W tym tygodniu sejmowa komisja rolnictwa i zajęła się projektem ustawy, który zobowiązuje rolników do prowadzenia elektronicznego rejestru zabiegów środkami ochrony roślin. Nowe przepisy zakładają, że rolnicy będą musieli wpisywać wszystkie opryski do centralnego systemu elektronicznego. Obowiązek miałby wejść w życie 1 stycznia 2026 r., ale posłowie zaproponowali jego przesunięcie o rok – do 2027 r. Dla mniejszych gospodarstw (do 20 ha) termin miałby zostać wydłużony aż do 2028 roku.
Nowy system ma zastąpić dotychczasowe papierowe ewidencje i będzie zintegrowany z bazą ARiMR. Dane działek miałyby być przypisywane automatycznie, a dostęp do systemu możliwy tylko po potwierdzeniu tożsamości rolnika. Ewidencja oprysków ma zawierać m.in. nazwę i numer zezwolenia środka, datę zabiegu, jego miejsce i powierzchnię oraz nazwę uprawy.
Wroński: to nie żadna deregulacja, tylko regulacja plus
Zdaniem Marcina Wrońskiego, zastępcy przewodniczącego Związku Zawodowego Rolnictwa „Samoobrona” w woj. kujawsko-pomorskim, nowe przepisy nie mają nic wspólnego z uproszczeniem prawa.
– W elektronicznym rejestrze zabiegów rolnik będzie musiał podać więcej informacji niż w papierowym. Więc mamy do czynienia z regulacją plus, a nie z żadną deregulacją. Będzie musiał wpisać nazwę i numer zezwolenia środka, datę zabiegu, dawkę, miejsce (czy to pole, czy magazyn), lokalizację, nazwę uprawy i najzabawniejsze – powód zastosowania – komentuje Wroński.
"Rolnicy nie stosują oprysków dla hecy"
Według niego, obowiązek ten świadczy o całkowitym braku zrozumienia realiów pracy w rolnictwie.
– Jakby tworzył te wymogi ktoś, kto naprawdę kupował i stosował środki ochrony roślin, to na tak idiotyczne pytanie nie kazałby odpowiadać. Pestycydy to jeden z głównych kosztów produkcji. Rolnicy nie stosują ich dla hecy, tylko z konieczności – kiedy pojawia się grzyb, owady, bakterie czy chwasty – podkreśla.
Najpierw dokręcanie śruby rolnikom, potem bezcłowy import
Wroński zwraca też uwagę na szerszy kontekst: z jednej strony UE i krajowe władze nakładają na rolników coraz więcej obowiązków, z drugiej otwierają rynek na produkty z krajów, gdzie takich norm nikt nie przestrzega.
– Obecny system kontroli pestycydów w UE jest już najbardziej rygorystyczny na świecie. A mimo to dokłada się kolejne obowiązki rolnikom, jednocześnie liberalizując handel z krajami MERCOSUR i Ukrainą, gdzie nie ma takich standardów – zauważa. – To dywersja i skazywanie europejskiego rolnictwa na zagładę.
Rolnicy będą mieć problem z obsługą rejestru
Wroński nie ma wątpliwości, że dla wielu rolników – zwłaszcza tych z mniejszych i rozdrobnionych gospodarstw – nowy system będzie trudny do obsługi. Problemem będzie nie tylko sama aplikacja, ale i liczba działek, jakie trzeba będzie opisać.
– W gospodarstwach często jest więcej działek niż hektarów. To oznacza, że wprowadzanie danych ręcznie będzie czasochłonne i po prostu uciążliwe. Zamiast wspierać rolników, państwo im dokłada – komentuje.
Odroczenie rejestru to nie rezygnacja
Chociaż w komisji sejmowej padła propozycja przesunięcia obowiązku o rok, czy o dwa, wielu rolników – w tym Wroński – uważa, że zamiast wprowadzać elektroniczny rejestr na siłę, lepiej byłoby zostawić wybór formy dokumentacji rolnikom. Zwłaszcza że obecny system papierowy funkcjonuje dobrze, a kontrole i tak są już dziś bardzo szczegółowe.
– To nie jest deregulacja, to biurokratyczna blokada przy równoległym wpuszczaniu do nas żywności z krajów, w których takich wymogów nie ma – podsumowuje Marcin Wroński.
Kamila Szałaj
