StoryEditorInterwencja

Rolnicy walczą z niechcianymi słupami

12.09.2016., 13:09h
W ostatnią niedzielę sierpnia br. rolnicy zablokowali drogi krajowe nr 7 i 8 pod Warszawą, by zaprotestować przeciwko budowie linii najwyższych napięć Kozienice – Ołtarzew. To efekt decyzji o zmianie przebiegu trasy linii energetycznej podjętej przez Polskie Sieci Energetyczne wbrew opiniom ekspertów i mimo społecznego sprzeciwu.

Linia energetyczna najwyższych napięć Kozienice – Ołtarzew połączyć ma powstający nowy blok energetyczny o mocy 1070 MW w elektrowni w Kozienicach z liniami przesyłowymi zasilającymi aglomerację warszawską oraz Polskę centralną i północną. Jej trasę kreślono na wiele sposobów. W maju br. Polskie Sieci Energetyczne (PSE) zaprezentowały wyniki tzw. analizy wielokryterialnej, która wskazywała pięć wariantów korytarzy dla budowy linii 400 kV. Grupa robocza, na czele z ekspertem prof. Andrzejem Kraszewskim z Politechniki Warszawskiej, wskazała, że najlepszy będzie wariant wzdłuż autostrady A2 i drogi krajowej nr 50, ponieważ najmniej zaszkodzi środowisku i interesom mieszkańców. W pracach grupy brali udział przedstawiciele zainteresowanych samorządów. Przeciwko takiej lokalizacji linii zaprotestowali jednak mieszkańcy gmin: Wiskitki, Mszczonów, Pniewy, Baranów, Warka, Chynów oraz miasta Żyrardów.

3 sierpnia PSE poinformowały, że: „W związku z protestami społecznymi skuteczna realizacja inwestycji w korytarzu, na który wskazała analiza wielokryterialna, nie jest możliwa. W związku z powyższym inwestor postanowił wytyczyć trasę w korytarzu określonym obowiązującym planem zagospodarowania przestrzennego województwa mazowieckiego” i decyzja ta „nie podlega dalszym negocjacjom”. Linia będzie przechodzić m.in. przez gminy: Żabia Wola, Jaktorów, Radziejowice, Grodzisk Mazowiecki, Jasieniec oraz Promna. Na mieszkańców wymienionych rolniczych gmin, w których dominują gospodarstwa sadownicze i ogrodnicze, wiadomość ta spadła jak grom z jasnego nieba. Zdesperowani wyszli na drogi – najpierw 19, a następnie 28 sierpnia. W Pamiątce pod Tarczynem krajową „siódemkę” w ostatnią niedzielę wakacji blokowało ponad tysiąc osób. Przeciwnicy „nowego” przebiegu linii zablokowali również trasę nr 8 w Oddziale, drogę nr 719 w Jaktorowie oraz nr 579 w Makówce.

Gra o wszystko
– W mediach mówi się tylko o biednej stolicy, której brakuje prądu, i wściekłych kierowcach, którym utrudniamy życie – ubolewa Marcin Tobera, jeden z protestujących, właściciel 13,5-hektarowego sadu we wsi Kopana w gminie Tarczyn. – Nikt nie zastanowił się nawet, dlaczego wyszliśmy na drogi i o co nam chodzi.

– Ukończyłem studia na SGGW, potem studiowałem w Niemczech i przez kilka lat pracowałem w Warszawie, w pewnej korporacji finansowej – opowiada rolnik. – Gdy założyłem rodzinę, wróciłem jednak na wieś, bo chciałem swoim dzieciom zapewnić lepsze warunki do życia. Wraz z ojcem powiększyliśmy sad z 1 do ponad 13 ha. Obsadziliśmy grunty młodymi śliwami, czereśniami i jabłoniami. Zmodernizowaliśmy i rozbudowaliśmy budynki gospodarcze, zakupiliśmy nowe maszyny. Zacząłem już montaż systemu nawadniania i prawie rozpocząłem budowę nowej chłodni na owoce. Tymczasem z dnia na dzień dowiaduję się, że wszystkie nasze wysiłki mogą pójść na marne, że wyrzuciliśmy pieniądze w błoto.

