Wojna pokrzyżowała plany. Jak drożejąca inwestycja zmieniła ich gospodarstwo
– Gdyby nie wybuch wojny na Ukrainie, zapewne dziś użytkowalibyśmy nową oborę – z nieskrywanym żalem powiedział nam na wstępie naszej wizyty Jacek Woźniak. – Wówczas koszty inwestycji opiewające pierwotnie na 3 mln złotych wzrosły dwukrotnie – do 6 mln i mocno obawialiśmy się czy tak wysokim wydatkom podołamy.
I chociaż, jak na razie, nowy obiekt dla bydła w gospodarstwie nie powstał, to państwo Woźniakowie w bardzo funkcjonalny sposób, z ogromną dbałością o zachowanie maksymalnego dobrostanu zwierząt, zaadaptowali na potrzeby mlecznego stada niemal wszystkie pomieszczenia w siedlisku.
Bo tak naprawdę mleczna specjalizacja rozpoczęła się w gospodarstwie 6 lat temu, kiedy to zniknęły z niego ostatnie sztuki trzody chlewnej. Wcześniej zajmowano się zarówno produkcją mleka (w oborze stało 25 krów), jak i trzody chlewnej. Odstąpienie gospodarzy od planu budowy nowej obory, przy jednoczesnym dążeniu do zwiększenia mlecznego pogłowia uruchomiło lawinę pomysłów na zagospodarowanie dla nich istniejących budynków. I trzeba przyznać, że udało im się to znakomicie, chociaż, jak zgodnie przyznali, ograniczeń z tym związanych jest wiele. Przebudowano i zmodernizowano dawną chlewnię, dla potrzeb bydła zaadaptowano również stodołę, a krowy mleczne utrzymywane są obecnie w połączonych ze sobą dwóch oborach uwięziowych.
Krowy w dwóch oborach i 9000 kg mleka rocznie
Całe pogłowie bydła liczy tutaj 100 sztuk, z czego 65 to krowy mleczne. Stado objęte jest oceną użytkowości mlecznej, ale – jak zaznaczył pan Jacek – jego wydajność nie jest imponująca i wynosi około 9000 kg mleka od sztuki.
Oczywiście zawsze chciałoby się doić więcej mleka, jednak wyznajemy zasadę, że zdecydowanie lepiej jest mieć sztuki, które zamiast 40 litrów mleka dziennie dają 35, ale za to są zdrowe, dobrze się zacielają i długo są użytkowane. A uzyskiwany przez nas poziom wydajności, to właśnie zapewnia– dodała Dorota Woźniak.
