Polscy rolnicy biorą sprawy w swoje ręce
Rolnicy w tym roku stanęli przed problemem: warzywa zalegają i gniją w polu, bo brakuje rąk do pracy i środków na zbiór, a skupy i przetwórnie nie są zainteresowane polskim towarem lub proponują upokarzające ceny. Mariusz Balcerzak, rolnik i hodowca trzody chlewnej z Pruszcza koło Bydgoszczy, mówi wprost: - Sytuacja wymusza działanie. Nie mieliśmy podpisanych kontraktów. Wszystko sprzedaję na wolnym rynku. Giełdy czy pośrednicy się nie kalkulują, dlatego postawiłem na sprzedaż bezpośrednio. Ludzie przyjeżdżają nawet 40-50 kilometrów, żeby kupić świeży produkt.
Akcje takie jak „Warzywa Prosto Od Rolnika” w Grzebienisku czy inicjatywy na Facebooku Mariusza Balcerzaka z Pruszcza koło Bydgoszczy i Gospodarstwa Rolnego Andrzej Urbanek z woj. podkarpackiego pokazują, że samodzielna akcja rolników pozwala uratować plony, odzyskać koszty produkcji i dać konsumentom zdrowy produkt.
Nadprodukcja i ryzyko stawiania na jedną uprawę
Rolnik Mariusz Balcerzak podkreśla też, że wbrew opiniom ministra rolnictwa nie ma mowy o nadprodukcji: - Mówienie, że jest jakaś nadprodukcja, to nieprawda. U nas ziemia praktycznie nigdzie nie schodzi, a wszystko, co wyprodukujemy, jest potrzebne.
Rolnik krytykuje również propozycję ministra rolnictwa, jaką jest ograniczenie uprawy do jednej rośliny - Mówiono, żeby skoncentrować się na jednej uprawie. To ryzykowne. Albo człowiek zarobi, albo straci wszystko. Ja mam produkcję mieszaną: kalafiory, brokuły, marchew, buraki, cebulę, ziemniaki i truskawki, bo wtedy mogę cokolwiek uratować. Gdyby wszystko postawić na jedną roślinę i coś nie wypali, to byłaby katastrofa. Rolnik uważa, że takie ograniczenia tworzą furtkę dla tanich importów i ograniczają konkurencyjność polskich producentów: - To samo było z mlekiem. Limity tylko zaszkodziły rolnikom i pozwoliły sprowadzać tani produkt z zagranicy. Teraz ryzyko jest podobne.
Wysyłka i odbiór. Nowa codzienność rolników
Sprzedaż wysyłkowa staje się już dla rolników codziennością. Wysyłają paczki z warzywami do paczkomatów lub bezpośrednio do klientów kurierem, a zainteresowanie przekracza ich oczekiwania. - Telefony i wiadomości są bez przerwy - kilka tysięcy zamówień! Miliony wyświetleń. Każdy chce pomóc, wesprzeć. To naprawdę daje kopa do pracy - mówi Mariusz Balcerzak.
Zapotrzebowanie jest tak duże, że czas realizacji rośnie, a kurierzy coraz częściej nie mieszczą wszystkich paczek w jednym busie. To pokazuje, że konsumenci chcą polskich produktów i są gotowi wspierać lokalną produkcję.
Sprzedaż prosto z pola
Rolnicy otwierają też pola dla klientów. W Pruszczu kalafiory i brokuły kosztują 5 zł za sztukę, w sklepie z importu od 10 zł. Rolnik mówi: - Każdego dnia tniemy świeże produkty. Ludzie widzą, jak wyglądają warzywa. To zupełnie co innego niż w sklepie, mówią. Sprzedaż bezpośrednia pozwala też minimalizować rolnikom straty i zachować dobrą cenę, a konsumenci chwalą smak.
Przetwórnie pod znakiem zapytania
Nie tylko rolnicy mają problem, bo okazuje się, że lokalne przetwórnie również stoją przed wyzwaniem. Balcerzak wyjaśnia: - Niektóre przetwórnie ledwo działają. Truskawki czy brukselki, które normalnie trafiały do zakładów, teraz nie są odbierane. To cena hurtowa dużo niższa niż detaliczna, więc zysku nie ma. Oni sami sobie podcinają skrzydła, sprowadzając tanie produkty i ograniczając nasz rynek. To pokazuje, że tradycyjne kanały sprzedaży zawodzą, a rolnicy muszą szukać alternatyw, by nie zmarnować plonów.
Realizacja zamówień - praca dniem i nocą
Obsługa zamówień to ogromne wyzwanie. To też strategia. Balcerzak mówi: - Wysyłka angażuje całą rodzinę, są też pracownicy. Trzeba to wszystko zapakować. To nowe, dodatkowe zajęcia dla rolnika. Zamówienia spływają z całego kraju, są też liczne zapytania nadchodzące zza granicy.
Konsumenci chcą polskich warzyw
Komentarze w sieci pokazują, jak duże jest zaufanie i sympatia do rolników. Ludzie doceniają smak i świeżość towaru. I choć sytuacja w rolnictwie pozostaje trudna, to takie inicjatywy sprzedaży bezpośredniej pokazują drugą stronę medalu: aktywność, wsparcie klientów i realne rozwiązania, które chronią plony przed stalerzowaniem lub gniciem w polu. Rolnik podsumowuje: - Działamy sami i widzimy, że można sprzedać warzywa po uczciwej cenie, prosto do konsumenta. To daje nadzieję i sens całej pracy.
Kryzys wyjdzie rolnikom na dobre?
Cała tegoroczna sytuacja z warzywami i owocami, choć trudna dla producentów, przyniosła też niespodziewany efekt. Dzięki nagłośnieniu problemu w mediach, konsumenci masowo ruszyli wspierać polskich rolników. Wiele gospodarstw odnotowało tak ogromne zainteresowanie, że serwery padły, a telefony dzwoniły bez przerwy.
To pokazuje, że mimo kryzysu w skupach i przetwórstwie, rolnicy nawiązali bezpośredni kontakt z klientami, a konsumenci świadomość, że kupując prosto od rolnika, pomagają nie tylko gospodarstwom, ale dostają towar najwyższej jakości.
Oczywiście wiadomo, że sprzedaż prosto z pola czy przez internet to handel detaliczny, „na deser” a nie realna alternatywa dla dużych kontraktów z przetwórniami. Mimo to cieszy, że w tej trudnej sytuacji udało się nagłośnić problem i zainteresować Polaków kupowaniem bezpośrednio od rolników.
źródło: wywiad własny
Agnieszka Sawicka
