
Jak rolnicy przeszli na tucz kontraktowy?
Wcześniej ich rodzice utrzymywali 60 loch i zajmowali się produkcją tuczników w cyklu zamkniętym. Ojciec Ireneusz jako prezes Stowarzyszenia Producentów Trzody Chlewnej „Farpol” był zaangażowany w zrzeszanie rolników i wspólne działania, zwłaszcza w momentach kryzysu na rynku świń.
– Był czas, kiedy myśleliśmy o tym, aby postawić nowy budynek na 150 loch. Niestety, kolejna zapaść na rynku nas zniechęciła i zrezygnowaliśmy z tego pomysłu – mówi Dariusz Góra.
Trudne czasy, jakie nastały dla produkcji trzody chlewnej, sprawiły, że bracia podjęli decyzję o rezygnacji z produkcji w cyklu zamkniętym.
W 2020 roku rozpoczęli budowę nowych tuczarni. Wybudowali niezależnie dwa bliźniacze budynki inwentarskie o obsadzie po 1100 tuczników każdy. Ponieważ ryzyko budowy chlewni i produkcji na własną rękę było coraz większe, zdecydowali się na inwestycję w ramach współpracy na umowę z dostawcą prosiąt i jednocześnie odbiorcą – firmą Gobarto.
Stabilny dochód w niepewnych czasach – zalety programu Gobarto 500
– Stały dochód i pewne pieniądze powodują, że wiemy, na czym stoimy. To główny powód przejścia na program Gobarto 500. Wiedząc, co nas czeka za rok, łatwiej możemy wszystko planować. Nie musimy przejmować się tzw. świńskimi górkami i dołkami, a tych okresów z kryzysami było w ostatnich latach więcej niż z dobrą ceną skupu tuczników. Nawet jeśli przychodzi wysoka cena za żywiec, to utrzymuje się maksymalnie kilka tygodni. My mamy ceny skupu gwarantujące zarobek niezależnie od sytuacji rynkowej – twierdzi Radosław Góra.
Jak przekonuje, dzięki stabilizacji finansowej rozbudowali park maszynowy i cały czas się rozwijają. W momencie wzrostu stóp procentowych i inflacji umowa zapewniła im zwiększenie stawki płaconej do każdej odstawionej do ubojni sztuki.
– Zanim weszliśmy w tucz kontraktowy, jeden rzut zrobiliśmy w oparciu o warchlaka kupowanego z rynku i nawet udało nam się wstrzelić w niską cenę warchlaków, a dobrą sprzedanych tuczników. Zarobiliśmy jakieś 150 zł na tuczniku, więc wyszło naprawdę dobrze. Jednak z tyłu głowy mieliśmy myśl, że następnym razem może się to nie udać i trzeba będzie dołożyć, tym bardziej że cena prosiąt zaczęła rosnąć. Pomimo namowy rodziców na kolejny rzut na wolnym rynku nie zdecydowaliśmy się zaryzykować – dodaje pan Dariusz.