzona od kilku tygodni.
– Po tym, jak Michał Kołodziejczak kilkanaście dni temu zaatakował publicznie swojego szefa, czyli ministra Siekierskiego, dostał jasny sygnał, że musi odejść. Uważam, że przegrał tym samym największą batalię w życiu i chyba swoją polityczną przyszłość – mówi nam poseł PSL, który zna kulisy odejścia wiceministra. – Szkoda, że tak to się zakończyło, ponieważ to bije w cały rząd – dodaje polityk, który nie chce, aby publikować jego nazwisko.
Kołodziejczak napisał list do Siekierskiego
Michał Kołodziejczak jest posłem Klubu Parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej (startował z listy KO w okręgu koniński, gdzie uzyskał ponad 44 tys. głosów). Wiadomo, że od początku nie było mu po drodze z ministrem Czesławem Siekierskim, czego wyraz dawał wielokrotnie.
18 czerwca rano w mediach społecznościowych opublikował list otwarty, w którym kolejny raz skrytykował ministra Siekierskiego. "Nie może się Pan kryć za jedynym hegemonem, który rządzi w Pana w ministerstwie, a który zwie się – biurokracja” – napisał Kołodziejczak.
"My, rolnicy potrzebujemy szybkiego przedstawienia wizji rozwoju i skutecznej tarczy dla rolnictwa. To zadanie dla Ministra, który powinien być wizjonerem. Chcemy mieć pewność, że przejście przez kolejny zakręt historii nie będzie dla nas traumą, która z kolei wepchnie wielu z nas w łapy populistów. Zawsze wierzyłem - i to pomimo ewidentnych słabości, które dostrzegłem w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi - i nadal wierzę, że polskie rolnictwo da się lepiej zorganizować za te same, a nawet mniejsze pieniądze" – podkreślił Michał Kołodziejczak w liście.
Rolnicy: wiarygodność Kołodziejczaka bliska zeru
Wiadomo, że gdyby Michał Kołodziejczak sam nie odszedł, zostałby zdymisjonowany. Decyzja jakiś czas temu zapadła w kierownictwie resortu rolnictwa po konsultacjach z Kancelarią Prezesa Rady Ministrów.
W rozmowach na ten temat miał uczestniczyć osobiście premier Donald Tusk, który był "promotorem" Kołodziejczaka i właśnie z nim w 2023 r. występował na konferencjach prasowych przed wyborami parlamentarnymi.
Taki ruch miał być posunięciem taktycznym, aby zatrzymać ekscentrycznego rolnika przy rządzie, a tym samym odwieść go od protestowania. Logika była prosta: skoro jesteś w rządzie, nie możesz protestować.
Teraz jednak sytuacja się zmieniła i niewykluczone, że były wiceminister znowu będzie chciał budować swoja polityczną przyszłość w oparciu o protesty.
– Nie wiem jednak, czy będzie miał z kim działać, ponieważ jego wiarygodność jest bliska zeru – mówi w rozmowie z top agrar Polska Łukasz Pergoł, rolnik z woj. warmińsko-mazurskiego, członek Stowarzyszenia PTR i przewodniczący Rady do spraw Młodych Rolników przy Krajowej Radzie Izb Rolniczych.
Natalia Żyto: upadł, bo zdradził tych, którzy go stworzyli
Natalia Żyto, była współpracowniczka Michała Kołodziejczaka w AGROunii skwitowała sprawę jednoznacznie: – W polityce najważniejsze są te decyzje, które przywracają sens wspólnemu działaniu. Decyzja premiera właśnie taka była: nieunikniona.
– Michał Kołodziejczak upadł nie dlatego, że miał przeciwników. Upadł, bo zdradził tych, którzy go stworzyli i nieśli przez lata. Tych, którzy dawali mu siłę, gdy sam jej nie miał. Karma w polityce ma jedno imię: dymisja. I zawsze wraca! – dodała.
"Jak ASF nas niszczył powiedział, że jest w Japonii i nie ma czasu"
Adrian Wawrzyniak z Solidarności RI też nie ma dobrego zdania o byłym już wiceministrze Kołodziejczaku.
- Koniec balowania i zwiedzania świata za podatki ciężko wypracowane przez podatników. Koniec pogardy wobec dokonań organizacji rolniczych i pracy samych rolniķów - napisał w mediach społecznościowych.
Także Sławomir Izdebski z OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych skomentował dymisję Kołodziejczaka.
- Michał Kołodziejczak stracił resztki wiarygodności. Po takiej kompromitacji nie ma już powrotu na wieś w roli rzecznika rolników. Rolnicy nie zapominają – i nie potrzebują politycznych turystów, tylko prawdziwych reprezentantów, którzy nie znikają, gdy robi się trudno - podkreślił Izdebski.
- Nie, żebym specjalnie żałował tego polityka, który mógł być drugim Andrzejem Lepperem. Wybrał drogę na skróty, która zaprowadziła go na polityczne manowce - tak odejście wiceministra skomentował europoseł Tomasz Buczek, który brał udział w protestach rolników.
Z kolei Szymon Sargalski ze Związku Zawodowego Rolników „Samoobrona" poinformował, że nie szkoda mu Kołodziejczaka.
- Jak ASF niszczył gospodarstwa i prosiliśmy go na początku 2024 roku, żeby przyjechał, to powiedział, że „jest w Japonii i nie ma czasu”. Tylko że potem przez cały rok też tego czasu nie znalazł. To nie jest człowiek, który stał przy rolnikach, kiedy było naprawdę źle. I nie chodzi tylko o niego. Całe ministerstwo działało jakby w ogóle nie wiedzieli, co się dzieje na polskiej wsi. Zamiast pomagać, siedzieli w papierach, rozporządzeniach, ustawach albo w mediach - podkreśla Sargalski.
Działacz Samoobrony apeluje do Kołodziejczaka, by nie próbował robić z siebie drugiego Leppera.
- Bo to jest obraza dla śp. Andrzeja Leppera, który był z nami, z ludem, który walczył o rolników i nie uciekał za granicę, kiedy robota była do zrobienia. Oby miał chociaż trochę godności i nie wykorzystywał pamięci Leppera do budowania swojej kariery na nowo, bo w moich oczach jako związkowca Samoobrony to obelga. - tłumaczy i ocenia, że Kołodziejczak nie zrobił nic, żeby organizacje rolnicze miały większy głos.
Krzysztof Zacharuk