– Udało się nam kupić ziemię po sąsiedzku, więc cały sad mamy teraz w jednym kawałku – wyjaśnia sadownik. – Jeśli PSE zrealizują ten wariant przebiegu słupów, linia dwukrotnie przetnie nasze grunty. Słupy będą miały 80 m wysokości, a oddziaływanie pola elektromagnetycznego takiej linii ma zasięg około 1 km. Znam wyniki badań oddziaływania podobnych linii energetycznych, przeprowadzonych na zachodzie Europy, i wiem, że owady zapylające nigdy tu nie przylecą, więc sad nie będzie owocował. Nikt też nie zagwarantuje rolnikowi bezpieczeństwa w trakcie dokonywania oprysków pod słupami i drutami, a przecież bez nich nie ma dziś produkcji. Linia może przebiegać nawet 20–30 m od domów i zabudowań, więc nasze zdrowie też będzie narażone. Wiadomo przecież, że sąsiedztwo linii o takim napięciu powoduje problemy zdrowotne, w tym potęguje ryzyko chorób nowotworowych. A co z dopłatami obszarowymi i działaniami PROW, z których korzystają rolnicy?

– Jeśli linia tu powstanie, to stanę się bankrutem bez przyszłości. Z tej ziemi nie da się już utrzymać, a kupców na nią nie znajdę – skarży się nasz rozmówca. – W podobnej sytuacji są wszyscy rolnicy, którzy protestowali pod Tarczynem. Żaden z nas nie potrafi zrozumieć, dlaczego ktoś chce poświęcić najwartościowsze rolniczo tereny, choć słupy można postawić wzdłuż dróg i autostrad, gdzie jest dla nich miejsce i rolnictwa praktycznie nie ma. Pod Żyrardowem i Mszczonowem protestowali raczej biznesmeni, którzy obawiają się, że ich działki stracą na wartości, i deweloperzy, bo słupy zepsują widok z tarasów planowanych apartamentowców. Tutaj chodzi o życie zwykłych ludzi, o nasze być albo nie być. Dlatego nigdy się nie poddamy i będziemy protestować do skutku – zapowiada rolnik.

– Właśnie wróciłem z rynku w Broniszach, gdzie spędziłem trzy doby – dodaje Marian Tobera, ojciec Marcina. – Byłem z transportem owoców, ale sprzedałem niewiele. Za śliwkę eksportową płacą ledwie 80 groszy za kilogram, za jabłka przemysłowe po 20 groszy. Trwają zbiory, ale przy tych cenach nie sposób znaleźć ludzi do zbioru owoców. Harujemy więc od świtu do nocy, choć o opłacalności produkcji nie ma już mowy. Ktoś świetnie wybrał termin, by zaskoczyć nas decyzją o budowie tej linii. Sądzili pewnie, że w porze zbiorów nie będziemy mieli czasu, by robić im trudności. Ale dla nas to jest gra o wszystko, więc nie możemy ustąpić. Walczymy o miejsca pracy i byt naszych rodzin.

Zdradzeni i oszukani
Ostre protesty mieszkańców wydają się jak najbardziej uzasadnione. Ludzie czują się oszukani i to w dwójnasób – zarówno przez Polskie Sieci Energetyczne, jak i władze samorządowe województwa mazowieckiego. Korytarz ujęty w planie zagospodarowania przestrzennego województwa, przyjętym w 2014 roku, od początku bowiem budził kontrowersje. Nazywano go bublem, gdyż w dużej mierze stanowił kalkę planu z 2003 roku, a trasę wytyczono w oparciu o niezbyt aktualne mapy z lat 80. ubiegłego wieku. Na skutek nacisków samorządów gmin Samorząd Województwa Mazowieckiego podjął konsultacje nad przebiegiem linii i powołał Forum Dialogu z udziałem przedstawicieli Polskich Sieci Energetycznych oraz strony społecznej. Jego celem było wypracowanie kompromisowego przebiegu linii 400 kV. Forum skłaniało się ku wariantowi przebiegu linii wzdłuż drogi krajowej nr 50 i autostrady A2, ale konsensusu nie osiągnięto. Ostatecznie marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik w lutym br. przerwał prace forum i scedował decyzję i odpowiedzialność za jej ewentualne skutki na… PSE.

