Podlaska Izba Rolnicza staje w obronie gospodarstwa z Łomży
W oficjalnym piśmie z dnia 21 października, Podlaska Izba Rolnicza zwróciła się do prezydenta Łomży, Mariusza Chrzanowskiego, wyrażając swój sprzeciw wobec planowanej budowy bloku mieszkalnego przy gospodarstwie, które od ponad stu lat funkcjonuje przy ulicy Raganowicza w Łomży. To nie jest zwykłe siedlisko, to wielopokoleniowa hodowla około 50 sztuk bydła i 50 świń.
- To miasto przyszło do rolnika, a nie rolnik do miasta - podkreśla Izba, wskazując, że inwestycja zagraża nie tylko temu konkretnemu miejscu, ale i zasadom planowania przestrzennego.
O sprawie pisaliśmy tutaj: "Postawią blok przy mojej oborze”. Rolnik z Łomży był tu pierwszy, teraz walczy o przetrwanie
Zbyt blisko, zbyt wysoko, zbyt niebezpiecznie
W piśmie Podlaska Izba Rolnicza wylicza konkretne zagrożenia takiej inwestycji w sąsiedztwie gospodarstwa: uciążliwości zapachowe, hałas, owady, a przede wszystkim ryzyko konfliktów społecznych. Blok, którego mieszkańcy zyskają balkony z widokiem na obory, stanie w bezpośredniej odległości od budynków inwentarskich, bo zaledwie kilka metrów od granicy siedliska rolnika.
Izba ostrzega, że to gotowy przepis na spory i skargi: mieszkańcy będą domagać się ograniczeń w hodowli, a to może doprowadzić do faktycznego zablokowania działalności rolniczej.
Ład przestrzenny to nie pusty zapis
Podlaska Izba Rolnicza zwraca uwagę, że zgodnie z zasadami planowania przestrzennego między zabudową mieszkaniową a obiektami inwentarskimi powinna być zachowana minimalna odległość 100 metrów. Tu ten warunek nie jest spełniony.
Działka, na której ma stanąć blok, ma zaledwie około 10 arów. To za mało, by pomieścić sześciopiętrowy budynek z parkingiem podziemnym i infrastrukturą. Efekt? Nadmierne zagęszczenie, brak przestrzeni technicznej i ryzyko, że codzienne funkcjonowanie gospodarstwa stanie się po prostu niemożliwe.
Dojdą korki, hałas i cienie
Izba ostrzega również przed skutkami, które mogą wydawać się mniej oczywiste, ale uderzą w rolnika równie mocno: zacienienie domu i części rekreacyjnej, pogorszenie warunków bytowych, utrudnienia w poruszaniu się dużymi maszynami rolniczymi po wąskiej ulicy Raganowicza.
- Potencjalni lokatorzy będą parkować na drodze dojazdowej do gospodarstwa - czytamy w piśmie izby. Dla rolnika, który codziennie wyjeżdża na pola, to nie detal, tylko realne ryzyko paraliżu pracy.
Apel o zdrowy rozsądek i szacunek
Podlaska Izba Rolnicza wnioskuje o wycofanie zgody na inwestycję i o dostosowanie zabudowy do obowiązujących zasad planowania. W piśmie pojawia się też apel o poszanowanie stref ochronnych, zarówno tych dotyczących ujęcia wody „Jantar”, jak i jednostki wojskowej.
- Inwestycje mieszkaniowe muszą być realizowane z poszanowaniem istniejących funkcji terenów rolniczych, aby unikać konfliktów i zapewnić harmonijny rozwój zarówno wsi, jak i miasta - podsumowuje Izba.
Rolnik: „Byłem tu pierwszy”
Ten apel to nie teoria, tylko głos w obronie konkretnego człowieka, który z rodziną od pokoleń prowadzi gospodarstwo przy tej samej ulicy. Ma 18 hektarów ziemi, kolejne dzierżawi, pracuje z ojcem i synem.
- Ja naprawdę jestem rolnikiem z krwi i kości - mówi. - Mam zwierzęta, dbam o nie, inwestuję, spłacam kredyty. I byłem tu pierwszy.
A dziś musi walczyć o coś więcej niż o własne podwórko, bo o prawo do normalnej pracy w miejscu, w którym żyli jego przodkowie.
Tam, gdzie kończy się wieś, a zaczyna miasto
Sprawa rolnika z Łomży trafiła do mediów i lokalnego Stowarzyszenia Dla Powiatu, które zapowiedziało również wsparcie. Na razie w urzędzie trwa postępowanie dotyczące warunków zabudowy. Rolnik jest w nim stroną, ale decyzji jeszcze nie ma. Cokolwiek się wydarzy, ten przypadek już pokazuje, jak cienka jest granica między rolniczym dziedzictwem a miejskim planowaniem.
źródło: PIROL, wywiad własny
Agnieszka Sawicka
