StoryEditorInterwencja

Był rozkruszek czy go nie było?

04.08.2014., 13:08h
Grzegorz Fedorowski w 2012 r. sprzedawał zboże firmie Märka Polska ze Szczecina. Za drugi transport otrzymał tylko część zapłaty. Firma twierdziła, że w ziarnie były rozkruszki – szkodniki magazynowe. Laboratorium wykonało odpowiednie badanie niemal 2 miesiące po dostawie zboża do magazynów. Rolnik poprosił o zapłatę za trzeci transport zboża w gotówce. Märka towaru nie odebrała i zażądała 3400 euro kary umownej. Sąd uznał, że pan Grzegorz nie wywiązał się z umowy, choć karę obniżył do 2000 euro. – Odwołałem się od wyroku, a jeśli sąd znów weźmie stronę odbiorcy, odwołam się do Trybunału w Strasburgu – mówi zdesperowany rolnik z Cedyni.  

Gdy dwa lata temu nasz Czytelnik nawiązał współpracę z firmą Märka Polska, nic nie wskazywało na to, że zakończy się ona w sądzie. Działająca na terenie woj. zachodniopomorskiego firma zakontraktowała u niego 70 ton pszenicy. Zboże miało być dostarczone w trzech transzach. Odbiór pierwszej odbył się 19 września 2012 roku. Wówczas z gospodarstwa Fedorowskiego przewieziono do magazynów ponad 23 tony pszenicy. 

– Dali bardzo dobrą cenę, bo ponad 854 zł za tonę pszenicy paszowej. Nie robili żadnych problemów ani z jakością dostarczonego zboża, ani z zapłatą. Po miesiącu była następna dostawa. Wydałem kierowcy pszenicę, na liście przewozowym napisał 25 ton – wspomina Fedorowski.

– Uważam, że pszenica dostarczona przeze mnie za drugim razem była jakościowo lepsza niż ta, którą kupili wcześniej – wyjaśnia Fedorowski. 

Niepodpisana umowa

– Ucieszyło mnie, że nie miałem jeszcze podpisanej umowy. Uznałem, że skoro pierwsza pszenica była kiepska, to sprzedam ją jako energetyczną. Takie ziarno może mieć niższe parametry jakościowe od paszowego. Nie jest też poddawana rygorystycznym badaniom laboratoryjnym. Nie powinno być więc żadnych potrąceń od ceny – tłumaczy Fedorowski. Satysfakcjonowała go cena 189 euro (wówczas to 771 zł) za tonę pszenicy energetycznej, którą oferował odbiorca. 

Do umowy, która trafiła w jego ręce, pan Grzegorz w paragrafie drugim odręcznie dopisał, że dostarcza: „pszenicę energetyczną 25 ton, pszenicę paszową 50 ton, jęczmień paszowy 25 ton”. Tak przeformułowaną umowę wysłał do odbiorcy. Ten jednak nie zaakceptował jego poprawek. Wykreślił odręczny dopisek i odesłał pokreśloną umowę. Tej umowy nasz Czytelnik nie podpisał. 

Z magazynu pana Grzegorza 8 października 2012 roku wyjechał drugi transport – 25 t pszenicy. Jednak 10 października pan Grzegorz dostał fakturę na niespełna 21 t. Potrącono mu również niemal 7,5 tys. zł za jakość. Zamiast spodziewanych 23 tys. zł otrzymał zaledwie 10 tys. zł.   

Kto szuka, ten znajdzie

– Nie zgodziłem się na taką cenę i złożyłem reklamację. Ta jednak nie została przyjęta z przyczyn formalnych. Nie chciałem im więc wydać kolejnej partii pszenicy – wspomina pan Grzegorz. Odbiorca 12 grudnia 2012 r. obciążył rolnika kwotą 87 zł za ekspertyzy laboratoryjne zakontraktowanego zboża. Z badań wykonanych przez niezależne laboratorium wynikało, że pszenica spełniała normy kontraktu. W sprawozdaniu przeczytać można m.in.: „martwe owady i ich fragmenty – nie stwierdzono”. Jakież było zdziwienie naszego Czytelnika, gdy 21 stycznia 2013 roku dostał kolejną fakturę za badanie laboratoryjne tej samej próbki. Tym razem na 49,20 zł. W sprawozdaniu z badania przeczytać można było, że w tej samej próbce, po powtórnym badaniu stwierdzono żywe szkodniki, a dokładniej rozkruszka w ilości 50 sztuk/kg. 

– Nie bardzo wiem, jak to możliwe, że za pierwszym razem badanie nie wykazało szkodników? – zastanawia się nasz Czytelnik, podejrzewając, że próbki zostały podmienione.

Zadzwoniliśmy więc do laboratorium, które robiło analizy, chcąc poznać stosowane w nim procedury. Jeden z pracowników poinformował nas, że próbek zanieczyszczonych rozkruszkiem się nie bada. A opisana w sprawozdaniu ilość tego szkodnika widoczna jest gołym okiem. Dlaczego taki materiał nie trafia do analiz? Laboratorium nie chce zanieczyścić sprzętu. Od razu więc wysyła wynik z opisem zanieczyszczeń. W takim sprawozdaniu nie ma innych wyników. Dlaczego w wypadku naszego Czytelnika za pierwszym razem nie wspomniano o obecności rozkruszka i bardzo dokładnie przeanalizowano próbkę? Na to pytanie w laboratorium nie potrafią odpowiedzieć. Pracownicy twierdzą, że nie pamiętają tego przypadku. 

