Suszarnia działa dwa miesiące. A kary spadają na rolników cały rokD. Głowacka/A Sawicka/canva
StoryEditorinterwencja

Kamery, donosy, kary. Rolnicy z Podlasia ścigani za suszarnię

01.10.2025., 15:03h

Mała suszarnia, wielkie problemy. Historia brzmi jak absurd, ale jest prawdziwa. Suszarnia pracuje tylko dwa miesiące w roku, a kary i kontrole grożą rolnikom przez cały czas. Kto chroni rolników i ich prawo do pracy?

Dwadzieścia cztery metry sześcienne, 18 ton zboża, dwa miesiące w roku… i 15 lat sądowych batalii! Historia Doroty i Jacka Głowackich z Podlasia jasno pokazuje, że życie rolnika to nie tylko praca w gospodarstwie, ale dla nich również długa i wyczerpująca walka z sąsiadami, sądami, policją i niesprawiedliwymi kontrolami.

Suszarnia to serce gospodarstwa

- To jest nasza główna praca i źródło utrzymania całej rodziny. Bez tej suszarni nie byłoby naszego gospodarstwa – mówi Dorota Głowacka. Suszarnia opalana słomą, z deklaracją zgodności CE. Jej wydajność? 24 metry sześcienne, około 18 ton.

Praca w niej jest ręczna, czasochłonna, ale niestety ograniczona do dwóch miesięcy w roku – października i listopada - tak stanowi wyrok sądu. Pomimo tego, skargi i kontrole prześladują rolników przez cały rok. Jak tłumaczy Pani Dorota: - Trzeba nakosić kukurydzę, zasiać oziminy i wykonać wiele innych prac w gospodarstwie… to nie jest tak, że my tylko suszymy.

15 lat kontroli i sądowych batalii

Problemy zaczęły się w 2010 roku, jeszcze zanim suszarnia została uruchomiona. Sąsiedzi, którzy zamieszkali w sąsiedztwie państwa Głowackich, wysłali pierwszy list ostrzegawczy. Od tego czasu rodzina rolników jest pod stałą kontrolą urzędów i policji.

- Czuję się jak chomik w kołowrotku – biegniesz, biegniesz, a jesteś ciągle w tym samym miejscu. I czasami jeszcze dostaniesz po głowie – żali się rolniczka.

Choć wszystkie pozwolenia były zgodne z prawem, sąsiedzi nieustannie zgłaszali skargi na rzekomy hałas i emisję pyłu. W efekcie przez lata toczyły się liczne postępowania cywilne i administracyjne, a rodzina musiała płacić kary.

- Płaciliśmy 18 tysięcy złotych w ubiegłym roku tylko dlatego, że według sąsiadów i urzędników nasze silosy to część suszarni - dodaje Pan Jacek.

Sąsiedzkie konflikty i tajemnicze kontrole

- Były kontrole, o których nie wiedzieliśmy. Nawet mój mąż nie wiedział, że pan ze starostwa przyjechał – wspomina Pani Dorota.

- Czasem ktoś stoi z tyłu domu i nawet nie wiemy, kto to jest – mówi Pan Jacek. – Nikt się nie przedstawia, nikt nie mówi, po co tam jest. Czujemy się obserwowani, a nasza suszarnia przecież pracuje tylko wtedy, gdy naprawdę jest potrzebna.

To absurd, bo narzędzie pracy rolników to nie luksus, i trudno pogodzić się z tym, że ktoś może filmować ich podwórko. Kamery zainstalowane przez sąsiadów niczym w reality show obserwują każdy ruch na podwórku z suszarnią. - Nawet jak podjeżdża traktor ze zbożem, od razu widać zaraz policję - dodaje rolnik.

Kontrole i pułapki na drzewach nie znalazły trucizny

Podczas pierwszej sprawy cywilnej, jak opowiada nam Pani Dorota, biegli wieszali na drzewach specjalne pułapki mające wykryć emisję trucizn z suszarni. Pułapki nie wykazały niczego szkodliwego – jedyną rzeczą znalezioną były gąty, czyli resztki spalonego drewna z domowego kominka. Podkreślmy jeszcze raz - suszarnia pracuje opalając słomę.

Biurokracja kontra rolnik

Dorota i Jacek Głowaccy wielokrotnie interweniowali w instytucjach, pisali do gmin, a nawet uczestniczyli w komisjach sejmowych odnośnie projektu ustawy o produkcyjnej funkcji wsi.

- Jestem ta natrętna od suszarni – tak mówię o sobie. Prosiłam o pomoc i dopiero teraz Pani dzwoni i chce zobaczyć, jak naprawdę wygląda nasza praca – opowiada.

Historia pokazuje, jak trudne jest życie rolnika w konflikcie z biurokracją i sąsiedzkimi roszczeniami, nawet gdy wszystkie przepisy są przestrzegane. Rolnicy są bezradni. Pomimo że w swoją pracę włożyli młodość, pieniądze i pasję, to stale czują się pod presją.

Sprawą zajęło się równocześnie Stowarzyszenie Dla Powiatu, które nie zamierza stać bezczynnie wobec problemu rolników i rozważa możliwość złożenia skargi nadzwyczajnej. Ponadto w przestrzeni parlamentarnej zapowiada położenie nacisku na  przyspieszenie prac nad ustawą o funkcji podukcyjnej wsi.  

Suszarnia – to nie luksus, a konieczność

- To nie jest ogromna fabryka, tylko nasze narzędzie pracy. Bez niej nie utrzymamy domu, nie przygotujemy zboża do sprzedaży – podkreśla Pani Dorota.

Dla rolników takich jak Głowaccy suszarnia to nie luksus, lecz serce gospodarstwa – i przede wszystkim prawo do pracy - o które muszą walczyć w sądzie.

image
Suszarnia działa dwa miesiące. A kary spadają na rolników cały rok
FOTO: D. Głowacka/A. Sawicka/canva

Gdzie ustawa o produkcyjnej funkcji wsi?

Sprawa Głowackich odsłania szeroki problem: brak jasnych przepisów chroniących produkcyjną funkcję wsi!

Dziś rolnik nazbyt często musi tłumaczyć się z tego, że pracuje – że kombajn hałasuje, że pachnie obornik, że słychać wentylator suszarni.

- Wieś to nie tylko osiedle domków jednorodzinnych. Tu pachnie obornikiem, słychać kombajn i chodzi suszarnia. To nie luksus, tylko nasze życie i nasza praca – mówi rolniczka.

Czy produkcja na wsi ma zaniknąć?

Rolnicy pytają wprost: czy produkcja na wsi ma w Polsce zaniknąć?

- Po tych wszystkich latach wiem jedno: trzeba walczyć o swoje prawo do pracy i godność. I czasem jedyna droga prowadzi przez biurokrację i sądy, choć nie powinno tak być – dodaje.

Rolnicy nie proszą o żadne dotacje ani przywileje. Chcą tylko prawa do pracy – do zasiania, zebrania i do wysuszenia zboża. Nic więcej. Bez ustawy, która jasno określi prawo rolnika do produkcji, wieś coraz bardziej staje się miejscem ostrego konfliktu. Do sprawy na pewno niebawem powrócimy.  

źródło: wywiad własny

Agnieszka Sawicka

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
04. grudzień 2025 15:14