Wolny handel z Ukrainą
No to nas porobili. Ursula von der Leyen dogadała się z rządem Ukrainy i przygotowała porozumienie o wolnym handlu. Bez żadnych konsultacji z krajami członkowskimi. To nowa, choć zakorzeniająca się praktyka w Unii Europejskiej. Tak było też z Merscosurem. Komisja Europejska przygotowuje umowę, którą przedstawia szefom rządów krajów członkowskich na Radzie Unii Europejskiej. Nie mogą jej oni zmienić, a jedynie zatwierdzić lub odrzucić. Aby osiągnąć to drugie, trzeba szukać tzw. mniejszości blokującej, o co nie jest łatwo. Widać, że kraje członkowskie przestają być potrzebne Komisji do zarządzania Unią.
Do 5 czerwca 2025 r. w handlu z Ukrainą obowiązywały autonomiczne środki handlowe, które doprowadziły do zasypania ziarnem, m.in. polskiego rynku. Po tej dacie UE wróciła w handlu z naszym wschodnim sąsiadem do umowy sprzed wojny, która nie dawała Ukraińcom tak atrakcyjnych warunków. Jak widać nie trwało to długo.
Zgodnie z nowym porozumieniem Ukraina w zamian za dostęp do europejskiego rynku zobowiązała się dostosować standardy produkcji rolnej i dobrostanu zwierząt do wymagań UE. Datę graniczną wyznaczono na 2028 r. Mają więc w zasadzie dwa sezony, bo z obecnego pozostały już tylko żniwa. Czy takie dostosowanie w ogóle jest możliwe? Na niedawnej konferencji „Dialogi z ukraińskimi producentami rolnymi”, Oleksandra Awramienko z Ukraińskiej Akademii Rolniczej, przestrzegała, że zbyt szybkie wdrażanie europejskich norm może doprowadzić do spadku produkcji. Wdrożenie unijnych rozporządzeń dotyczących środków ochrony roślin spowoduje natychmiastowy spadek produkcji np. słonecznika. Uczestnicy konferencji obawiali się nawet, że Ukraina mogłaby stanąć w obliczu gwałtownej zmiany nastrojów wobec integracji europejskiej.
Skoro ten plan jest nierealny, to po co go wprowadzać w życie?
Czy Ukraińcy, gdy w 2028 r. okaże się, że nie są w stanie wprowadzić unijnych standardów, nie będą negocjować okresów przejściowych? Pamiętajmy, że Ukraina to kraj przeżarty korupcją, którą okres wojny jeszcze spotęgował. Tam człowiek, który chce odebrać prawo jazdy musi zapłacić łapówkę urzędnikowi z wydziału komunikacji, bo inaczej będzie na dokument czekał trzy miesiące. Papier wszystko zniesie. Zaświadczenia o spełnianiu unijnych norm będą produkować na kserokopiarkach. Znacznie większą korzyść Ukrainie, ale i Europie przyniosłoby zobowiązanie jej do uporania się z korupcją do 2028 r., zamiast wprowadzać tam europejskie standardy rolnicze. Przecież wcześniej eksportowali bez tych standardów i nikomu to w Brukseli nie przeszkadzało.
Towary wrażliwe i niewrażliwe
Kolejne wątpliwości, które budzi porozumienie handlowe, związane są z listami towarów wrażliwych i niewrażliwych. Do wrażliwych zaliczono jaja, drób, cukier, pszenicę, kukurydzę i miód. Na towary drugiej kategorii wrażliwości, m.in. masło i odtłuszczone mleko w proszku, a więc podstawę obecnego eksportu ukraińskiego nabiału, ustanowione mają być kontyngenty. Całkowita liberalizacja handlu obejmie pełne mleko w proszku i napoje fermentowane. O ile dziś to my eksportujemy na Ukrainę dużo produktów mlecznych, to za kilka lat może się to radykalnie zmienić. Ukraińcy mają wszelkie warunki do tego, aby stać się potęgą mleczarską. Po raz kolejny powtórzę, technologię uprawy kukurydzy opanowali znakomicie i mają doskonałe warunki do uprawy soi. Trzeba im tylko obór i inwestycji w przetwórstwo.
Jak kiepski żart brzmi stwierdzenie, że na Ukrainę będziemy eksportowali (wzrost kontyngentów dla krajów UE) więcej wieprzowiny, drobiu i cukru. Jak zapewnia Maroš Šefčovič, komisarz ds. handlu, ma to zwiększyć „możliwości europejskich rolników, zwłaszcza w państwach członkowskich sąsiadujących z Ukrainą”. Przecież wożenie na Ukrainę choćby drobiu, to jakby z drewnem jeździć do lasu. To oni od lat zasypują nas najtańszym drobiem na kontynencie.
"Leżaki" mogą wrócić
Pamiętacie sprawę „leżaków” z zakładu pod Białą Rawską w woj. łódzkim sprzed 12 lat, czyli chorego a czasami martwego bydła, które zamiast trafić do utylizacji stawało się wołowiną kulinarną? Wybuchła wówczas afera na całą Europę. Nasi eksporterzy i rolnicy straty liczyli w milionach złotych.
Teraz historia się powtarza, tyle że w Niemczech. Śledztwo prowadzi ponad 200 policjantów i prokuratorów w trzech niemieckich landach. Zarzuty postawiono 40 oskarżonym, którzy organizowali regularne dostawy bydła i innych zwierząt, nadających się co najwyżej do uboju z konieczności. W tamtejszych regionalnych i branżowych mediach pojawiły się niewielkie wzmianki na temat godnego potępienia procederu. A w serwisach europejskich agencji prasowych, w telewizji, w Internecie cisza, jakby nic się nie stało.
Paweł Kuroczycki
redaktor naczelny Tygodnika Poradnika Rolniczego
fot. red TPR
