StoryEditorWiadomości rolnicze

Jak rodził się Teatr w każdej wiosce

21.09.2017., 20:09h
Teatr to takie miejsce, gdzie wszystko staje się możliwe. Jest tam kolorowo, gwarno, czasem ciszej, bywa – że zupełnie bez słów. Jest czasem refleksyjnie, a innym razem tak, że chce się wstać i działać. Znajdziesz tam łagodną reprymendę, wzruszenie i mądrość. Tak jest w gminie Tarnowo Podgórne. Cała gmina jest jak jeden wielki teatr, a to dlatego, że w każdej z wiosek działa grupa teatralna. To ewenement, może nawet na skalę kraju.
Zgrana, a nawet rozegrana gmina – można by o niej powiedzieć. Po świetlicach wiejskich hulają barwne scenografie, snopy światła i profesjonalnie, specjalnie na potrzeby konkretnego tekstu, skomponowane dźwięki. Na świetlicowych scenach wiją się w niezwykłych pozach i mówią zaangażowane, ambitne teksty – dzieci. Te same, które chwilę wcześniej musiały pomóc rodzicom w gospodarstwie albo zająć się bardzo licznym rodzeństwem. Raz w tygodniu biegają na próbę, żeby pobyć w skórze kogoś innego, a potem z jego perspektywy snuć opowieść, która wzruszy ich sołtysa i babcie.

Zaczynali od serca

Jak to możliwe? Takie rzeczy dzieją się, kiedy siły łączy kilku zapaleńców, a motorem działania staje się serce. W gminie Tarnowo Podgórne 15 lat temu znalazło się kilku takich ludzi. Wiedzieli tylko, że chcą obudzić śpiące kulturalnie wioski. I wymyślili, że może najlepiej nada się do tego teatr. Nie wiedzieli dokładnie, jak to zrobią, nie dysponowali koncepcją. Za dobry początek starczyła im nazwa projektu – „Teatr w każdej wiosce”.



Od lewej: Szymon Melosik, Jolanta Tepper, Grażyna Smolibocka i Anna Dzięcioł. Kiedy zakładali we wsiach grupy teatralne, sołtysi niecierpliwie czekali na swoją kolej


– Mamy szesnaście wiosek w naszej gminie i prawie w każdej jest dziś teatr. W każdej wsi, w której jest świetlica wiejska. Kilkanaście lat temu moją uwagę przykuła świetlica w Jankowicach. „Baraczek”, ale z takim wgłębieniem i podestem na 70 centymetrów, które pasowałyby na scenę. I tak sobie wtedy pomyślałem, że to po prostu miejsce na teatr – wspomina Szymon Melosik, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury „Sezam” w Tarnowie Podgórnym, z zawodu muzyk pianista.

Zamarzył wtedy, żeby zrobić teatr międzypokoleniowy, zaangażować do działania całą wieś. I wystawiać klasykę, robić przeglądy i festiwale. Żeby mieszkańcy po żniwach i wykopkach mogli zająć myśli czymś jeszcze poza szarą codziennością. Postanowił założyć grupę teatralną w każdej wsi.

Na spalonej ziemi

Jak podkreśla Szymon Melosik, teatr nie był celem. Celem było, żeby dzieciaki z przysłowiowych zapomnianych wiosek miały szansę na ciekawsze życie.

– Byliśmy też świadkami działania znanej od dawna zasady tzw. teorii spalonej ziemi. Polega ona na tym, że właśnie w pobliżu wielkiego ośrodka kulturalnego paradoksalnie niewiele się dzieje. Ten najbliższy teren jest często kulturalnie wyjałowiony bardziej niż odległa prowincja, ponieważ zakłada się, że ten ciężar przejmie miasto. I tak się często dzieje – tłumaczy dyrektor.

Kiedy zespół projektowy planował działania, okazało się, że trafia na pustynię. Świetlice w kilku miejscowościach nie miały toalet.