Spółka zleciła opracowanie wspomnianej już analizy wielokryterialnej, która wskazała 5 wariantów, a powołani eksperci znów za optymalny uznali wariant A2/50. Wówczas jednak zaoponowały Żyrardów, Mszczonów i inne gminy, które dotąd biernie przyglądały się sporom. Dla nich propozycja A2/50 była nie do przyjęcia, a do tego kłóciła się tak z obowiązującym planem zagospodarowania, jak i wcześniejszymi ustaleniami planistycznymi. Miały więc prawo się sprzeciwić. Mieszkańcy protestujących teraz na drogach gmin Żabia Wola, Jaktorów, Radziejowice, Jasieniec czy Promna kilkukrotnie zaś słyszeli obietnice i zapewnienia, że słupy na ich ziemi nie staną. Padały one przede wszystkim z ust przedstawicieli władz wojewódzkich. Wśród protestujących w Pamiątce rolników pobrzmiewały głosy oburzenia – nie tylko z powodu złamania tych obietnic. W Tarczynie, jak mówili, słupy poprowadzono przez środek gospodarstw zamiast np. po nieużytkach dawnego PGR w Pawłowicach. A to dlatego, iż popegeerowskie grunty nabył pewien wysoko postawiony polityk z poprzedniej ekipy rządzącej. Twierdzą również, że słupy przy drodze nr 50 też przeszkadzały głównie znanym z pierwszych stron gazet politykom, którzy swój kapitał lokowali w gruntach pod Warszawą. Wskazują, że PSE wybrały nie tylko wariant najmniej korzystny dla rolników, ale i o kilkadziesiąt milionów droższy od wariantu A2/50. Sierpniowe blokady spotkały się z poparciem samorządów gmin, przez które przebiegać ma linia najwyższych napięć Kozienice – Ołtarzew. Burmistrzowie i wójtowie wspólnie wystąpili ze sprzeciwem wobec planów budowy do PSE, resortu energetyki i rządu. Protestujący zapowiadają, że nie ugną się i nie zaniechają akcji, dopóki strona rządowa nie wycofa się całkowicie z tego wariantu przebiegu linii Kozienice – Ołtarzew.

W Pamiątce protestował także prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski. Stwierdził, iż na terenach gęsto zabudowanych lub intensywnie użytkowanych rolniczo linia powinna zostać przeprowadzona pod ziemią, tak jak dzieje się to już od dawna w krajach zachodniej Europy.

– Przesunięcie trasy linii z jednej gminy na drugą nie jest wyjściem z sytuacji. Musimy zrobić wszystko, by inwestycja w takim kształcie i w takim wymiarze nie powstała – powiedział Mirosław Maliszewski.

W cieniu słupów
Pośpiech i determinacja, z jaką PSE forsują budowę, wynikać może z faktu, iż Polska za 2 lata również będzie zobligowana do prowadzenia linii energetycznych wysokiego napięcia pod ziemią, a to podroży jej koszty. Nowy blok węglowy w elektrowni Kozienice kosztować ma 6,4 mld zł. Jego budowa zakończy się w 2017 roku. Według PSE, dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju konieczne jest zarówno utrzymanie na dotychczasowym poziomie eksploatacji istniejących źródeł energii, jak i terminowe uruchomienie wszystkich planowanych bloków energetycznych. Linia Kozienice – Ołtarzew ma więc powstać do 2019 roku.

W cieniu gigantycznych słupów nie chcą tymczasem żyć ani mieszkańcy wsi, ani też miast. Kwestia przebiegu linii najwyższych napięć skonfliktowała wiele gmin i lokalnych samorządów. I trudno się im dziwić… Trudno się też dziwić PSE, że skorzystały z możliwości, jakie daje im tzw. specustawa dotycząca strategicznych dla państwa inwestycji, skoro uznały, że nie ma wariantu, który pogodziłby wszystkie zwaśnione strony. Tylko czy naprawdę takiego rozwiązania nie ma?

Mieszkańcy Mszczonowa i Żyrardowa na razie odetchnęli z ulgą. Sadownicy z Tarczyna czy Jaktorowa nie mogą jednak spać spokojnie.

– Zamiast zrywać owoce, malujemy transparenty i blokujemy drogi. Należałoby opalikować młode drzewka w sadzie, tylko czy to ma jeszcze sens? Może za chwilę wjadą tu buldożery? – pyta Marian Tobera.

Protestujący pod Tarczynem rolnicy zapowiadają kolejne blokady dróg, a jeśli to nie pomoże – pikiety w Warszawie.

Grzegorz Tomczyk

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
12. grudzień 2024 04:37