StoryEditorInterwencje

Gdy woda płynęła pod górę

20.11.2017., 12:11h
Mieszkańcy wielu Pomorskich wsi nadal odczuwają oraz usuwają skutki sierpniowych nawałnic. Niektórzy musieli się również zmierzyć z surowymi procedurami szacowania strat. Swoje wymogi ma zarówno administracja samorządowa, jak i towarzystwa ubezpieczeniowe.
Gospodarstwo Józefa Domerackiego we wsi Grochowo w powiecie tucholskim odwiedziliśmy w październiku. Widać było ogrom pracy całej rodziny włożonej w ratowanie ocalałych budynków. Rolnik nadal z trudem ukrywał emocje związane z nawałnicą. Wszystkie pieniądze przeznaczył na remont dachu i ratowanie budynków, w których utrzymywane jest bydło mięsne oraz trzoda chlewna.

Udało się zgromadzić niezbędne materiały. Pomogli koledzy i sąsiedzi. Niestety, ceny w okolicy natychmiast po tej katastrofie wzrosły – wyjaśnia Józef Domeracki.

Rolnik martwi się, że zabraknie paszy dla zwierząt. W stodole zmokła słoma i siano.

Szczęśliwie nie ucierpiały zwierzęta. Wszystko dlatego, że w oborze i chlewni jest żelbetonowy strop. Nie wiem, czym będę żywił zwierzęta. Najgorzej jest z sianem i sianokiszonką. U nas lało niemal bez przerwy we wrześniu i październiku. Użytki zielone mam pod wodą. Do niczego się nie nadają – narzeka Domeracki.

Mozolna odbudowa

Porównując zdjęcia zabudowań wykonane tuż po katastrofie z tymi zrobionymi po remontach, widać ogrom pracy włożony w ratowanie gospodarstwa. Okazuje się niestety, że zdobycie pieniędzy w ramach państwowej pomocy jest niezwykle trudne, czasem nawet niemożliwe. Procedura wyceny strat w gospodarstwie przeprowadzana przez urzędników nie zawsze pokrywa się z rzeczywistymi zniszczeniami.



Józef Domeracki obawia się o przyszłość swojego gospodarstwa


W gospodarstwie naszego Czytelnika uszkodzone zostały niemal wszystkie budynki. Wiatr uszkodził dom i garaż. Największe straty wyrządził jednak w stodole oraz w budynku inwentarskim. Te ostatnie dwa są ze sobą połączone. Tuż po katastrofie urzędnicy zapewniali, że poszkodowani nie zostaną pozostawieni sami sobie. Zasiłek – 6 tys. zł – przyznawany jest na pokrycie strat poniesionych w budynku mieszkalnym. Nie przysługuje na obiekty gospodarcze. Pieniądze te pozwoliły na zabezpieczenie uszkodzonego domu. Wójt gminy Kęsowo stosowną decyzję wydał 22 sierpnia, a więc kilka dni po nawałnicy.

Woda płynęła pod górę

Wichura zerwała większą część eternitu z dachu stodoły i połamała więźbę dachową. W pozostałych budynkach cementowo-azbestowe płyty były zrywane miejscowo. Porywisty wiatr naruszył całą konstrukcję dachu garażu jak i domu. Popękały łaty, płyty oraz nastąpiło przemieszczenie elementów więźby.

Dachy były poddane działaniu ogromnej siły. Woda zamiast spływać z dachu była przez wiatr pchana ku górze i następnie przelewała się na drugą stronę. Na dach oddziaływała nie tylko siła wiatru, ale i tony wody deszczowej. Choć na garażu i budynku mieszkalnym konstrukcja przetrwała, to została poważnie naruszona – ocenia Józef Domeracki.

Obawy rolnika okazały się uzasadnione. Każdy kolejny tydzień po nawałnicy ujawniał nowe uszkodzenia. Zarówno w garażu jak i budynku mieszkalnym dwa miesiące po nawałnicy wystąpiły liczne pęknięcia tynku oraz murów. Przez nieszczelne pokrycie dachowe do środka wlewa się woda. W protokołach gminnej komisji powołanej przez wojewodę wpisywana jest ocena rozmiarów uszkodzeń poszczególnych elementów budynku. Uszkodzenia każdego z nich wyrażone są w ujęciu procentowym. Na końcu protokołu znajduje się wzór, według którego wyliczane było całościowe uszkodzenie obiektu. Wszystkie uszkodzenia były ze sobą sumowane, jednak zniszczenia poszczególnych elementów mają różną wagę. W przypadku dachu współczynnik wyniósł 0,3, stropu – 0,2, ścian nośnych – 0,3, a fundamentu i innych elementów – po 0,1.





