Koniec z dokładaniem do loch
– Dość mieliśmy już dokładania pieniędzy do utrzymywania loch i przeszliśmy na tucz w cyklu otwartym. Jednak, jeśli by coś drgnęło w ministerstwie rolnictwa i pojawiłby się konkretny program i wsparcie mające na celu odbudowę krajowej hodowli trzody chlewnej, to wróciłbym do utrzymywania macior. Przecież sytuacja jest dramatyczna, krajowe pogłowie trzody chlewnej spadło dwukrotnie od czasu wstąpienia do UE, a w Polsce tuczy się prawie wyłącznie warchlaki duńskie, naszych krajowych jest jak na lekarstwo. To stwarza duże zagrożenie dla bezpieczeństwa żywnościowego. W ogóle nie ma żadnej spójnej polityki rolnej w naszym kraju i nie było jej przez 30 ostatnich lat, czyli w okresie, w jakim prowadzę gospodarstwo rolne. Nie ma żadnego programu długofalowego wspierającego rozwój jakiejkolwiek gałęzi rolniczej, wszystkie wsparcia, jakie są, mają charakter doraźny, są przygotowane w pośpiechu, na ostatnią chwilę i często przed wyborami.
Ceny zbóż stoją
Rolnik zwrócił też uwagę, że ceny zbóż są sprzed 20 lat, a koszty produkcji wzrosły kilkukrotnie, zaś maszyny rolnicze podrożały niemal o 100%.
Wołowina też poleci na łeb, na szyję
– Mamy dobre ceny na wołowinę, jakich nie było przez lata, ale niedługo to się zmieni, bo przyjedzie znacznie tańsza wołowina z krajów Mercosur. UE działa i podpisuje umowy na szkodę europejskich rolników. Z Mercosuru przyjadą też zboża i to w sytuacji, kiedy polscy rolnicy nie mogą sprzedać swoich zbóż – powiedział Waldemar Skuza.
Problematyczny tucz nakładczy
Rolnik poruszył też problem dość ciekawego, a jednocześnie bardzo groźnego dla polskich rolników zjawiska, jakim jest tucz nakładczy.
– Nie do końca logicznie można wytłumaczyć fenomen tuczu nakładczego, przecież to są korporacje, pracuje tam wiele osób od przedstawicieli handlowych po dyrektorów, każdy musi swoje zarobić i rolnikowi też coś skapnie, a gdy rolnik tuczy na własną rękę własne prosięta, to okazuje się, że musi dokładać do interesu. Te korporacje otrzymują znacznie wyższe ceny za tuczniki niż rolnicy, bo inaczej to by się nie spinało. Ale co tu się dziwić, jak przecież największe zakłady mięsne w Polsce zostały sprzedane i są w obcych rękach. Zakłady Mięsne Sokołów należą do Duńczyków, a prosięta w tuczu nakładczym też są duńskie. Część rolników idzie w tucz nakładczy, bo na krótką metę często się to opłaca, ale długofalowo rozkłada na łopatki polskie rolnictwo. Obcemu kapitałowi udostępniamy swoje chlewnie, pracujemy w ten sposób na obcy kapitał, przy okazji oni mają zbyt na swoją paszę, a zboża paszowego od polskiego rolnika nie ma kto kupić. Nie mówiąc o tym, że w ten sposób Duńczycy rozwiązują sobie problem nadmiaru gnojowicy w swoim kraju, której znacznie mniej powstaje przy produkcji prosiąt niż przy tuczu do wagi rzeźnej – podkreślił Waldemar Skuza.
Andrzej Rutkowski
fot. A. Kurek
