Jaka będzie cena pszenicy?
Jacek Łukasiewicz, prezes Elewarru, ocenia, że podaż pszenicy na rynek krajowy i eksportowy w sezonie 2024/2025 była o około 40% niższa niż w poprzednich sezonach. Skutkiem tego są istotnie większe zapasy końcowe. Łukasiewicz ocenia je na 2,3–2,5 mln t.
– Rolnicy wstrzymywali się ze sprzedażą ze względu na niesatysfakcjonujące ceny. Według mojego szacunku rolnicy i mniejsze firmy handlowe mają już powierzchnię magazynową na poziomie 25–27 mln t, nasze Elewarry mogą zmagazynować łącznie 700 tys. t. Przy produkcji na poziome powyżej 13 mln t i bez wyraźnego wzrostu popytu sytuacja cenowa na rynku pszenicy powinna się utrzymać, co oznacza, że nie będzie istotnych przesłanek do wzrostów cen pszenic w Polsce w najbliższym sezonie, a już na pewno w pierwszej jego części – komentował Łukasiewicz.
Szef Elewarru zaznaczył także, że w przypadku kukurydzy, której jesteśmy eksporterem netto i którą sprzedajemy głównie na unijny rynek, można utrzymać równowagę podaży i popytu dzięki konsensusowi cenowemu, na wzór minionego sezonu.
Rynek muszą dotknąć zmiany - czas na skup całoroczny
Zdaniem Łukasiewicza skupy muszą zmienić swoją dotychczasową strategię zakupową i przestawić się na skup całoroczny. Trzeba inaczej ustawić finansowanie, trzymiesięczne kredyty skupowe nie spełniają już swojej funkcji. Elewarry natomiast, będąc największą firmą skupową w kraju, mając zaledwie 2% rynku, nie są w stanie wpływać stabilizująco na rynek – przekonywał Jacek Łukasiewcz.
Marcin Sobczuk, prezes Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego, twierdzi, że rolnicy z jego regionu nie mają zboża w magazynach, dlatego bardzo ostrożnie podchodzi do powszechnej opinii na temat dużych zapasów, z jakimi weszliśmy w nowy sezon.
– My tu, w regionie, dostaliśmy po głowie pierwsi, kiedy nastąpił niekontrolowany import ze Wschodu. Wiele gospodarstw wyciągnęło z tego wniosek i po prostu przestało czekać na cud. Zaczęło sprzedawać regularnie towar – przekonywał Sobczuk.
Wojciech Bieszczad, wspólnik firmy Agrena, handlowiec działający na rynku południowo-zachodniej Polski, zaznaczył z kolei, że nawet, jeśli te zapasy obecnie są, to są one zlokalizowane u największych graczy rynkowych, którzy mają duże możliwości magazynowe i określony bufor finansowy, dlatego nie muszą one wywierać presji na rynek.
Bieszczad potwierdził, że faktycznie rynek zbóż zachowuje się absolutnie inaczej niż jeszcze parę ładnych lat temu, kiedy chęć zawierania kontraktów terminowych, czyli handlowania do przodu, ze strony wszystkich uczestników rynku była dużo większa.
– Poza dużymi korporacjami międzynarodowymi, które nie mając perspektywy mocnego eksportu, kontraktują zboże na trzeci, czwarty kwartał pod kątem wykorzystania przemysłowego, chcąc zaspokoić lokalny przemysł, nie widzę aktywności innych uczestników rynku – komentował Bieszczad.
Marcin Sobczuk tłumaczył, dlaczego rolnicy nie są skorzy do zawierania kontraktów terminowych.
– Strach podpisać kontrakt do przodu, kiedy nie wiadomo, co się tak naprawdę zbierze. Pomimo dużego postępu odmianowego i technologii uprawy nie mamy pewności, jakie parametry osiągnie zebrane ziarno, czasami zawartość białka jest bardzo duża, a glutenu nie, innym razem odwrotnie, i nie zawsze wiadomo, dlaczego.
