Rolnicy Świętokrzyskie zorganizowali spotkanie ws. ubezpieczeń upraw rolniczych
Rolnicy z organizacji „Rolnicy Świętokrzyskie” nie zgadzają się na tworzenie przez ubezpieczalnie „czarnych list”, na których podstawie rolnikom odbierana jest możliwość ubezpieczania upraw, jeśli ponieśli straty i dostali odszkodowanie w latach poprzednich. Członkowie organizacji uważają również, że należałoby wreszcie uregulować kwestię tego kim jest, a kim nie jest tzw. aktywny rolnik, bo przez to wielu rolników, którzy faktycznie uprawiają ziemię, ponosi straty, dlatego że odszkodowania za straty poniesione na skutek występowania klęsk żywiołowych są wypłacane formalnym właścicielom gruntów, a nie dzierżawcom.
W związku z powyższym 15 czerwca br. w remizie OSP Buszkowice odbyło się spotkanie otwarte mające na celu wypracowanie odpowiednich rozwiązań systemowych dotyczących ubezpieczeń rolniczych i definicji rolnika aktywnego, w którym uczestniczyli rolnicy i zaproszenie goście:
- Delegacja Rolników z Nagłowic – poszkodowani w zeszłorocznych nawałnicach z gradobiciem,
- Aleksandra Szelągowska – zastępca dyrektora Departamentu Finansów Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi,
- Tomasz Buczek – poseł do Parlamentu Europejskiego,
- Marcin Woch – Bezpartyjni Samorządowcy,
- Mirosław Fucia – prezes Świętokrzyskiej Izby Rolniczej,
- Tomasz Heba – niezależny doradca w zakresie ubezpieczeń Agro.
Zobacz też: Dopłaty bezpośrednie: ilu rolników będzie musiało udowodnić, że są rolnikami?
Rolnik aktywny – brak możliwości weryfikacji kto nim jest
Jak informuje Grzegorz Skurski, przedstawiciel organizacji „Rolnicy Świętokrzyskie”, najważniejszym problemem przedstawionym podczas spotkania zorganizowanego w Buszkowicach był brak możliwości zweryfikowania, kto jest rolnikiem aktywnym, a kto nim nie jest. Rolnicy z woj. świętokrzyskiego przedstawili również swoje pomysły na weryfikację tego, którzy rolnicy uprawiają ziemię, a którzy tego nie robią i mimo wszystko pobierają należne płatności.
– Nie ma możliwości zweryfikowania, kto jest rolnikiem aktywnym, a kto nim nie jest. Wskazaliśmy kilka punktów, dzięki którym możliwe byłoby „przesianie” tego towarzystwa, bo dzisiaj mamy rolników uprawiających ziemię i właścicieli ziemskich wydzierżawiających ziemię i biorących dopłaty do swojej kieszeni. Chodzi o to, że kiedy występują kataklizmy, takie jak ostatnie gradobicie, to ci właściciele ziemscy jako pierwsi idą do gminy i wypełniają formularze, bo liczą na to, że tysiąc lub dwa do hektara zostanie im wypłacony, choć wielu z nich od lat nie było na polu – wyjaśnia Skurski.
Pieniądze dla rolników aktywnych i dokumentacja wizyt na polach
Jak relacjonuje Skurski, obecni na spotkaniu rolnicy zwrócili również uwagę na to, że w związku z brakiem szczegółowego rozgraniczenia na rolników aktywnych i nieaktywnych zawodowo, ci aktywni nie dostają odszkodowań za szkody powstałe w uprawach rolniczych albo wypłacane im kwoty są bardzo niskie. Dlatego, zdaniem rolników, należałoby zobligować komisje gminne do dokumentowania wizyt na polach, które odbywają po wystąpieniu klęski żywiołowej.
– Jednostkowa pomoc dla rolników jest sporadyczna, choć na fundusze są przeznaczane duże kwoty, co wynika z faktu, że wiele osób ubiega się o odszkodowanie po oszacowaniu przez komisje gminne i wtedy osoby, które nie uprawiają, pobierają świadczenia. Zaznaczyliśmy, że naszym zdaniem, gmina powinna zobligować osoby współtworzące komisje szacujące straty rolnicze poniesione w związku z wystąpieniem niekorzystnych warunków atmosferycznych do zbierania materiałów dowodowych. Uważamy, że nie może być sytuacji, w której komisja jednemu rolnikowi daje 80%, a drugiemu 50%, a w rzeczywistości mogło tam nie być ani suszy, ani gradu – tłumaczy Skurski.
