O’dolinka – koło gospodyń z niezwykłej wsi o poetyckiej historii
Na rozmowę umówiłam się z Teresą Dalasińską – przewodniczącą O’dolinek. Skąd ta arcyciekawa nazwa? Od Odolionu, czyli nazwy wsi. A ta skąd?
– Nigdy nie pamiętam, czy to był marsz wojsk napoleońskich na Moskwę, czy ich powrót. W każdym razie w naszej okolicy stacjonowały i tu też toczyły się walki. Poległ tu francuski generał Odo Lyon. Nie jest u nas pochowany, ale od jego imienia i nazwiska nazwę wzięła nasza wieś – opowiada Teresa.
Koło w mig! Jak gospodynie z Odolionu reaktywowały swoją grupę
Lata temu w Odolionie istniało koło. Należała do niego mama Teresy, ale „umarło śmiercią naturalną”. Mieszkanki postanowiły ponownie się zrzeszyć w 2016 roku. A kiedy w 2018 roku weszła ustawa o kołach, popędziły do Agencji i jeszcze w grudniu zdążyły się zarejestrować. Były podobno pierwszym zarejestrowanym kołem w powiecie aleksandrowskim. Do koła panie zapisały natychmiast swoich mężów, o których mówią: „techniczni”.
– Pomagają nam w cięższych pracach. Zaraz jadą z nami do Zarzeczewa na festiwal Miodowe Lato, gdzie odbędzie się też III etap Bitwy Regionów. Wygrałyśmy etap powiatowy, a w Zarzeczewie będzie finał wojewódzki. Szykujemy na festiwal potrawę z miodem – to już tradycja. W tym roku ma być jeszcze z mlekiem. Miód, bo to impreza pszczelarska. Zaprezentujemy kawówkę, czyli nalewkę z mleka i kawy słodzoną miodem. Podgrzewa się skondensowane mleko, a potem dodaje miód. Na końcu odrobina rozpuszczalnej kawy i spirytus. Koleżanka upiecze szarlotkę z miodem i będą lody – opowiada Teresa.
Sekretne przepisy O’dolinki – czarnina, bigos i pierogi, które podbijają konkursy
Koło powstało, jak w wielu miejscach, żeby wyciągnąć mieszkańców z domów, sprzed telewizorów. Zaczęło jeździć po festynach i konkursach kulinarnych, na których z łatwością zdobywało laury.
– Niech mnie pani nie pyta, gdzie i kiedy, bo my już nie pamiętamy, ale zawsze to jest albo pierwsze, albo drugie miejsce. Dostajemy w nagrodę bemary, patelnie, a ostatnio też nagrody pieniężne. W Bitwie „powiatowej” wygrałyśmy 2 tys. zł. Czym wygrywamy? No właśnie jesteśmy znane z pierogów ruskich. Uwielbiam je. Sezonowo robimy też z kapustą i grzybami. Przygotowujemy również golonki w kapuście i naszą sztandarową czarninę, którą mistrzowsko robi nasza koleżanka. Zawsze jadłam wyłącznie czarninę mojej mamy. Kiedy umarła, pomyślałam: „Oj, ja już czarniny nie zjem”. Nigdy nie odważyłam się zjeść żadnej innej. Aż tu nagle okazało się, że Agata robi konkurencyjną. Dodaje do niej podobno cząber. Na etapie powiatowym podałyśmy czarninę i cząbrówkę, czyli nalewkę. Jest jeszcze nasz bigos – koleżanka poprosiła mnie kiedyś o przepis, bo powiedziała, że nigdy nie jadła lepszego od naszego. A ja jej na to, że nie mam pojęcia o przepisie, bo my go robimy gremialnie. Spotykamy się, gotujemy i co która przejdzie koło gara, to spróbuje i coś dorzuci. Ten nasz bigos to zlepek smaków – mówi rozbawiona przewodnicząca i dodaje, że na pewno są w nim śliwki.
Warsztaty kulinarne i florystyczne – gospodynie wciąż się rozwijają
Koło prowadzi działalność charytatywną. Od 2023 roku realizują założenie, że kiedy coś zarobią na sprzedaży produktów, część pieniędzy przeznaczają na potrzebującą pomocy na leczenie koleżankę.
Rok temu gmina zafundowała kołu półroczne warsztaty kulinarne. Co miesiąc do Odolionu przyjeżdżała dietetyczka i organizowała gotowanie tematyczne. Raz po amerykańsku, innym razem po meksykańsku. Teresa najlepiej pamięta tacosy i trzy pikantne sosy. W październiku planują warsztaty florystyczne.
– W tym roku z Agencji dostałyśmy 9 tys. zł. Oddano nam w użytkowanie remizę. Możemy gotować, więc kupiłyśmy z dotacji dużą stojącą patelnię przemysłową. Możemy w niej robić też bigos. W planach mamy zmywarkę. A część pieniędzy przeznaczamy na wyjazd integracyjny do Zakopanego. Jeździmy po Polsce – byliśmy w Gdańsku, w Kazimierzu nad Wisłą, w Mrągowie – mówi Teresa i dodaje, że jeżdżą też na termy do Uniejowa.
Są zlepkiem charakterów i zawodów, jak mówi przewodnicząca. O jednej z koleżanek mówią „reżyserka”.
– Ela jest uzdolniona artystycznie. Przygotowuje dla nas skecze. Uczy nas i się denerwuje, że nie bierzemy tego na poważnie albo że nie nauczyłyśmy się na pamięć – mówią panie.
Gospodynie i poeci – Stachura, Biała Lokomotywa i kulinarne wsparcie festiwalu
Teresa, opowiadając o uzdolnionych znajomych, zdradza, że w sąsiednim Łazieńcu koleżanka Marzena organizuje festiwal poetycki „Biała Lokomotywa”. Brzmi mi podejrzanie znajomo, więc pytam Teresę, czy wie, skąd ta nazwa.
– A, był taki poeta – Stachura. Urodził się tu, znałam go nawet, jeździliśmy razem pociągiem. Robimy z kołem na ten zjazd poetów coś do jedzenia, zawsze coś wegetriańskiego – mówi.
Już wiem, że wybierzemy się do Łazieńca i stowarzyszenia „Cudne manowce”, żeby posłuchać o festiwalu i wiejskich korzeniach Edwarda Stachury.
Karolina Kasperek
