Łąki rolnika obiektem badań bez jego zgody
Do sytuacji, o której informujemy, doszło w powiecie sępoleńskim, na terenie woj. kujawsko-pomorskiego. Rolnik będący hodowcą bydła, w obawie przed konsekwencjami podania sprawy do mediów, woli pozostać anonimowy.
Jak informuje hodowca, wszystko zaczęło się w sierpniu 2025 r., kiedy spółka GT odwiedziła władze jednej z gmin w powiecie sępoleńskim i poinformowała, że teren ten został wytypowany do przeprowadzenia badań. Następnie przedstawiciele firmy skontaktowali się z sołtysami wsi, a potem z rolnikami.
Z relacji naszego rozmówcy wynika, że sposób, w jaki przedstawiano rolnikom proces realizacji badań, zdecydowanie różnił się od rzeczywistości.
– Przedstawiciele GT jeździli i zbierali zgody od rolników, które miały umożliwić wjazd na pola w celu przeprowadzenia badań. Część rolników wyraziła zgodę, a część nie. Okłamywali ludzi, że to będą rozstawiane tylko jakieś czujniki, że będą chodzić i robić pomiary. Słowem się nie zająknęli, że w najgorszej fazie, jaką jest grudzień, gdzie jest mokro i nie ma mrozu, wjadą maszynami ważącymi po 30 t na pola i wszystko zniszczą. Od niektórych rolników uzyskali zgodę i tam wjeżdżają, ale ja się nie zgodziłem na wjazd na moje łąki, a i tak wjechali – opowiada wzburzony rolnik.
Zniszczone łąki pod osłoną nocy
Z relacji poszkodowanego hodowcy wynika, że sprawa jest bulwersująca, bo pracownicy GT wjechali na jego pole pod osłoną nocy, mimo że wcześniej udało mu się ich zatrzymać.
– Robią to w perfidny sposób. To było tak, że zauważyłem, jak jadą maszynami w kierunku moich pól, więc szybko wsiadłem w samochód i ich zatrzymałem. Zapytałem, dokąd jadą i powiedziałem, że nie wyrażałem zgody na wjazd i nie chcę, żeby mi ktoś jeździł po polu. Powiedzieli mi, że jadą do sąsiada, bo on się zgodził. I faktycznie, wjechali do niego. Chwilę jeszcze ich poobserwowałem, to było po godz. 20.00 i pojechałem do domu – relacjonuje rolnik.
Jak jednak przyznaje, szybko przekonał się, że jego interwencja okazała się nieskuteczna.
– O 22.00 zadzwonił sąsiad, że wjechali do mnie na łąki. Zanim wstałem i dojechałem na łąkę, pracownicy GT pojechali już dalej. To, co zrobili z łąką, to jest jakaś masakra – przyznaje rolnik.
Dalsza część artykułu pod galerią zdjęć:
Rolnik: "Wjechali na łąki i zrobili, co chcieli"
Po tym, co zobaczył rolnik, skontaktował się z kierownikiem działań GT na terenie powiatu sępoleńskiego i zapytał, co dalej z jego zniszczoną własnością. Mężczyzna nie miał jednak za wiele do powiedzenia hodowcy i zasłonił się przepisami prawa.
– Po wszystkim zadzwoniłem do kierownika, który kieruje pracami i jest odpowiedzialny za to, gdzie i kiedy jadą maszyny Geofizyki. Zapytałem go, co teraz, bo jest tak, że jeśli ja się nie zgodzę, mogą wjechać na prawach nakazu, ale go nie mieli. Nikt nie przyjechał do mnie i nie pokazał mi, że został wydany nakaz wjazdu na moje pola. Wtedy kierownik zaczął zasłaniać się procedurami i owijać w bawełnę, że wypłacą nam odszkodowanie. Ale my nie chcemy tych pieniędzy, nie wpuściliśmy ich, a oni i tak wjechali, i zrobili, co chcieli. Jak zadzwoniłem do kierownika i chciałem się dowiedzieć, co dalej z tym robimy, to kazał mi dzwonić wyżej – tłumacz rolnik.