Przeczytaj również: Pilne spotkanie w ministerstwie. Mają być szlaki gradowe i dopłaty dla rolników
Czy MRiRW rozwiąże problem „czarnych list” stworzonych przez ubezpieczalnie?
Celem spotkania w Buszkowicach było również przedstawienie zaproszonym gościom problemu „czarnych list” stworzonych przez ubezpieczalnie, z którym borykają się obecnie rolnicy. Jak wyjaśnia Skurski, chodzi o to, że firmy ubezpieczeniowe nie chcą ubezpieczać upraw rolnikom, którzy w przeszłości dostali już odszkodowanie za szkody powstałe w związku z wystąpieniem niekorzystnych zjawisk atmosferycznych. Wolą ubezpieczyć rolnika, który takiego odszkodowania nie dostał, a tego, który już dostał pieniądze, wpisują na „czarną listę”. Jak tłumaczy, tak dzieje się w woj. świętokrzyskim, a w woj. małopolskim ubezpieczalnie stworzyły jeszcze bardziej absurdalny system.
– Chcielibyśmy, by resort rolnictwa rozwiązał problem „czarnych list”, które zostały stworzone przez firmy ubezpieczeniowe. Ja bym chciał, jako rolnik, żeby tych komisji do szacowania klęsk nie było, ponieważ część rolników, która chciała się ubezpieczyć, nie miała takiej możliwości i była na „czarnej liście”. Chciałbym, żeby ci rolnicy, którzy trafili na „czarną listę” mogli się ubezpieczyć. Od kolegów z woj. małopolskiego wiem, że na ich terenie „czarna lista” działa w jeszcze gorszy sposób, bo tam ubezpieczalnie stworzyły mapy zagrożeń i mają kody pocztowe, na których podstawie stwierdzają, gdzie mieszka rolnik lub znajduje się jego pole i na podstawie kodu pocztowego uniemożliwiają ubezpieczenie, nawet jeśli wcześniej go nie było – dodaje Skurski.
Sprawdź: Straty w uprawach po gradzie. Gdzie je zgłosić i jak uzyskać pomoc?
Rolnicy stworzą własny TUW?
Jak tłumaczy Skurski, Aleksandra Szelągowska z Departamentu Finansów MRiRW zaproponowała im założenie własnego Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych, ale zdaniem rolników, na ten moment byłoby to zbyt skomplikowane przedsięwzięcie.
– Zastanowiliśmy się również nad tym, czy ubezpieczenia upraw i sadów nie powinny być obowiązkowe. Aktualnie nie mamy ani wiedzy, ani praktyki, jak założyć TUW i prawidłowo tym zarządzać. Ponadto nie dysponujemy informacjami o tym, jakie jest zapotrzebowanie na ubezpieczenia, na terenie woj. świętokrzyskiego, jakie rolnicy ponieśli straty przez ostatnie 5 czy 10 lat, czy te straty narastają czy się zmniejszają oraz ile państwo dopłaciło do tych odszkodowań, a ile wypłaciły firmy ubezpieczeniowe, bo chcielibyśmy wiedzieć, jak to wygląda, ale to w naszym woj. świętokrzyskim, przecież nie jesteśmy w stanie ogarniać całego kraju. Aktualnie nie znamy ani kosztów, ani przychodów, więc w jaki sposób mamy działać? – pyta Skurski.
Jednym z pomysłów rolników z woj. świętokrzyskiego na rozwiązanie trudności występujących przy ubezpieczaniu upraw rolniczych, jest rozmowa z prezesem Związku Sadowników RP Mirosławem Maliszewskim w celu omówienia zaprojektowanej przez niego i jego współpracowników ustawy o ubezpieczeniach.
– Chcielibyśmy zobaczyć, jak ta ustawa wygląda. Wówczas, jeśli dostalibyśmy dane o woj. świętokrzyskim, moglibyśmy pomyśleć, jak pogrupować poszczególne uprawy, bo to jest różnie w przypadku sadów i upraw rolniczych. Może udałoby się nam zaproponować dwa warianty ubezpieczeń, z czego jeden np. gwarantowałby możliwość odtworzenia produkcji na kolejny rok i ubezpieczyć koszty poniesione na odtworzenie produkcji – rozważa Skurski.
