StoryEditorInterwencja

Brunatny kataklizm

14.07.2015., 10:07h
  Zrujnowany krajobraz, opuszczone domy, zapadłe gospodarstwa, masowy exodus mieszkańców jeszcze kilka lat temu urokliwych i tętniących życiem wsi, kataklizm ekologiczny. Nie, to wcale nie jest opis kolejnej części filmu Mad Max z gatunku science fiction opowiadającego o wizji życia w postapokaliptycznym świecie. To dzieje się naprawdę w rolniczym centrum kraju, na pograniczu Wielkopolski i Kujaw. Falę zniszczenia i degradacji środowiska niosą zaś odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego.

Aktualnie intensywna eksploatacja prowadzona jest w odkrywkach „Jóźwin”, „Drzewce” oraz „Tomisławice”. Ta ostatnia działa od 2010 r. Aby jej budowa mogła zostać uruchomiona, niezbędne było wydanie decyzji środowiskowej przez wójta gminy Wierzbinek, na terenie której się znajduje. Kłopot jednak w tym, że została ona już dwukrotnie uznana przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu za nieważną z powodu jej wydania z rażącym naruszeniem prawa. 

Kontrowersje prawne nie ostudziły apetytu PAK Kopalni Węgla Brunatnego „Konin”. Na terenie powiatu kolskiego znajdują się kolejne pokłady płytko położonego węgla brunatnego. Kopalnia prowadzi zaawansowane prace nad uruchomieniem kolejnej odkrywki.

– Moja obora według projektu znalazłaby się niemal w samym centrum planowanej odkrywki. Jeśli dojdzie do jej realizacji, dla nas będzie to oznaczało zgubę. Odszkodowania, jakie płaciła kopalnia wcześniej, tak naprawdę są symboliczne. Nigdzie nie kupię gospodarstwa i nie będę w stanie odtworzyć produkcji – żali się Michał Górnik ze wsi Poddębno w gminie Babiak.

Rolnik prowadzi nowoczesne gospodarstwo nastawione na produkcję mleka. Zainwestował w nie wiele sił i pieniędzy, bo wie, że trzeba produkować dużo przy jak najmniejszych kosztach. Tylko w ten sposób można zwiększać opłacalność. Utrzymuje 120 sztuk bydła, z czego 70 to krowy mleczne. 

Według planów kopalni, odkrywka „Dęby Szlacheckie” miałaby powstać na terenie gminy Babiak. Zająć miałaby aż 2,5 tys. ha. Znaczna część tego obszaru to żyzne grunty II i III klasy bonitacji. PAK KWB „Konin” kończy zbierać potrzebne do uruchomienia inwestycji dokumenty. Mieszkańcy panicznie boją się budowy odkrywki, której sprzyjają władze gminy, łudząc się, że do budżetu popłyną miliony z podatków.

– Nie chcemy odkrywki, bo to nas zdegraduje. Odszkodowania tak naprawdę są symboliczne i nie pozwolą nam na budowę gospodarstw od nowa w innym rejonie kraju – mówi Wanda Radowska, mieszkanka Poddębna i miejscowa radna.

Referendalny sprzeciw

Była jednym z inicjatorów przeprowadzenia referendum w sprawie budowy kopalni. Odbyło się ono 21 czerwca i zakończyło pełnym sukcesem mieszkańców. Aby referendum było ważne, musi w nim wziąć udział co najmniej 30% uprawnionych. W gminie Babiak do urn poszło 42,94% mieszkańców. Głosów przeciw budowie było 2527, co stanowiło 91% ważnych głosów. Za odkrywką zagłosowało jedynie 227 osób.

Aby kopalnia mogła rozpocząć inwestycję, musi uzyskać pozwolenie środowiskowe. Do niedawna sprawa była prosta. Decyzję wydawał wójt. Żadna władza nie odważy się przy takim wyniku referendum i wyborach bezpośrednich sprzeciwić wyborcom. Kłopot jednak w tym, że głos mieszkańców wyrażony w referendum może władze niewiele obchodzić.

– W tym roku zmieniły się przepisy. Prawo zostało znowelizowane. Dla budowy kopalni decyzję środowiskową wydaje teraz Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Martwimy się, że nie weźmie pod uwagę naszej woli wyrażonej w demokratycznym referendum – obawia się Wanda Radowska.

U mieszkańców gminy Babiak trwogę budzą także doświadczenia mieszkańców innych wsi związane z budową odkrywki „Tomisławice”. Wielu z nich uważa, że odszkodowania były zbyt małe i nie pokryły strat związanych z wysiedleniem lub sąsiedztwem odkrywki degradującej uprawy rolne. 