Rolnik z sąsiadami pilnuje pól przed pracownikami geofizyki
Rolnik informuje, że sytuacja jest poważana, a on wraz z kolegami nocami pilnuje pól, by pracownicy GT nie wyrządzili kolejnych szkód.
– To jest samowolka. W perfidny sposób, pod osłoną nocy, wjechali na nasze pola. Narobili szkody i bałaganu, a ja mam się teraz z nimi szarpać? Mi to nie jest potrzebne. Hodujemy zwierzęta, pracujemy całe dnie i co gorsza, to przez ostatnie noce wspólnie z sąsiadami jeździliśmy i pilnowaliśmy tych pól, żeby oni przypadkiem znowu nie wjechali i ich nie zniszczyli – mówi rolnik.
Co więcej, jest przekonany, że wjazd na zniszczone łąki będzie graniczył z cudem.
– Ja nie wiem, co ja teraz zrobię. Mam w powietrzu fruwać nad tymi polami? Nie wiem nawet, jak tam wjadę. Wjechać może wjadę, ale jak ja stamtąd wyjadę? Darniny już po prostu nie ma – przyznaje hodowca.
Darń zniszczona - rolnik nie zbierze plonu
Z relacji rolnika wynika, że łąki, które zostały zniszczone przez pracowników GT, są tam od wieków. Żadna susza im niestraszna, a hodowca zbiera z nich 5 pokosów wartościowej sianokiszonki na paszę dla bydła. Jak jednak przyznaje, spodziewa się, że w kolejnym sezonie plon będzie zdecydowanie niższy.
– To są łąki torfowe, na których uprawiamy trwałe użytki zielone. Dzięki wykształconej na tych gruntach darni mogliśmy poruszać się po nich ciągnikami rolniczymi i innymi maszynami. Pracownicy GT zniszczyli tę darń, bo zagęszczarkami zrobili doły na metr głębokości. To jest po prostu tragedia. Przerwali również urządzenia melioracyjne. Poprzecinali rowy, przez co na polach zbiera nam się teraz woda – komentuje rolnik.
Zdaniem rolnika, szkody wyrządzane przez pracowników GT będą naprawiane latami, a zebranie plonu będzie nie lada problemem.
– Jeśli chodzi o wyrządzane przez pracowników geofizyki szkody, temat jest złożony. Na przykład, jeśli oni wjechaliby przed żniwami i zniszczyli tylko plon, bo byłoby sucho, maszyny jechałyby po wierzchu, to gdyby wypłacili odszkodowanie, byłoby w porządku. Chodzi jednak o to, że straty, które powodują na naszych łąkach, będą istniały jeszcze przez kilka lat. Wszystkie urządzenia melioracyjne będą pozarywane i zniszczone, a my będziemy mieli problem z zebraniem plonu z tych łąk – alarmuje rolnik.
GAEC 2 na zniszczonej łące
Sytuację, w której znalazł się poszkodowany rolnik dodatkowo komplikuje fakt, że zniszczone łąki są objęte normą GAEC 2, czyli obowiązkowym elementem Wspólnej Polityki Rolnej UE, wprowadzonym w 2025 r., mającym na celu ochronę torfowisk i obszarów podmokłych użytkowanych rolniczo, co uniemożliwia m.in. ich uprawę.
– To nie jest tak, że my odnowimy taką łąkę w rok. Potrzebujemy minimum trzech lat. Człowiek dba o te łąki przez kilka lat, a ktoś wjeżdża i wszystko niszczy w ciągu 20 minut. Płakać się chce. Te łąki są objęte normą GAEC 2, dlatego z urzędu mamy narzucone, że nie możemy nic na nich robić pod względem uprawy – wyjaśnia rolnik.
Jak dodaje hodowca, jego sąsiad w przeszłości, kiedy tereny te nie podlegały normie GAEC 2, podjął próbę założenia na nich uprawy zbóż, jednak z marnym skutkiem.
– My o te łąki dbamy, utrzymujemy je w wysokiej kulturze, nie możemy zrobić z nich pola, bo tam urośnie tylko trawa. Potem pozyskujemy ją na paszę dla bydła. Parę lat temu sąsiad chciał tam zrobić pole, ale po tym, jak w żniwa utopił się kombajnem i musiał go wyciągać dźwig, to sobie odpuścił – wspomina rolnik.
