Monika Kopaczel-Radziulewicz
StoryEditorProsto z gospodarstwa

Rolnik z Żuław znalazł sposób, by uratować paszę i zarobić na usługach

29.09.2025., 16:00h

Rodzinne gospodarstwo Piotr Derewecki przejął w 2007 r. Liczyło ono wówczas nieco ponad 50 ha (łącznie z dzierżawami) i 15 krów. Były to 32 ha gruntów własnych. Dziś gospodaruje na 120 ha i utrzymuje stado bydła liczące ponad 50 sztuk, w tym 25 krów mlecznych.

Jak niewielkie gospodarstwo stało się nowoczesnym biznesem rolnym?

Jak wspomina, w 2015 r. planował budowę obory na 120 sztuk bydła, ale z pomysłem ostatecznie się wstrzymał, głównie z powodu wysokich kosztów inwestycji, które na podmokłych i zalewowych terenach Żuław są jeszcze wyższe niż na tradycyjnym gruncie. Poza tym, przyszły następca – syn Krzysztof, który od października rozpoczyna dzienne studia na Wydziale Rolnictwa i Leśnictwa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, zdeklarowany jest bardziej na produkcję roślinną niż zwierzęcą.

Opasy szybciej w obrocie – sposób na większy zysk

Hodowca utrzymuje również od 15 do 20 opasów, które stara się tak żywić, by w wieku 14–15 miesięcy osiągały wagę ok. 600 kg i wówczas kierowane były do sprzedaży.

– Kiedyś opas prowadziłem przez ok. 24 miesiące, ale było to zdecydowanie za długo. Przy 15 miesiącach opasania zwrot poniesionych na niego nakładów i zysk ze sprzedaży jest szybszy. Gdyby to były rasy mięsne, to przyrosty byłyby wyższe, ale my opasamy hf-y – wyjaśnia rozmówca.

image
Pomimo że krowy cały rok żywione są TMR-em, to w sezonie pastwiskowym korzystają także z wypasu. Mają do dyspozycji ok. 1,5 ha pastwiska z wierzbowym zagajnikiem, w którym chętnie leżą i odpoczywają
FOTO: Monika Kopaczel-Radziulewicz

Duże straty paszy na Żuławach. Jak hodowca znalazł rozwiązanie?

Dla swojego stada Piotr Derewecki zawsze robił 400–500 ton kiszonki z kukurydzy na pryzmie. Podkreśla jednak, że na podmokłym terenie Żuław, często dochodziło do dużych strat paszy, które dodatkowo potęgowały również ptaki i inna zwierzyna robiąc dziury w folii.

– Zawsze w lipcu kończyła nam się kiszonka i nie mieliśmy już czym żywić krów, musieliśmy radzić sobie samą trawą i wypasem w tym okresie przejściowym. Doszliśmy do wniosku, przetestujemy przechowywanie kiszonki w rękawie. Firma usługowa „spakowała” kukurydzę w 2 rękawy, o długości 75 m. I okazało się, że w kolejnym roku dopiero na początku czerwca otworzyliśmy drugi rękaw. Oznacza to, że ok. 250 t kiszonki wystarczyło nam na dużo dłużej niż zwykle, bo nie mieliśmy tak dużych strat, jak w pryzmach. To przekonało mnie, że jest to idealne rozwiązanie dla mojego gospodarstwa i przez trzy kolejne lata korzystaliśmy z usługi – wyznaje hodowca.

image
Przy pakowaniu sieczki z kukurydzy stosowane są rękawy o średnicy 2,70 m i długościach 60 i 75 m. W rękaw 60 m wchodzi około 200 t, natomiast w 75 m ok. 250 t sieczki z kukurydzy
FOTO: Monika Kopaczel-Radziulewicz
Pozostało 67% tekstu
Dostęp do tego artykułu mają tylko Prenumeratorzy Tygodnika Poradnika Rolniczego.
Żeby przeczytać ten i inne artykuły Premium wykup dostęp.
Masz już prenumeratę? Zaloguj się
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
04. grudzień 2025 18:00