Wydobycie węgla brunatnego, zgodnie z polskim prawem, jest inwestycją celu publicznego. Przedsiębiorca, który planuje realizację inwestycji celu publicznego, może liczyć na uprzywilejowane traktowanie, m.in. w kwestiach planowania i zagospodarowania przestrzennego oraz własności gruntów niezbędnych do realizacji takiej inwestycji.

Zgodnie z przepisami, jeśli  kopalnia potrzebuje nieruchomości do prowadzenia swojej działalności, w pierwszej kolejności musi podjąć próbę jej wykupu. Żadne przepisy nie regulują cen transakcyjnych przy wykupie, ale w praktyce kwoty oferowane przez kopalnię są oparte na wycenie jej rzeczoznawców i bywają znacznie zaniżone w stosunku do wartości rynkowej. Kopalnia prowadzi negocjacje z właścicielem, w wyniku których dochodzi do wykupu lub nie. Jeśli negocjacje kończą się niepowodzeniem (właściciel nie zgadza się na cenę oferowaną przez kopalnię), przedsiębiorca składa do starosty wniosek o wszczęcie procedury wywłaszczenia. W jej wyniku dotychczasowy właściciel traci prawa do nieruchomości na rzecz Skarbu Państwa. Kopalnia wypłaca odszkodowanie równe wartości odtworzeniowej nieruchomości pomniejszonej o stopień zużycia. Rolnikowi pozostaje wówczas jedynie odwołanie się do sądu.

Prawo to jest brutalne i nie respektuje interesu obywateli. Traktuje ich przedmiotowo, a jego realizacja skazuje na marną egzystencję osoby wywłaszczone. Najgorsze jest to, że kopalnia wywłaszcza tylko te osoby, których nieruchomości znajdują się bezpośrednio na terenie, na którym jest planowana inwestycja. Ci, których odkrywka ominęła, skazani są na wegetację w sąsiedztwie niemal księżycowego krajobrazu. 

– Pojawiły się informacje, że kopalnia na odszkodowania ma przeznaczyć 244 mln zł. Ma to wystarczyć na wykupienie 2,5 tys. ha – wylicza Michał Górnik.

Bezwzględne wywłaszczenia

Koszt wywłaszczeń wydaje się „promocyjny”. Jeden hektar wyceniany jest na nieco ponad 90 tys. zł. A przecież na uwzględnianym obszarze znajduje się nie tylko ziemia rolna, lecz także zabudowania gospodarstw rolnych, droga wojewódzka, linie energetyczne, gazociągi i produkcja rolna w toku. Czy obawy mieszkańców gminy Babiak są w pełni uzasadnione? Być może przesadzają, a nastroje podsycają organizacje ekologiczne. Aby to ustalić, wybraliśmy się w okolice działających już w Wielkopolsce odkrywek węgla brunatnego. 

PAK KWB „Konin” informuje, że odkrywka „Drzewce” uruchomiona została w 2005 r. Jej zasoby przemysłowe wynoszą 35 mln t. Zapewnia, że niemal od początku istnienia odkrywki prowadzone są na jej terenie prace rekultywacyjne w postaci nasadzeń sosny, brzozy i robinii akacjowej. 

Kiedy zbliżamy się do odkrywki, najpierw musimy pokonać gęsty las. O tym, że do ogromnego dołu jest coraz bliżej, świadczą drzewa, a raczej to, co z nich pozostało. Okolica wygląda jak teren przyrodniczej zagłady. Krajobraz straszy wyschniętymi drzewami, z których obrywają się łamane wiatrem gałęzie. Z dużym trudem udaje nam się dobrnąć do rozciągającego się po horyzont ogromnego dołu. Gigantyczne masy wydartej przyrodzie ziemi budzą przerażenie. Najgorsze, że górnicza odkrywkowa technologia wymaga odwodnienia terenu. Miliony metrów sześciennych wody są wysysane nie tylko z odkrywki. Wysycha wszystko, co jest w sąsiedztwie kopalni. 

Płonące bagna

– Tutaj była wiele lat temu żyzna łąka. Kawałek dalej znajdowało się bagno torfowe, z którego woda aż się wylewała. W normalnych warunkach byśmy tutaj nie weszli. Woda nie pozwoliłaby nam na to – mówi chcący zachować anonimowość funkcjonariusz Państwowej Straży Pożarnej.

Kilka kilometrów od gigantycznego dołu odkrywki „Drzewce” znajdowały się cenne przyrodniczo torfowe bagna. Kopalnia osuszyła cały teren. Środowisko naturalne zostało tak zmienione,  że torf zaczyna płonąć.

– Od marca jesteśmy tutaj średnio co dwa dni. Odwodniony torf zaczyna się zwyczajnie palić. Przecież to „młody” węgiel. Wystarczy kilka dni upałów, by zaczął się tutaj pojawiać dym. Musimy to stale kontrolować. To syzyfowa praca. Gdy ugasimy w jednym miejscu, w innym pojawia się nowy dym, a w tym czasie moglibyśmy robić coś bardziej pożytecznego – martwi się strażak.

