– Koszty uprawy kukurydzy u nas na Podkarpaciu są bardzo wysokie, jest to też uprawa najbardziej pracochłonna ze wszystkich roślin pastewnych. Pod kukurydzę co roku trzeba uprawić ziemię, a jadąc pod górę traktor spali znacznie więcej paliwa. Trzeba doliczyć koszt nawozów, środków ochrony roślin no i usługowego zbioru kukurydzy na kiszonkę. Razem wychodzi pokaźna suma. Zaś uprawy koniczyny odnawiamy co 3 lata. Zbieramy ją sami, gdyż mamy prasę zwijającą i owijarkę. Oczywiście nie dostarczy krowie tyle energii co kiszonka z kukurydzy, ale nasze krowy rasy simentalskiej nie są pod tym względem tak wymagające jak hf-y. Z drugiej strony, koniczyna ma stosunkowo dużo białka i jest mlekopędna – podkreślił Stanisław Roś, dodając, że kiedyś, gdy jeszcze suszył na polu koniczynę i zbierał ją jako siano, uprawy odnawiał rzadziej bo co 5 lat. Powód był prosty, nasiona koniczyny wykruszały się podczas suszenia i dawało to efekt podsiewu.
Rolnik sporządza sianokiszonkę z pierwszego i drugiego pokosu koniczyny, która stanowi podstawową paszę w okresie zimowym. Zaś trzeci odrost koniczyny użytkowany jest w formie wypasu. Krowy na pastwiska...