Zniszczone drogi gminne i polne
Z relacji poszkodowanego hodowcy wynika, że szkody wyrządzane przez pracowników GT stanowią uciążliwość nie tylko dla rolników, ale również mieszkańców wsi, ponieważ niszczone są nie tylko pola, ale również drogi gminne i polne. W tej sytuacji ludzie mają problem z dojazdem do swoich posesji.
– Wiem, że ludzie zgłaszają sprawę nie tylko do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, ale również na policję. Chodzi też o to, że pracownicy Geofizyki rozjeżdżają drogi gminne i polne, stanowiące dojazd do posesji. Przez to, że u nas są tereny nizinne, te drogi wyglądają tragicznie. Władze gminy mówią, że nic nie da się z tym zrobić, bo jest zima i trzeba poczekać do wiosny, a niektórzy ludzie muszą z nich korzystać. Po takiej zniszczonej drodze nie da się normalnie przejechać samochodem osobowym. Mamy teraz koszmarny problem – komentuje rolnik.
Jak dodaje, obronę przed konsekwencjami zniszczenia pól przez pracowników GT, może stanowić jedynie zgłoszenie szkód właśnie do Agencji.
– Zgłosiłem zniszczenia do ARiMR i otrzymałem potwierdzenie, bo bałem się, że w razie kontroli zabiorą mi dopłaty. W ten sposób próbujemy się bronić – dodaje rolnik.
Odszkodowania wypłacane od fragmentów uszkodzonych pól
W ocenie hodowcy, odszkodowania za szkody wyrządzane przez pracowników GT są wypłacane jedynie od fragmentów, które oni zniszczyli.
– Odszkodowania wypłacają tylko od fragmentów, które oni zniszczyli. Idą, liczą metry przejazdu i wypłacają odszkodowanie na podstawie tego, co obliczą – tłumaczy hodowca.
Rolnik: "Ludziom trzęsą się domy"
W opinii hodowcy sprawa jest o tyle poważna, że podczas wykonywanych badań ziemia jest wprowadzana we wstrząsy, które powodują drgania domów.
– Pracownicy geofizyki jeżdżą i kłamią ludziom w żywe oczy. Oni mają płacone od wibracji i robią to pod osłoną nocy, bo im więcej wibracji, tym więcej będą mieli zapłacone. Piszą na swoich stronach internetowych, że te ich działania nie są szkodliwe, a jak robią wstrząsy, to ludziom się całe domy trzęsą – dodaje hodowca.
Rolnik do rolników: "Nie dajcie sobie wcisnąć kitu"
Jak twierdzi poszkodowany rolnik, swoim zgłoszeniem chciałby ostrzec rolników z całej Polski, bo wkrótce to ich region może stać się obiektem badań GT.
– Chciałbym ostrzec rolników, żeby nie dali sobie wcisnąć kitu i nie dali się nabrać na to, co mówią przedstawiciele GT. Oni jeżdżą i mówią, że będą wypłacane odszkodowania. Ja się nie zgodziłem, a oni i tak wjechali, i zniszczyli mi pole. Pojadą w inny region Polski, niech ludzie wiedzą, żeby tak łatwo się nie zgadzać na to ich obiecywanie. My teraz jesteśmy poszkodowani, bo łąki będziemy mieli zalane i pola też będziemy mieli zalane. Nie możemy tego teraz nawet ruszyć, bo po pierwsze nie ma pogody, a po drugie nie jest oszacowane i ktoś przyjedzie na szacowanie, i potem mi powie, że szkody nie ma – ostrzega rolnik i dodaje, że uszkodzone użytki trwałe tracą na wartości tak samo, jak dom czy mieszkanie. W jego odczuciu postępowanie w taki sposób z rolnikami dbającymi o ziemię jest kompletnym brakiem szacunku i nie powinno mieć miejsca.
O stanowisko w sprawie poprosiliśmy Geofizykę Toruń S.A. Odpowiedź opublikujemy.
Justyna Czupryniak-Paluszkiewicz
