
Rolnik z Mazowsza: wyprzedałem krowy, które mógłbym jeszcze podoić
Przeniesienie wirusa pryszczycy na Węgry i Słowację dobitnie pokazało polskim rolnikom, jak niebezpieczna jest to choroba i jak dramatyczne są skutki jej wystąpienia. Konieczność wybicia wszystkich stad, w których zlokalizowano ogniska wirusa oraz ubój prewencyjny zdrowych zwierząt w promieniu 3 km spowodował ogromne straty finansowe i gospodarcze w państwach dotkniętych przez chorobę. Dlatego polscy rolnicy coraz częściej podejmują decyzję o sprzedaży np. krów mlecznych przeznaczonych na rzeź, które nie są zacielone, ale dają jeszcze zadowalające ilości mleka, ponieważ boją się, że gdy pryszczyca przedostanie się do Polski, stracą o wiele więcej, niż parę złotych na sztuce.
– Nastąpiła lekka panika, bo mówią, że jak będzie pryszczyca, to wybiją wszystkie sztuki. Sam wyprzedałem krowy, które mógłbym jeszcze podoić, bo dawały po 30 l mleka, ale nie były cielne. Zdecydowałem, że nie będę czekać, tylko sprzedam – mówi Waldemar Plantowski, prezes Mazowieckiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka, dodając, że spadki cen skupu są efektem zwiększonej sprzedaży bydła przez rolników.
– Ceny krów tak nie spadły, bo cena mleka jest satysfakcjonująca, ale byki poubojowo kosztują 2 zł mniej. To sporo. Zakłady obniżają ceny, bo rolnicy sprzedają bydło w obawie przed pryszczycą, ale może być również tak, że stawki są sztucznie obniżane przez skupy w związku z sytuacją na Słowacji – dodaje Plantowski.
Zobacz też: Byki tanieją. Jakie są aktualne ceny bydła w Polsce? [SONDA]
"Rolnicy się uspokoili, a cena bydła powoli wzrasta"
Zdaniem Jacka Klimzy, prezesa Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego, panika wśród rolników powoli się wycisza, choć faktycznie przez około 2 tygodnie był problem ze sprzedażą bydła, bo skupy się nie wyrabiały.
– Rolnicy się uspokoili, choć przez ok. 2 tygodnie trwała panika i w obawie przed pryszczycą sprzedawali bydło. Doprowadziło to do tego, że rzeźnie zaczęły opuszczać ceny, np. byk poubojowo kosztował 2 zł/kg mniej, ale wydaje mi się, że odbiorcy rzeźni wyczuli sytuację i też zaczęli opuszczać im ceny. Dlatego od początku tego tygodnia cena zaczęła rosnąć, bo towaru nie ma już aż tak dużo. Przypuszczam, że cena powoli wzrośnie, a może się zdarzyć, że będzie nawet wyższa niż była. Rzeźnie odbierają na bieżąco, kolejki na zapisy się skończyły – uspokaja Klimza.
Plantowski: granice powinny być uszczelnione
Jak przyznaje prezes MZHBiPM, rolnicy nie czują się pewnie, bo choć dotychczas mieli do czynienia z wieloma chorobami, to żadna z nich nie była tak zjadliwa, jak pryszczyca. Ich nastrojów nie poprawiają wiadomości, które docierają z mediów o nielegalnym przewozie cieląt w busach przez niestrzeżone granice Polski ze Słowacją.
– Ludzie są trochę niepewni, bo pryszczycy u nas nie było. Inne choroby bruceloza, białaczka, nie są tak zjadliwe, jak pryszczyca, bo przez nią wybija się całe stado i wszystkie zwierzęta w promieniu 3 km. Każdy zaczyna się trochę zastanawiać, co będzie, skoro nie mamy uszczelnionych granic. Co z tego, że na głównych przejściach służby stoją, jak bocznymi przewożą cielaki w jakiś busach. Niby ze stref nieskażonych, ale to różnie może być – zastanawia się Plantowski.
"Jeśli zabiją całe stado, jak pospłacamy kredyty?"
Zdaniem rolnika, nie ma co się dziwić hodowcom bydła, że podejmują decyzję o jego wcześniejszej sprzedaży, bo jeśli pryszczyca zostanie zawleczona do Polski, to ceny mogą spaść nawet o 1/3.
– Jeśli okaże się, że w Polsce jest pryszczyca i zostanie wprowadzony zakaz sprzedaży mięsa wołowego czy mleka, to ceny spadną od razu o 1/3. Dzisiaj za krowę rzeźną rasy HF poubojowo można wziąć 22,60 zł netto, nawet 23,00 zł, a co będzie, gdy obniżą o 1/3? Lepiej jest sprzedać teraz, niż za dwa, trzy tygodnie. Bo jak będzie pryszczyca, nie sprzedasz w ogóle – przyznaje Plantowski.
Jak mówi rolnik, trzeba zrobić wszystko, by wirus pryszczycy nie został przeniesiony do Polski, bo rolnicy, którzy mają kredyty do spłacenia, w momencie wydania nakazu o uboju całego stada, utracą jedyne źródło dochodu. A pomoc od państwa nie wystarczy dla wszystkich.
– Granice powinni uszczelnić całkowicie. Każdy rolnik ma jakieś kredyty, czy to inwestycyjne, obrotowe, suszowe czy pomocowe od państwa. Jeśli dzisiaj zabiją całe stado bydła, to jak ja czy moi koledzy będziemy spłacać te kredyty. Niby pomoc ma być od państwa, ale jak to będzie liczone, a jak będzie nas dużo, to skąd weźmie się pieniądze? Przecież hodowców jest masa – podsumowuje Plantowski.
Justyna Czupryniak-Paluszkiewicz