Rolnicy chcą zmiany podejścia polityków do rozmowy z nimi
Przedstawiciel rolników z woj. świętokrzyskiego zaznacza, że na wstępie spotkania zaproszeni goście otrzymali komunikat, z którego jasno wynikało, że rolnicy nie mają zamiarów politycznych, a chcą jedynie, by ich wołanie o pomoc, było wreszcie usłyszane, a nie zbyte stosem nic niewnoszących pism urzędowych.
– Na początku spotkania zapowiedzieliśmy przybyłym gościom, że my nie mamy zamiarów politycznych i nie chcemy im wytykać tego, czy ktoś coś zrobił, czy nic nie zrobił, ale oczekujemy rozwiązania naszych problemów. Teraz czekamy na to, co nam odpowiedzą z ministerstwa rolnictwa, bo na ogół odpowiedzi jest kilka kartek, a jedno konkretne zdanie trudno jest tam znaleźć. Powiedzieliśmy im, że oczekujemy poważnego podejścia, a nie wysyłania pism i liczenia na to, że rolnicy zapomną – podkreślił Skurski.
Jak wynika z relacji Skurskiego, na spotkaniu w Buszkowicach był obecny rolnik, który wprost przyznał, że wybrał się na rozmowę do ministerstwa rolnictwa i nie otrzymał żadnych konkretów. Nikt nie miał czasu, by z nim porozmawiać, coś zostało zapisane, a urzędnicy co chwilę wychodzili i wchodzili.
– Ten rolnik powiedział, że to tak nie powinno wyglądać, bo jeśli rolnicy jadą do ministerstwa rolnictwa, to nie po to, żeby posiedzieć tam dwie godziny, tylko ustalić konkretne rozwiązania problemów. Rolnicy nie są zainteresowani wizytami w resorcie rolnictwa, które polegają na zrobieniu zdjęcia, wypiciu kawy czy herbaty i zjedzeniu ciastka, a potem wróceniu do domu z niczym – stwierdził Skurski.
Siekierski otrzyma protokół ze spotkania w Świętokrzyskiem
Efektem spotkania w Buszkowicach jest raport przygotowany przez Aleksandrę Szelągowską, który ma trafić na biurko ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego. Ww. problemy mają być w nim wyjaśnione i w stosowny sposób opisane.
– Ma go przekazać do ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego, żeby wiedział, jakie mamy oczekiwania. Ze swojej strony, jako rolnicy, wskazaliśmy, gdzie leży problem, gdzie brakuje rozwiązań, które sprawiłyby, że rolnicy zostaliby przegrupowani, a pieniądze wreszcie trafiłyby do właściwych rąk rolników, którzy faktycznie użytkują pola, a nie są tylko właścicielami ziemskimi – dodaje Skurski.
Czy rolnicy z woj. świętokrzyskiego chcą odwołania ministra rolnictwa?
Aktualnie rolnicy z woj. świętokrzyskiego czekają na odpowiedź w sprawie protokołu sporządzonego przez Szelągowską, ale jak mówią nie zależy im już na spotkaniach z ministrem rolnictwa, bo ich zdaniem są one raczej okazją do zrobienia wokół siebie szumu medialnego, a nie rozwiązania problemów, które naprawdę powodują bankructwo rodzinnych gospodarstw.
– My w ogóle możemy się nie spotykać z ministrem rolnictwa, jeśli nie chce, bo nas to już w ogóle nie interesuje. Ale oczekujemy konkretnych rozwiązań na przyszłość, a nie przyjeżdżania na zawołanie jednego z włodarzy powiatowych i robienia szopki medialnej. Jesteśmy zniesmaczeni tego typu wizytami w terenie, bo np. w zeszłym roku miał informacje o przymrozkach i nic nie zostało zrobione – twierdzi Skurski, dodając, że jeśli minister rolnictwa nie podejmie konkretnych działań, to lepiej, by został odwołany.
– On już i tak ułożył pod sobą stos, pozostaje czekać, kiedy dojdzie do samozapłonu – kończy Skurski.
Justyna Czupryniak-Paluszkiewicz