– To wszystko rodziło się w bólach, w rozmowach, szukaliśmy formuły. Aktywizować plastycznie? To trochę wąsko. Muzycznie? Trzeba mieć talent. Jak to zrobić najszerzej i zagarnąć do tych świetlic jak najwięcej ludzi ze wsi? Wyszło nam, że teatr to wszystko połączy, że jest najbardziej pojemną formułą – opowiada Jolanta Tepper, polonistka, pracownik ośrodka, odpowiedzialna za animowanie życia kulturalnego w poszczególnych wioskach.



Dzieci ze świetlicy w Batorowie w spektaklu „Co się stało z Katarzyną”, którego autorem jest Michał Kokorzycki, opiekun grupy. Spektakl to gra z konwencją „Kopciuszka”, próba odczytania na nowo popularnej baśni


Zaczęło się od świetlicy w Batorowie. Grupę zorganizowała bibliotekarka, wcześniej wkładając do skrzynek na listy kartki z informacją. Pierwsze próby polegały na tupocie i gonitwach, ale z czasem zaczęły pojawiać się rytmiczne wiersze, zabawy w rymowanki. Dzieci przybywało. Wśród pierwszych realizatorów znalazły się też Grażyna Smolibocka, nauczycielka z Liceum Ogólnokształcącego w Tarnowie Podgórnym, dziś koordynująca pracę teatrów, i Anna Dzięcioł, psycholożka z podstawówki w Tarnowie Podgórnym.

– Zaczynałam pracę jako psycholog. Zaproponowano mi współpracę – zorganizowanie grupy teatralnej. A ja byłam zupełnie zielona w tej materii. Zaczęłam się uczyć, i uczę się do dzisiaj – opowiada Anna Dzięcioł.

Projektodawcy zaczęli rekrutować spośród mieszkańców gminy instruktorów. Ruszyły grupy w Kokoszczynie, Lusówku, Lusowie, Rumianku, Sierosławiu, Przeźmierowie, Ceradzu Kościelnym.

W tym roku Anna przygotowała z dziećmi spektakl Maliny Prześlugi „Blee”. O tolerancji.

– To nie jest tak, że przeczytam tekst, a potem każę się go wyuczyć. Najpierw rozmawiamy dużo o tym, co jest tematem sztuki. Zadajemy pytania, spieramy się. Dzieciaki muszą zrozumieć, o co chodzi w sztuce. – dodaje Anna Dzięcioł.

Z profesjonalistami

Na czym polega funkcjonowanie grupy teatralnej? Każda ma swojego instruktora, który spotyka się z dziećmi raz w tygodniu na dwie godziny, zwykle w dni powszednie. Ale kiedy próby wkraczają w etap bliski premiery – nawet częściej. Nad wszystkimi zespołami czuwają koordynatorzy. Dziś organizacyjnym jest Jolanta Tepper, merytorycznym – Grażyna Smolibocka, która czuwa nad doborem tekstów i nadaje od kilku lat tytuły edycjom projektu.

Tytuły w żaden sposób nie ograniczają w wyborze tekstów, raczej dają pole do popisu. „Razem i osobno”, „To o tobie mówi bajka” czy „Suita polska” to hasła, które pomieszczą wiele pomysłów na spektakl. Instruktor znajduje go sam, ale też czasem sam go pisze. Bywa, że najpierw robi burzę mózgów ze swoimi aktorami, słucha opowieści o ich codziennych doświadczeniach, a potem z tego powstaje sztuka. Ale jest i opieka mentorska.

– To jest niesamowite wsparcie. Współpracuje z nami zawodowa choreografka, scenografka, jest kompozytor – każdy spektakl ma dedykowaną mu muzykę. Mamy regularne konsultacje z zawodowymi aktorami z Poznania, w tym m.in z Teatru Animacji – mówią realizatorzy.

Nad scenografią i kostiumami czuwa Agnieszka Gierach, scenografka z Poznania. Ale jej praca to często angażowanie dzieci w tworzenie dekoracji – ich wyobraźnia bywa nieograniczona. To jedna z wartości dodanych tego projektu.

Teatr oknem na świat

Projekt od początku miał na celu stwarzanie dzieciom mieszkającym na wsi warunków do lepszego startu. I tak się dzieje – realizatorzy projektu już mogą podziwiać dorodne jego owoce. Dzieci, które trafiały do świetlic na pierwsze próby, dziś prowadzą wiejskie grupy teatralne albo grają w grupach studenckich.