To, że rolnicy wycofali się z kontraktów terminowych, potwierdził także Artur Gołębiowski, dyrektor działu zbóż Agrii Polska. Zgodził się z Sobczukiem co do tego, że rolnicy obawiają się niespełnienia parametrów jakościowych. Ponadto zwrócił uwagę, że istotną przyczyną były duże wahania cenowe a zwłaszcza to, gdy ceny kontraktów po czasie okazały się nieatrakcyjne w stosunku do rynkowych.
– Rekomendujemy, aby rolnicy zaczęli planować sprzedaż w momencie, gdy towar już jest na magazynie i znają jego jakość. Zalecam obserwację rynku i systematyczną sprzedaż, tak aby nie przegapić najlepszych okazji cenowych – przekonywał Gołębiowski.
Popyt na pasze
Na rynek zbóż w dużym stopniu oddziałuje popyt na pasze.
– W ostatnich trzech latach z roku na rok mieliśmy stabilną produkcję pasz, tj. na poziomie 22–23 mln t pasz rocznie. Ze względu na występujące choroby epizootyczne u zwierząt gospodarskich, zwłaszcza drobiu, szacujemy, że w pierwszym kwartale produkcja pasz była na poziomie 15% rok do roku niższa w skali kraju, natomiast w drugim kwartale spadek może wynieść 5% rok do roku, co daje nam nieco ponad milion ton pasz – mówił Jakub Kowalski z De Heus.
Ekspert nie ma pewności, czy ten spadek da się odbudować w drugiej połowie roku. Po pierwsze dlatego, że nie wiadomo, jak redukcja pogłowia polskiego drobiu wpłynęła na zagraniczne rynki zbytu i czy uda się odzyskać utraconych odbiorców. Po drugie pozostaje kwestia odbudowy stad rodzicielskich i jaja wylęgowych. Kowalski szacuje bowiem, że straciliśmy około 12% stad rodzicielskich.
Kowalski zaznaczył, że krajowe zużycie zbóż może wzrosnąć, ale na wyraźny wzrost nie ma co liczyć, konieczny będzie więc większy eksport. Tutaj jednak też nie będzie łatwo, ponieważ zarówno w Rosji, jak i w Ukrainie oraz na południu Europy zapowiadają się dobre zbiory. Ekspert z De Heus zwrócił jednak uwagę, że pogoda nie sprzyja plantacjom kukurydzy w Ukrainie.
Zboża paszowe lepiej trzymać czy sprzedawać?
Z kolei Jan Peters, niezależny niemiecki ekspert, zwrócił uwagę, że Rosja łącznie z Ukrainą mają ponad 30% światowego eksportu pszenicy. Spodziewa się w sezonie 2025/2026 wzrostu konsumpcji pszenicy na świecie, co powinno sprawić, że pomimo wysokiego poziomu zbiorów, zapasy końcowe będą lekko niższe od tych, które mamy obecnie.
– Niestety, nie będzie to miało żadnego wpływu na ceny, ponieważ w dalszym ciągu duże zapasy pszenicy leżą w magazynach w Chinach – podkreślał analityk.
Jan Peters przypomniał o tym, że bardzo istotnym z punktu widzenia światowych cen pszenicy jest port w Odessie, który jest obecnie najlepiej chronionym portem na świecie.
– Gdyby się bowiem okazało, że port w Odessie zostanie zbombardowany i jego aktywność zatrzymana, to od razu spowodowałoby to skok cen pszenicy o 20 i więcej euro na tonie – zaznaczał analityk.
Peters mówił też o tym, że w Niemczech rolnicy sprzedali około 15% pszenicy z tegorocznych zbiorów, co świadczy o tym, że tamtejsi farmerzy, podobnie, jak nasi, w tym sezonie ostrożnie podchodzą do zawierania kontraktów terminowych. Ekspert radził rolnikom, aby nie czekali ze sprzedażą dobrej jakościowo pszenicy, natomiast zboża paszowe trzymali. Ta opinia wzbudziła sporo kontrowersyjnych dyskusji wśród uczestników rynków zbóż obecnych na Giełdzie. Warto tutaj nawiązać do wypowiedzi Adama Zalewskiego, prezesa De Heus, który podkreślił, że ceny brojlerów są rekordowo wysokie, co skłania hodowców do wstawień, więc perspektywy dla sprzedaży zbóż paszowych są dobre.
Magdalena Szymańska
fot. M. Szymańska