Próbka żelazna – nieżelazna

Naszego Czytelnika zastanawia jednak co innego. Nie ma żadnego dowodu na to, że próbki, które wysłano do laboratorium, pochodziły z jego dostawy. 

– Przy mnie nikt ich nie pobierał. A jeśli zrobił to odbiorca na swoim terenie, to kto wie, czy pochodziły z mojego magazynu? W Bańkach, gdzie mieszczą się spichlerze firmy, zboże od wszystkich dostawców jest mieszane – zauważa pan Grzegorz.

Trzeba przy tym zaznaczyć, że na dokumentach dotyczących badań zarówno z początku grudnia, jak i ze stycznia jest ten sam numer próbki. Na drugim napisano, że to badanie uzupełniające.

Zdaniem laboratorium, w którym wykonano badanie, procedury związane z pobieraniem tzw. próbek żelaznych są ściśle określone. Jednym z warunków jest obecność osoby, która dostarcza zboże. Dlatego w przypadku tego kontrahenta nie można mówić o posiadaniu próbek żelaznych. Tym bardziej, że firma przyznaje, iż zgodnie z jej procedurami obecność dostawcy przy pobieraniu próbek nie jest konieczna. 

Ponieważ praktyki stosowane przez odbiorcę nie spodobały się rolnikowi, zażądał zapłaty gotówką przy wydaniu następnej partii pszenicy. Po kilku tygodniach negocjacji firma obciążyła go karą umowną wynikającą z kontraktu. Wynosiła ona aż 3400 euro. Rolnik nie zamierzał jej zapłacić. 25 marca 2013 roku złożył w sekretariacie firmy odręcznie napisane pismo. Przeczytać w nim można:

„Proszę odebrać resztę pszenicy, to jest 20 ton w terminie do 1.04.2013 roku. Kierowca ma przywieźć ze sobą pieniądze, by mógł mi zapłacić od ręki. Cena za tonę pszenicy to 1050 zł. Proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej prośby”. 

Jednak odbiorca wniosek rolnika odrzucił. Nie chciał bowiem, zasłaniając się względami proceduralnymi, płacić gotówką. Gospodarz nie wydał więc pszenicy. Sprawa skończyła się w sądzie. 

W pierwszej instancji zapadł wyrok niekorzystny dla naszego Czytelnika. Gospodarz ma zapłacić firmie Märka Polska 2 000 euro kary umownej. W uzasadnieniu wyroku sąd napisał, że 3400 euro to „rażąco wygórowana kara umowna”. Tego typu kara nie może prowadzić do bezpodstawnego wzbogacenia wierzyciela. Dlatego właśnie sąd ją obniżył do 2000 euro. Naszego Czytelnika jednak nie satysfakcjonuje taki wyrok. Fedorowski uważa, że umowa nie została podpisana przez odbiorcę. Ponadto do projektu umowy nie zostały dołączone ogólne warunki skupu i rozliczeń za dostawy zbóż, rzepaku i roślin strączkowych, więc nasz Czytelnik nie mógł się z nimi zapoznać. W jego sprzeciwie przeczytać też można, że strony nie porozumiały się co do przedmiotu umowy i terminu jej realizacji. Na wszystkie te zarzuty nasz Czytelnik ma dowody. Teraz czeka na wyrok. Co o sprawie mówi firma Märka Polska?

Była umowa czy nie?

– Ponieważ strony związane były umową na dostawę 70 ton pszenicy, przedmiotowa umowa została podpisana przez pana Fedorowskiego i odesłana faksem. Powyższego faktu nie zmienia okoliczność, że kontrahent celowo nie odesłał spółce oryginału tej umowy pocztą – stwierdza Rafał Dec z działu prawnego Märka Polska. I dodaje, że Fedorowski nie miał wcześniej zastrzeżeń, że umowa nie została podpisana. Ich zdaniem nasz Czytelnik osobiście spotykał się z Piotrem Pastuszakiem, prokurentem spółki, w sprawie umowy. Firma przyznaje też, że złożył on pismo, w którym deklarował gotowość wydania towaru. Jednak ich zdaniem tego nie zrobił.

– Rozliczenie dostaw towaru pana Fedorowskiego nastąpiło zgodnie z postanowieniami „Ogólnych warunków skupu i rozliczeń za dostawy zbóż, rzepaku i roślin strączkowych”, stanowiących integralną część zawartej umowy. Towar został przebadany w miejscu docelowym, a wyniki analizy przekazano panu Fedorowskiemu – wyjaśnia Dec. 

„Niezależnie od powyższego, informuję, że sprawa p. Fedorowskiego została poddana pod ocenę sądu. Przedmiotem postępowania dowodowego były zarówno kwestie związania stron umową, jak również zasadności dokonania przez spółkę Märka Polska potrąceń z tytułu dostawy zboża nieodpowiedniej jakości. Po przeprowadzeniu procesu sąd orzekł, że strony związane były umową i zasadne było naliczenie p. Fedorowskiemu kary umownej. Jednocześnie, mając na uwadze fakt, iż p. Fedorowski zrealizował część umowy, karę tę zmiarkował, ostatecznie zasądzając na rzecz spółki Märka Polska kwotę 2 tys. euro”. – czytamy w piśmie, jakie firma przesłała do naszej redakcji.  

Jak wynika z analizy przeprowadzonej przez redakcyjnego prawnika (patrz ramka), fakt podpisania umowy przez rolnika nie jest wcale tak jednoznaczny, jak twierdzi przedstawiciel firmy. Nie trudno podzielić wątpliwości dotyczące badań próbki zboża. Do tej sprawy będziemy wracać.

Dorota Słomczyńska

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
15. grudzień 2024 07:14