– Przez osiem lat prowadziłam zespół w Rumianku. Nie należał do najłatwiejszych. Dziś trzy osoby z tego zespołu grają jako dorośli – mówi dumna Anna Dzięcioł.



Dzieci ze świetlicy w Sierosławiu w spektaklu „Konkurs niespodzianka” Izabeli Degórskiej, w reżyserii opiekunki grupy – Joanny Witczak. Ta sztuka to dyskusja z obrazem świata kreowanym przez show buisness



– Dziewczyna z Lusówka studiuje w Seulu. Paulina w Anglii studiuje psychologię. Sandra we Francji – coś z marketingiem. Wszystkie dziewczyny z troskliwych rodzin, ale wiejskich i mniej zamożnych, co wciąż ogranicza szanse na zdobywanie świata. Nam się wydaje, że projekt otwiera do tego liczne furtki. I to sprawia, że wciąż mamy energię – mówi Grażyna Smolibocka.

Projekt ma charakter artystyczno-edukacyjno-wychowawczy. Te dwie ostatnie funkcje dają o sobie znać m.in. podczas corocznych warsztatów wyjazdowych. To rodzaj wakacyjnego święta, na które czekają i dzieci, i rodzice, którzy dziś wiedzą, że to wyjątkowo owocnie spędzony wolny czas. Zwykle przez 10 dni trwają tam intensywne warsztaty z zawodowcami.

– To nie ma być tylko teatralna kolonia. Szukamy miejsc w ciekawej okolicy, nie zawsze daleko, ale zawsze takich, żeby dzieci miały doświadczenie czegoś wyjątkowego. Dlatego raczej pałac niż agroturystyka. Wierzymy w to, że jakość otoczenia buduje pewną wrażliwość w dzieciach – wyjaśnia Jolanta Tepper.

Granie w teatrze rozwija na wszelkie sposoby, ale zbawienną jego funkcję obserwuje Anna Dzięcioł – także z perspektywy specjalisty.

– Trudno nie być szczęśliwym, kiedy widzi się dziecko z rysem autystycznym, jeszcze chwilę wcześniej niemal nic nie mówiące, wygłaszające na scenie całą kwestię – nie kryje wzruszenia psycholożka.

Dorosłych trudniej było zachęcić do wygibasów na scenie, ale zaangażowanie rodziców w projekt przerosło najśmielsze oczekiwania. Na przedstawienia przychodzą całe rodziny. Mamy poprawiają zagniecenia w kostiumach tuż przed wyjściem na scenę, zajmują się cateringiem, czasem są suflerkami, podpowiadają tekst. Projekt ma też wiele wartości dodanych.

– W naszych wsiach mamy dzieci z bloków, miejscowe, często uboższe, i dzieci, których rodzice sprowadzili się do wiosek z miasta, wybudowali rezydencje. Dzieci spotykały się w szkole, ale bywało, że rodzice tych drugich niechętnie patrzyli na wspólne popołudniowe rozrywki. Przez te kilka lat udało się nam całkowicie zatrzeć te różnice. Projekt uczy tolerancji, współpracy, sumienności. Ludzie dostrzegli, że korzystają na tym wszycy – mówi Jolanta Tepper.

W kwietniu – zawsze uroczysty finał projektu. Nawet na trudnych sztukach płaczą gospodynie w podeszłym wieku. Teatry kochają też sołtysi, którzy kiedy dowiadywali się, że u sąsiada działa już grupa, stawali na głowie, żeby zebrać dziecięcy zespół i na zawołanie służyli pomocą. Teraz włodarz Rumianku mówi z dumą, że kiedyś wieś słynęła z wypadków, a teraz – z najlepszego teatru w gminie. A co Grażyna Smolibocka przygotowała na kolejny sezon? W tym roku mottem będzie „To dobrze, że każdy jest inny”. Teatry z Tarnowa poradzą sobie z tym na pewno.

Karolina Kasperek

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
03. maj 2024 15:42