StoryEditorRodzina

Połączył ich Kącik Samotnych Serc w Tygodniku Poradniku Rolniczym

24.03.2018., 16:03h
Poznali się w dość nietypowy sposób. Zeswatała ich Czytelniczka „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, która – w tajemnicy przed przyjaciółką – wysłała w jej imieniu ogłoszenie do „Kącika Samotnych Serc”. Dziś Sylwia i Mariusz są szczęśliwym małżeństwem z 3-letnim stażem. – Miłości czasem trzeba trochę pomóc – mówi pani Ewelina, która właśnie kojarzy następną parę za pośrednictwem naszej gazety.
Do redakcji „Tygodnika Poradnika Rolniczego” dotarł e-mail, w którym Czytelniczka pochwaliła się swoimi sukcesami w swataniu samotnych koleżanek. Dzięki nam jej przyjaciółka odnalazła swoją drugą połówkę. – Mój mąż się śmieje, że gdybym była wolna, znalazłabym sobie kogoś w „Kąciku Samotnych Serc” – opowiada Ewelina.

Do tanga trzeba dwojga

Wszystko zaczęło się sześć lat temu – wtedy Ewelina poznała Sylwię, dwudziestokilkuletnią, młodą kobietę, z którą szybko znalazła nić porozumienia. Obydwie były samotne. Łączyło je poczucie humoru i dystans do siebie. Świeżo upieczone przyjaciółki często umawiały się na kawę, spacery i plotki. Często żartowały ze swojego staropanieństwa, a tematem ich rozmów często byli mężczyźni.

Jesienią poznałam mojego przyszłego męża – opowiada Ewelina. – Szkoda mi było Sylwii, więc pomyślałam o jego koledze. Kilka razy się z nim spotkała, ale okazało się, że to nie to.

W 2013 roku Ewelina wyszła za mąż. Tuż po weselu pojechała z odwiedzinami do rodziców, prenumeratorów „Tygodnika”. Na stole leżała gazeta. Z ciekawości zajrzała do środka, a jej uwagę przykuł „Kącik Samotnych Serc”.

Przewertowałam oferty, ale żaden z kandydatów nie zainteresował mnie. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i napisać anons w imieniu Sylwii. Podałam mój adres, żeby sama wybrać list od najciekawszego  – mówi Ewelina.

Opowiedziała mamie o swoim pomyśle. Wspólnie zredagowały ogłoszenie i wysłały. Ewelina zadzwoniła do przyjaciółki z tajemniczą informacją, że wkrótce listonosz może ją częściej odwiedzać. Po kilku tygodniach anons ukazał się w gazecie.

Sylwia jest nieśmiała, więc z pewnością sama nie odważyłaby się na ten krok – przekonuje Ewelina.



  • Wszyscy potrzebujemy miłości. Nie wstydźmy się, że jej szukamy. A nasz „Tygodnik” jest świetnym do tego narzędziem

Z dnia na dzień przybywało listów, które wkrótce Ewelina przekazała zaskoczonej Sylwii. W międzyczasie wciąż poszukiwała idealnego partnera dla przyjaciółki – tym razem w lokalnej prasie. Bardzo spodobała się jej oferta pewnego „Samotnego Wodnika”. Chwyciła za słuchawkę i opowiedziała koleżance o ofercie. „To ktoś idealny dla ciebie, koniecznie napisz!”. A Sylwia na to: „Ale ja już chyba znalazłam, to list fajnego chłopaka z »Tygodnika«. Jeśli nie odpisze, pokażesz mi „swojego”.

Odpisał. Okazało się, że ma na imię Mariusz, mieszka na Pomorzu i bardzo dokucza mu samotność.

Sylwii nie zniechęciła nawet odległość – wówczas mieszkała w okolicach Łowicza. Z Mariuszem potrafiła godzinami „wisieć” na słuchawce. Obydwoje marzyli o rodzinie, nie wyobrażali sobie życia poza rolnictwem. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Trzymałam kciuki za ich pierwszą randkę – wspomina Ewelina.

W cztery oczy

Na pierwsze spotkanie umówili się w niewielkiej kawiarni w Łowiczu. Mariusz przyjechał z bukietem kwiatów, czym bardzo ujął Sylwię. Nie wiadomo jak na rozmowie spędzili aż dwie godziny. Żadnej krępującej ciszy, stresu, niedopowiedzeń. Mężczyzna zaimponował kobiecie poczuciem humoru, pewnością siebie i przebojowością. Ona ujęła go ciepłem, spokojem i pogodą ducha.

Jeździli do siebie przez rok. A w dniu urodzin oświadczył się! – opowiada Ewelina. – Miesiąc później Sylwia przedstawiła mi swojego wybranka. Zrobił na mnie bardzo miłe wrażenie. Facet, który wie, czego chce, bardzo rozgadany – dodaje. – Opowiedziałam o moim pomyśle z ogłoszeniem, wspomniałam od razu, że miałam też innego kandydata, z lokalnej prasy. „Jaki miał pseudonim?” – zapytał Mariusz. „Samotny Wodnik”. „To byłem ja!”. Zacytował treść ogłoszenia i okazało się, że nasze wybory padły na tę samą osobę. Dziś śmiejemy się, że byli sobie pisani.

Jeszcze tego samego dnia narzeczeni odwiedzili Ewelinę – Mariusz wręczył jej kwiaty i zapytał, czy zgodzi się zostać świadkiem na ich ślubie. Nie wyobrażał sobie innej osoby niż ta, która odnalazła jego „drugą połówkę”. Ewelina nie odmówiła. W październiku 2015 roku odbył się ślub.

Wesele było wspaniałe. Sylwia i Mariusz mają plany na życie. Szkoda tylko, że wyjechała na Pomorze, do męża. Remontują sobie piętro w jego rodzinnym domu. Prowadzą gospodarstwo i są szczęśliwi. A ja z nimi – mówi Ewelina

Nie poddawać się

O matrymonialnych sukcesach Eweliny dowiedziała się jej koleżanka z gimnazjum, której doskwierała samotność.

Rada, nie rada, znów pomyślałam o „Tygodniku Poradniku Rolniczym” – mówi Ewelina. – Napisałam do Was pod koniec ubiegłego roku. Poinformowałam koleżankę, że zamieściłam jej ogłoszenie.Nie wierzyła, że to zrobiłam. Obawiała się, że będą pisać sami „desperaci” – żartuje Ewelina.

Tym razem podała adres koleżanki. Przyszło już kilkadziesiąt listów. Na razie nie „zaiskrzyło”, ale Ewelina jest dobrej myśli. Przyznaje, że poszukiwanie wybranka za pośrednictwem gazety może wydać się komuś dziwaczne, ale to sposób skuteczny.

Piszą naprawdę mądrzy i fajni faceci. Listy są szczere, panowie piszą prostymi słowami. Trzeba im tylko dać szansę – mówi Ewelina. – Na pierwszy rzut oka wybór jest trudny. Aż korciło mnie, żeby do kilku panów napisać, by nie rezygnowali, dalej szukali, bo na pewno ktoś na nich czeka. Jestem pewna, że nie warto się poddawać, bo każdemu należy się odrobina szczęścia w miłości.

Małgorzata Janus
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
19. kwiecień 2024 12:26