W wyschniętym na popiół torfie bez trudu można odnaleźć pozostałości świata zwierząt i roślin. Strażacy zaś w pocie czoła i przy żarze lejącym się z nieba z trudem powstrzymują szerzący się dym. 

Z odkrywki „Drzewce” przenosimy się w okolice „Tomisławic”, gdzie od 2010 r. działa kolejna odkrywka węgla brunatnego.

Mieszkańcy wsi Galczyce żyją zaledwie kilkaset metrów od wysokiego na kilkanaście metrów zwału ziemi. Niemal na ich podwórkach odkładana jest ziemia z kopalnianej odkrywki. Od czasu jej uruchomienia, kto mógł, wyjechał stąd. Wartość nieruchomości znacząco spadła. Nikt nie chce się osiedlać i inwestować w pobliżu przemysłowego giganta. Zostali najwytrwalsi.

Likwidacja bydła

– Za rok o tej porze tych krów nie będzie. Nie mam ich czym żywić. Okolica zamienia się powoli w pustynię. Nie ma wody i nic nie chce rosnąć. Z 4 ha łąki w tym roku zebrałem ledwie 7 bel siana. Zanim powstała kopalnia bez trudu było to ponad 60 – ze smutkiem wylicza Jan Chabecki. 

Rolnik posiada 50 sztuk bydła, z czego 20 to krowy mleczne. Likwiduje hodowlę.

– Jestem jednym z ostatnich, którzy starają się prowadzić produkcję rolną. Sąsiedzi już dawno zrezygnowali i zlikwidowali gospodarstwa. Musieli się przebranżowić. Oczywiście nie dostali za to grosza rekompensaty. Wszak nasze gospodarstwa nie leżą na terenie odkrywki. Tylko z nią sąsiadują. Jednak odkrywka przez odwodnienie niszczy cała okolicę – twierdzi rolnik. 

Na poparcie swoich słów pokazuje nie tylko marnie wyglądającą plantację kukurydzy. Niedaleko łąki miał okazałe stawy. Były w nich ryby, rosła wodna roślinność. Stawy był spore i do tego głębokie. Teraz pozostał po nich wyschnięty i głęboki dół. Chabec-
ki swoje pola nawadnia wodą ze studni głębinowej, którą wielokrotnie pogłębiał. Teraz już nie ma już takiej  możliwości.

– „Stawiałem się” wójtowi, który wydał decyzję środowiskową dla kopalni, więc teraz mam kłopoty. Mimo że w stawach nie ma nawet kropli wody, nie przeszkadza mu to naliczać podatku. Za każdy ar stawu płacę 20 gr. Łącznie więc muszę uiszczać gminie 800 zł – żali się Jan Chabecki.

Sąd i sprawiedliwość

Walka z kopalnią jest niezwykle trudna i mozolna. Spory w sądach o godne odszkodowania toczą się latami.

– Miałem dom mieszkalny o powierzchni 200 m², budynek inwentarski, garaż, trochę stawu i 60 arów ziemi. Było to obsadzone drzewkami owocowymi i truskawkami. Rzeczoznawcy kopalni wycenili mi to na 960 tys. zł. Zleciłem niezależną wycenę. Według niej moje nieruchomości były warte 2 mln zł. Nie przystałem na warunki kopalni. Poszedłem do sądu. Rozpraw w Koninie odbyło się około 50. Trwa to już 5 lat. Sędzia przystał na kwotę 1,2 mln zł. W starciu z potężnym aparatem kopalnianego przemysłu mamy małe szanse. Nikt nie przejmuje się prawami obywateli – mówi Jan Kwiatkowski, wyrzucony z własnego domu, który stał w miejscu, gdzie teraz znajduje się gigantyczna wyrwa w ziemi odkrywki „Tomisławice”.

Jan Kwiatkowski po zmarłym bracie, który dostał zawału, gdy kopalnia przejęła jego gospodarstwo odziedziczył 1,6 ha. Mimo że nie włada swoją nieruchomością ciągle płaci za nią podatek rolny (za kopalnianą dziurę).

Plany budowy odkrywki „Dęby Szlacheckie” budzą słuszne obawy mieszkańców gminy Babiak. Bulwersuje nie tylko to, że bezpowrotnie niszczone jest środowisko naturalne i marnowane zasoby wody w rejonie kraju, gdzie są najmniejsze opady atmosferyczne. Oburzające jest także to, że mieszkańcy wsi są traktowani jak pańszczyźniani chłopi będący na usługach kopalnianego przemysłu. 

 

Tomasz ŚLĘZAK

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
05. maj 2024 12:48