Na naprawę tego budynku rolnik otrzymał 6700 zł z budżetu państwa oraz 2000 zł od ubezpieczyciela



W przypadku garażu Józefa Domerackiego urzędnicy ustalili, że dach jest uszkodzony zaledwie w 2%. W pozostałych elementach zniszczeń nie stwierdzili, więc uszkodzenia zostały wyliczone na 0,6% (2% x współczynnik 0,3 = 0,6%). Nieco większe straty stwierdzono w przypadku chlewni. Tam również uznano, że został uszkodzony jedynie dach – w 48%. Po przemnożeniu przez współczynnik 0,3 pozostało 14,4%. Huragan okazał się stosunkowo łaskawy dla stodoły z oborą – choć zerwał 14 krokwi oraz zabrał 50% pokrycia dachowego,  dach uszkodził w 40%, a cały budynek w 12%.

Podobne działanie zastosowano podczas szacowania uszkodzeń domu. Tym razem uznano, że dach został zniszczony w 5%, ściany i inne elementy w 10%. Po zastosowaniu współczynników uszkodzenia domu wyniosły 5,5%.

Rząd dla poszkodowanych uruchomił w tym roku z rezerwy celowej budżetu państwa pomoc finansową. Zasiłek teoretycznie mógł wynieść 20 tys. zł. Po zastosowaniu wyliczeń komisji pan Józef na odbudowę chlewni otrzymał 7,4 tys. zł, a obory ze stodołą 6,7 tys. zł. W przypadku domu rolnik uzyskał zaś 933 zł wsparcia. Dodatkowo zobowiązany jest pod groźbą zwrotu pieniędzy do przedstawienia faktur niezbędnych do rozliczenia zasiłku.

2000 zł na dach

Rolnik posiadał ubezpieczenie budynków gospodarczych na niemal 570 tys. zł. Duże nadzieje wiązał więc z posiadaną polisą. Niestety srogo się zawiódł. W przypadku stodoły ubezpieczyciel uznał, że wartość zakupu materiałów oraz robocizny to ponad 4,8 tys. zł. Towarzystwo stwierdziło, że „pokrycie dachów płytami włóknowo-cementowymi falistymi na istniejącym łaceniu z drewna to koszt 2,1 tys. zł. Z kolei „deskowanie i łacenie połaci dachowej z tarcicy nasyconej (…) wyceniono na 813 zł. Najwięcej, bo ponad 1,95 tys. zł kosztować miał „montaż najprostszych więźb dachowych krokwiowo–jętkowych”.  

Łącznie 4,8 tys. zł. Rolnik jednak tak okazałej kwoty na naprawę dachu stodoły nie otrzymał. Została bowiem pomniejszona o współczynnik regionalny i gospodarczy (265 zł) oraz o wartość zużycia budynku. W polisie została ona ustalona na 56%. Rolnik zaś w ramach odszkodowania miał otrzymać nieco ponad 2 tys. zł.

Zaproponowane kwoty są według mnie absurdalne. Do tej pory łącznie wydałem na remont kilkadziesiąt tysięcy złotych i czekają mnie kolejne wydatki. Najbardziej martwi mnie jednak przyszłość gospodarstwa. Mogę nie mieć zwyczajnie czym żywić byków – wymienia Józef Domeracki.

Pan Józef utrzymuje 18 szt. bydła mięsnego. W cyklu zamkniętym od 5 macior produkuje także tuczniki. Stado liczy około 35–40 sztuk. We wrześniu pieniądze ze sprzedaży 17 tuczników przeznaczył na materiały do naprawy budynków. Zapowiada, że od orzeczeń i wyliczeń ubezpieczyciela się odwoła, ponieważ nie odpowiadają one rzeczywistym rozmiarom zniszczeń.   

Tomasz Ślęzak
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
02. maj 2024 13:15